14. "I want to go home"

     Moje oczy skanowały kartkę w kółko i w kółko, wracając do samego początku w upewnieniu mnie, że niczego nie pominęłam. Nie było tam nic, co mogłoby mi pomóc. Wszystkie słowa zostały napisane starannie czarnym tuszem.

     Linda, piszę do Ciebie, ponieważ muszę Cię poinformować o śmierci Twojej matki. Bardzo dobrze wiemy, że nie przepadamy za sobą nawzajem, więc w związku z odejściem Twojej matki, nie widzę żadnej potrzeby kontaktowania się z tobą, tak czy inaczej. Ten list to moje ostatnie słowa do Ciebie. Wpłaciłem dokładną kwotę pieniędzy, którą odziedziczyłaś po niej, na twoje konto bankowe. Pogrzeb odbędzie się w następnym tygodniu. Radzę Ci na niego nie przychodzić, jedyną rzecz, którą możesz sprawdzić to obraza mojego nazwiska.
Jesteś teraz dorosłą kobietą, od teraz możesz się sama sobą zająć.
Pozdrawiam,
David
     
     - Czy on.. Czy on jest Twoim tatą? – uklękłam na przeciwko niej, objęłam jej ręce w moje własne, obawiając się jej odpowiedzi. Pokręciła głową.
     - Jest moim ojczymem. – szepnęła. Nawet jeśli to za bardzo nie pomogło, to zaczęło tworzyć trochę większy sens. Nie wierzę, że ojciec mógłby w ten sposób wyprzeć się własnej córki. To po prostu nie było w porządku w żaden sposób.
     - Przykro mi z powodu Twojej mamy. – powolnie odetchnęłam, bałam się zranić ją wspominając o tym. Tak, jak myślałam, wybuchła kolejnym atakiem płaczu, a każda kropla łez spływająca na podłogę, reprezentowała ból jaki z siebie uwalniała.
     - Przepraszam, proszę uspokój się. – przyciągnęłam ją do swojej piersi, teraz jej łzy barwiły moją koszulkę, zamiast spadać na podłogę. Próbowała wszystkiego, co w jej mocy, żeby się uspokoić, odsunęła się ode mnie i wytarła łzy ze swojego policzka. Pomimo że była blada, jej oczy były spuchnięte, a na jej nosie widniał lekki odcień czerwieni, to wciąż udawało jej się wyglądać pięknie.
     - On jest powodem, dlaczego ogóle przyjęto mnie do tej szkoły. Przez niego musiałam przeżyć to wszystko, przez co przeszłam. Oczywiście moja mama była przeciwko temu pomysłowi, ale on od początku ich małżeństwa próbował pozbyć się mnie z jego życia i teraz wreszcie się mu udało. – jej głos wyraźnie się łamał i cierpiał, mimo to skończyła silnie i z nienawiścią – Przez niego jestem tak popierdolona. – brakło mi słów. Nie wiedziałam co jej powiedzieć, jak ją pocieszyć. Nie doświadczyłam nawet połowy rzeczy, przez które ona przeszła.
     - Wszystko będzie dobrze. – potarłam rękoma o jej ramiona, z całych sił próbując ją pocieszyć i sprawdzić, by poczuła, że jestem tu dla niej.
     - Co mam zrobić w czasie święta dziękczynienia? Bożego narodzenia? Moja mama zmarła i nawet jeśli tego zbyt często nie okazywałam, to kochałam ją. Tak bardzo ją kochałam i ona nie mogła odejść! Była jedyną osobą, którą miałam! - jej ręka zaczęła się trząść, a jej płacz bólu stawał się coraz głośniejszy i głośniejszy z każdą minutą. Moje własne serce zacisnęło się w mojej klatce piersiowej, odczuwając ból, przez który przechodziła.
     - Masz mnie Linda. Moi rodzice mogliby Cię prawdopodobnie znienawidzić, ale możesz pojechać ze mną do domu. Możemy spędzić te dni razem, wiesz, że zawsze chciałam mieć siostrę. – byłam zdesperowana. Byłam zdesperowana i nie wiedziałam nawet, co mówiłam. Po prostu chciałam zatrzymać jej ból, sprawdzić by przestała płakać i sprawić, żeby poczuła, że wszystko będzie dobrze. Chciałam, żeby się uśmiechnęła i powróciła do bycia tą wredną suką, której nic nie obchodziło. Tej, która zmieniała się czasem w totalnego dziwaka w niektórych sprawach. Pragnęłam, żeby się uspokoiła. Przyglądałam się jej przez minutę, mały chichot opuścił jej usta.
     - Nie jestem zaskoczona tym, że Twoi rodzice mogliby mnie znienawidzić. – jeszcze raz zachichotała, wielokrotnie pociągając nosem, kiedy wycierała łzy. Zaczęła się śmiać. Wzięła coś, co powiedziałam na poważnie, za zabawne. Moi rodzice znienawidziliby ją, wykrzykując jak nieodpowiednio i źle wychowana jest.
     - Nie jesteś sama. Wiem, że byłam dla Ciebie surowa, ale kocham Cię suko! – przestała płakać. Nie powinnam być zaskoczona, że właśnie tym sprawiłam, że się uspokoiła. Jej ręce znajdowały się na jej twarzy, ocierając wszystkie pozostałe łzy, podczas gdy wciąż niekontrolowanie​ pociągała nosem. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, a kiedy je otworzyła wydawała się być zupełnie nową osobą. Tak jakby wcale nie cierpiała kilka sekund temu.
     - Więc, co to za "bardzo ważna" rzecz, którą chciałaś mi powiedzieć? – uśmiechnęła się do mnie, jakbym nie była z nią kilka sekund temu, myślałam, że nie było w tym nic złego. Po pierwsze, nie mogłam zdecydować, czy powinnam powiedzieć jej o tym, a kiedy odpowiedziałam sobie na to pytanie, zaczęłam debatować, jak mam jej to powiedzieć. Oczywiście nie wymyśliłam nic, więc zdecydowałam się zacytować Justin'a.
     - Miałam swój pierwszy orgazm. – rozszerzyły się jej oczy, a jej szczęka opadła. To było nic, czego do tej pory nie oczekiwałam. Jej oczy zwęziły się, następnie mnie lustrując. Z jakiś powodów miała problemy z uwierzeniem w moje słowa.
     - Pozwól, że zgadnę, Bieber miał z tym coś wspólnego? – emocje w jej oczach zmieniały się. Z emocjonalności przeszła w tryb pełnego wyśmiewania. Uniosła swoją prawą brew, a jej usta ułożyły się w pewnego rodzaju uśmieszek. Potrząsnęłam głową, odpowiadając na jej pytanie, co było bardziej niż oczywiste. Nie pozwoliłabym żadnemu innemu chłopakowi dotykać mnie w taki sposób, jak Justin.
     - Pieprzył Cię? – wywróciłam oczami. Nie powinno mnie zaskoczyć, to, że spytała.
     - Nie, ale on uh.. w pewnym sensie uh... – podniosłam palce do góry, w nadziei, że załapie i zrozumie, co próbuję powiedzieć. Dostrzegłam w jej oczach, że rozumie, co chciałam powiedzieć.
     - Zrobił Ci palcówkę? – zasłoniłam twarz dłońmi, kiedy wielki uśmiech wkradł się na moje usta. Nie mogłam nic z tym zrobić. Efekt jaki na mnie wywierał był ogromny, jego obecność nie była konieczna, żeby wywołać u mnie głupi uśmiech. Linda zaczęła się niekontrolowanie​ śmiać.
     - Spośród wszystkich ludzi, nigdy nie spodziewałabym się czegoś takiego po osobie takiej, iak ty. – pokręciłam głową, z powodu braku słów. Byłam tą grzeczną dziewczynką z surowymi rodzicami i tymi wszystkimi zasadami. Miałam tu przyjechać, aby zdobyć stypendium, a nie przeżywać jedną z najbardziej szalonych przygód na tym świecie. – Czy odwdzięczyłaś się za przysługę? – kolejny raz pokręciłam głową.
     - Nie, ale miałam to zrobić, gdyby nie Trey, zrobiłabym to. – milion myśli przebiegało przez jej myśli, ale w końcu po prostu parsknęła śmiechem. Cóż, jestem wdzięczna że poczuła się lepiej.
     - Oczywiście to musiał być Trey. Ten idiota jest przeklęty na bycie cockblockerem! – nie mogłam nic z tym zrobić, ale czułam się niekomfortowo, kiedy mówiła te wszystkie nieodpowiednie rzeczy. Nie byłam do nich przyzwyczajona, jeśli w ogóle kiedyś będę.
     - To nie ma znaczenia, nie wiem nawet, jak to robić. Przysięgam, czuję się, jak cholerny, zagubiony szczeniaczek. – teraz myślę, że to nawet lepiej, że wtargnął wtedy do pokoju. Czułabym się tak zakłopotana, jeśli zrobiłabym coś źle.
     - Po prostu obejrzyj porno, nauczy Cię w jeden dzień. – zerknęłam na nią obojętnie. Była nienormalna, jeśli myślała, że kiedykolwiek obejrzałabym porno. To obrzydliwe i to grzech!
     - Nigdy w życiu tego nie obejrzę. – Linda uniosła swój palec i wskazała nim na mnie. Spojrzałam na nią, moja twarz nie ukazywała nic, tylko usprawiedliwieni​e moich słów.
     - Nigdy nie mów nigdy, suko. Mogę przysiąc na moje życie, że mówiłaś, że nie będziesz miała żadnego seksualnego kontaktu z chłopakiem i popatrz na siebie teraz. – otworzyłam usta, aby zaprotestować, ale zamknęłam je, zdając sobie sprawę, że miała rację. Powiedziałam, że nigdy się nie upije, ale zrobiłam to. Powiedziałam, że nigdy nie będę na haju, ale też to zrobiłam. Powiedziałam, że nigdy nie pozwolę, aby chłopak mnie dotknął, ale pozwoliłam na to.
     - Po prostu wejdź na kategorię obciągania i obejrzyj to. – poruszyła brwiami. Pokręciłam głową. Ta dziewczyna mówiła mi to na poważnie, ale czy ja naprawdę myślałam o zrobieniu tego? Mój mózg był przeciwko temu, ale moje ciało zareagowało zupełnie odwrotnie.
     - Skoro już o nim mówimy, to gdzie on jest? – wzruszyłam ramionami.
     - Spławia Veronice. – Linda wydęła swoje wargi. Bez mówienia czegokolwiek, doskonale wiedziałam, o czym myślała. Odwróciłam wzrok na swoje paznokcie, próbując wszystkiego, aby pokazać, że to nie ma dla żadnego znaczenia.
     - Lepiej do tego przywyknij. – szepnęła wolno, aż musiałam wytężyć moje ucho, żeby usłyszeć, co powiedziała. Uniosłam pytająco brew, dając jej znać, żeby kontynuowała i powiedziała, co miała na myśli. Nie odzywała się, a jej wzrok opadł na jej palce splątane z drugą ręką. Wydawała się być głęboko zamyślona, kiedy znikąd szarpnęła głową w górę.
     - Powiedz mi, że nie czujesz i nie będziesz nic do niego czuć. – to pytanie wybiło mnie z rytmu. Czemu to w ogóle ma jakieś znaczenie.
     - Czemu pytasz? – przygryzła dolną wargę. Sprawiała wrażenie, jakby o czymś wiedziała, a ja nie. Wzruszyła ramionami.
     - Wiesz, faceci będą zawsze facetami. – pokręciłam głową. Justin był ze mną niecałe pół godziny temu. Nie mógłby mnie po prostu rzucić i zostać z Veronicą.
     - Justin nienawidzi Veronici. – stwierdziłam, nie wiem czemu, ale czułam, że muszę obronić go, siebie, nas. Widziałam sposób, w jaki na nią patrzył, nie mógł znieść przebywania wokół niej i nigdy nie uśmiechał się, kiedy z nią był, ale kiedy jest ze mną, stale się uśmiecha i śmieje.
     - Próbuję Ci tylko powiedzieć, że nigdy nie będziesz w stanie się jej pozbyć, nawet jeśli Justin będzie tego chciał. – nie wiedziałam nawet, kto był tutaj tą zdepresowaną, ona, czy ja. Milczałyśmy, a żadna z nas nie odważyła się powiedzieć słowa. Wiedziałam, że jej myśli wróciły do listu i jej matki, ale nie mogłam skupić się na niej, kiedy te wszystkie pytania siedziały w mojej głowie. Próbowałam ze wszystkich sił je zignorować i skoncentrować mój wzrok na Lindzie.
     - Powiem Justin'owi, że zostanę z Tobą na noc. – pokiwała głową, kiedy wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. Zanim całkowicie je zamknęłam, obróciłam się i posłałam jej delikatny uśmiech, który odwzajemniła. Przeszłam przez hol, nie zadając sobie nawet trudu, aby się ukryć, słowa Lindy nie opuściły mojego umysłu. Co właściwie miała na myśli mówiąc, że nigdy nie pozbędziemy się Veronici? Podeszłam do drzwi mojego pokoju i weszłam do środka, znajdując tam ciało rozwalone na moim łóżku.
     - Trey? – spojrzał w górę, z nad jednej z moich książek, którą miał w ręku i słodko się do mnie uśmiechnął.
     - Hej piękna. – zamrugałam gwałtownie, rozglądając się po pokoju, a moje oczy skwapliwie szukały Justin'a. Drzwi od łazienki były otwarte i puste. Nie było go tam.
     - Jest z Veronicą. Ta dziewczyna może być wrzodem na dupie. Jeśli nie byłaby dobra w łóżku, zakładam, że Justin nawet by na nią nie spojrzał. – urwał, patrząc na książkę, a potem z powrotem na mnie. – Ale czekaj... oczywiście nawet jeśli byłaby zła w łóżku, nie mógłby jej ignorować. – powrócił do książki, udając jakby ją czytał. Spojrzałam na okładkę, "Great Expectations" moja ulubiona książka.
     - Co masz na myśli, przez to, że nie miałby wyboru? - jego wzrok znowu wrócił do mnie, udając westchnięcie, przeniósł swoją dłoń wyżej, pokrywając nią jego okrągły kształt warg.
     - Masz na myśli to, że Ci nie powiedział? – wywróciłam oczami na fakt, jak wielkim idiotą był, mimo to nie mogłam się oprzeć uczuciu ciekawości odnośnie tego, o czym mówił. O czym Justin mi nie powiedział? Pokręciłam głową, zamykając drzwi za sobą i podeszłam bliżej Trey’a. Potrząsnął on swoją głową w dezaprobacie.
     - To bardzo w stylu Justin’a, robi dziewczynom nadzieje, mówiąc jak są perfekcyjne, piękne, a kiedy może już pieprzyć, to rzuca je. Możesz w to uwierzyć? – zmarszczyłam brwi, robiąc wszystko, co w mojej mocy, by ukryć, jak bardzo zadziałały na mnie jego słowa.
     - O czym mi nie powiedział? – wybełkotałam. To jest dokładnie to, o czym rozmawiałam z Lindą i fakt, że nie wiedziałam czegoś, co Ci dwoje wiedzieli, podnosił mi ciśnienie. Czy naprawdę chciałam wiedzieć? Tak, chciałam, ale również bałam się odpowiedzi. Byłam tak przestraszona, że jego odpowiedź, może sprawić, że zacznę wątpić w Justin’a.
     - Nie zapytałaś się sama siebie, czemu utknął w tym malutkim pokoju, kiedy mógł mieć podobny jak nasz? Jestem pewny, że byłaś w pokoju Lindy. Jest dziesięć razy większy, niż ta mała gówniana dziura. – skinęłam głową, rozumiejąc, o czym mówił. Justin był bogaty – oceniając po jego samochodzie – czemu miałby mieć mały pokój, kiedy mógł mieć tak duży, jak Veronic’i i Lindy razem wzięty.
     - Czy mówiłem Ci kiedykolwiek, w jak dobrej przyjaźni rodzina Justin’a jest z rodziną Veronic’i? Mam na myśli to, że dlaczego mieliby nie być? Ich ojcowie pracują razem. – zawarczałam w frustracji… Co dokładnie próbował mi powiedzieć?
     - Cokolwiek, co próbujesz powiedzieć, wykrztuś to z siebie. – wstał i podszedł do mnie, opierając swoje ręce na moich ramionach, a jego oczy nie pokazywały nic innego, oprócz smutku.
     - Justin nigdy nie weźmie Ciebie, ani żadnej innej dziewczyny na poważnie, ponieważ jest przywiązany do Veronic’i. Nawet jeśli bardzo by chciał, to nigdy jej nie opuści. – potrząsnęłam głową, szydząc z niego. Znałam Trey’a, wiedziałam, kim naprawdę był. Wiem, że stara się mnie zdenerwować, albo nastawić mnie przeciwko Justin’owi, ale to nie zadziała.
     - Radzę Ci wziąć się za życie. – wymamrotałam opryskliwie, pokonując drogę do drzwi. Chciałam, potrzebowałam uciec od niego. Jego obecność obrzydzała mnie w tym momencie.
     - Rodzice Justin’a nie są w zbyt dobrym miejscu teraz, jeśli chodzi o interesy biznesowe, kiedy rodzice Vero mają to wszystko. – zatrzymałam się, nie mając odwagi odwrócić się, by stanąć z nim twarzą w twarz. – Zastanów się nad tym. Zaraz stracisz wszystko, ale córka jednego z najbogatszych facetów ma obsesję na punkcie Twojego syna, najmądrzejszą rzeczą jest zaaranżować związek małżeński. – co? O czym on mówił? Odwróciłam się i zmarszczyłam brwi, a wyraz mojej twarzy pokazywał nic innego poza dezorientacją.
     - Co dokładnie próbujesz mi powiedzieć, Trey? – mój głos był słaby, nie wystarczająco silny dla niego, by go usłyszał. Nie kpił, nawet nie uśmiechał się głupio. Był poważny, a jego oczy pokazywały nic innego, niż współczucie.
     - Próbuję ochronić Cię przed Justin’em. Może to zabrzmieć szorstko, ale mam zamiar Ci to wszystko uświadomić mała, jesteś dla niego nic nie znaczącą pogryzioną zabawką. Kiedy dostanie to, czego chce, rzuci Cię, nawet nie patrząc się na Ciebie. – rozważałam nowe informacje w myślach. Chciałam wydrzeć się na niego, że to wszystko było kłamstwem, ale żadna z rzeczy, które powiedział, nie brzmiała jak kłamstwo. Czemu Justin nie ma takiego samego pokoju jak bogate dzieciaki, to jak nigdy naprawdę zupełnie nie pozbywa się Veronic’i, jak zawsze ją uszczęśliwia, dając jej, co chce i to co dzisiaj od niego chciała, to to, aby ją odwiedził… w jej pokoju. Nawet się nie zorientowałam, a łza spłynęła po moim policzku. Trey zacisnął usta, podchodząc, by ją zetrzeć.
     - Nie płacz. Przynajmniej znasz prawdę. Zasługujesz na to, by wiedzieć. – uśmiechnął się do mnie słodko, a palcami odgarnął mi włosy z twarzy, kiedy schylał się, by złożyć pocałunek na moim czole. Odsunęłam się, przegryzając wewnętrzną stronę wargi i wpatrywałam się w niego niezręcznie.
     - Dzięki, tak sądzę. – powiedziałam. Odwróciłam się bez ostrzeżenia i pokonałam drogę do pokoju Lindy raz jeszcze. Kiedy szłam, miałam wrażenie, jakbym robiła tak przez lata. Moje nogi wydawały się ciężkie, twarz zdrętwiała, a serce jakby zostało zasztyletowane nożem. Słowa Trey’a wędrowały po mojej głowie, sprawiając że ból był nie do zniesienia. Szłam przez korytarze, czasem opierałam się o ściany, by się podeprzeć, kiedy czułam zagrożenie, że mogę przewrócić się na podłogę.
     - Chandler? Co się stało? – spojrzałam przed siebie, znajdując się właśnie w pokoju Lindy. Była tylko jedna osoba, która mogła uporządkować ten cały bałagan dla mnie i ta osoba stała właśnie przede mną.
     - Czy to prawda, że Justin i Veronica muszą wziąć ślub? – Linda zamrugała gwałtownie, oblizała wzdłuż wargę i błąkała wszędzie oczami, zanim nie spojrzała na mnie.
     - Jak się dowiedziałaś...
     - To nie ma znaczenia, po prostu mi powiedz. Czy to prawda? – nalegałam, nie dbając o to, że byłam niegrzeczna.
     - To rodzinny biznes. Veronica ma obsesję na punkcie Justin’a od podstawówki. Ich rodzice myśleli, że gdy dorosną, to będą idealni dla siebie. – prychnęła, wyraźnie nabijając się z sytuacji, w której byliśmy. – Justin, oczywiście, nie chce być przez nią ograniczony, ale ze względu na rodziców zgodził się, dając Veronice co chce. Veronica mówi wszystkim swobodnie, że Justin należy do niej, ale to dlatego, bo technicznie tak jest. Ale nawet gdy wyszło na jaw, że się pobiorą, co stało się dosłownie, kiedy byliśmy pierwszorocznymi, Justin nie przejął się. Dawał Veronice co chciała, by była szczęśliwa, ale w tym samym czasie latał za innymi dziewczynami. Dziewczynami, które później rzucał. – dokończyła sucho. Skinęłam głową.
     - AKA mnie. Głupią, niewinną Chandler. – nie poruszyła się, by się zgodzić, ale nie musiała. To była prawda. Byłam idiotką, za to, że kiedykolwiek wierzyłam, że czuł coś do mnie. Wiedział od początku, że był narzucony Veronice, mimo to położył ręce na mnie. Sprawił, że się zakochałam, sprawił że cholernie się w nim zakochałam, dając mi obietnicę, że złapie mnie, tylko po to by pozwolić mi ulec zagładzie.
     - Naprawdę nigdy nie rozumiałam, jak mogła po prostu stać widząc go, gdy pieprzył inne dziewczyny. Mam na myśli to, że jestem pewna, że ona też to robiła, ale przysięgam, ona ma zbyt wielką obsesję na punkcie Justin’a. – potrząsnęła głową, a jej wzrok zawędrował na mnie. Byłam zbyt bardzo pochłonięta własnymi myślami, by nawet zwrócić na to uwagę. Justin był kurwą. Wiedziałam to od początku, mimo to nigdy o to nie dbałam. By zapytać siebie z jak wieloma dziewczynami był, jak wielu dziewczynom mówił te same rzeczy, co mi. Nie byłam inna od reszty. Chciał jednej rzeczy i to była jedna rzecz, którą zabierał od każdej innej dziewczyny. Widział mnie, jakbym była zabawką.
     - Hej, nie mówię, żebyś się z nim nie pieprzyła, jedyne co Ci mówię, to żebyś nie czuła do niego nic silnego. To nie skończyłoby się dla Ciebie dobrze. – musiałam oprzytomnieć i uświadomić sobie, że Linda dała mi mowę o Bóg wie czym, ale usłyszałam tylko jej ostatnie słowa.
     - Jestem zmęczona. – wymamrotałam, podchodząc do łóżka Sydney i wchodząc na nie. Chwyciłam kołdrę w ręce, naciągając ją do siebie do policzka. Pozostałam w ciszy, nic nie chodziło mi po głowie. Ktoś zapukał w drzwi, sprawiając że Linda i ja wzdrygnęłyśmy się na nagły dźwięk. Otworzyła drzwi, zdradzając jednego ze zgubionych pupilków Veronici.
     - Linda, masz coś przeciwko, jeśli zostanę tutaj dziś wieczór? Przyszedł Justin i możesz sobie wyobrazić, przez co bym przeszła, gdybym tam została. – Linda odwróciła się, by spojrzeć na mnie, panika wypisana wzdłuż jej twarzy. Otworzyła szeroko oczy i wyszeptała małe przepraszam, zanim odwróciła się z powrotem do dziewczyny. Oceniając po jej słowach, ona musi być współlokatorką Veronici. Wzruszyłam ramionami, przybierając przeciwny kierunek od nich. Byłam tutaj, by sprawić, aby Linda poczuła się lepiej, ale kiedy to ja była tą, która topiła się we własnych problemach i bólu. Oczywiście strata matki jest o wiele większym bólem, niż bycie okłamanym i bawionym się przez osobę, która stała się niesamowicie ważna dla Ciebie. Wzięłam głęboki oddech. Byłam tu dla Lidy, potrzebowała mnie jako przyjaciółki, ramiona, na którym mogła się wypłakać, nie aby użyczać ramienia, aby ktoś płakał. Wstałam, dziewczyna posłała mi wielki uśmiech, machając ręką do mnie.
     - Cześć, jestem Kathy. – wyciągnęła rękę, by się powitać. Oczywiście, ja będąc miłą suką, chwyciłam ją i potrząsnęłam.
     - Chandler. – Kathy uniosła zaskoczona brwi moją tożsamością.
     - Tą, która jest siostrą Chace’a Greyson’a? – na jej twarz wkradł się uśmieszek, zaczęła iść wokół mnie idąc noga za nogą, kołysała biodrem, a jej oczy były utkwione na mnie, jakby była kotką, gotową poszarpać zabawkę przed nią. Podeszła mnie od tyłu i zanim wiedziałam, chwyciła mój tyłek, sprawiając że krzyknęłam w szoku na niespodziewany kontakt. Wydała z siebie jakiś dźwięk, który przypominał aprobatę. Obeszła mnie wokół raz jeszcze tym razem zatrzymują się przede mną. Nawet nie próbowała ukryć faktu, że gapiła się na moje piersi. A ja po prostu stałam tam niezręcznie, błagając ją, aby skończyła cokolwiek, co robiła. Spojrzałam na Lindę, by zauważyć że chichotała.
     - Dziewczyno, jesteś jednym cholernym kochaniem. Veronica ma pewne jak cholera, że konkurencja wchodzi jej w drogę.
     Nie wiedziałam, czy powinnam przyjąć to jako komplement, czy czuć się napadnięta przez jej ręce, mimo to rzecz, której nie mogłam nie zauważyć, były jej słowa. Ja? Konkurencją Veronici? Potrząsnęłam głową. Nawet jeśli byłam jakąś konkurencją, to Justin jest właśnie z nią w tym momencie.
     - Zostaw biedną dziewczynę w spokoju Kathy. – powiedziała Linda, gdy zamykała drzwi. Obie uścisnęły się, chichocząc do siebie, kiedy uścisk był mocniejszy i mocniejszy. Nie mogłam zrozumieć, jak łatwo Linda mogła ukrywać swoje emocje. Jeszcze parę minut temu, siedziała na podłodze, płacząc przez śmierć swojej matki. Kiedy skończyły się przytulać, Kathy odwróciła się do mnie z uśmiechem na twarzy.
     - Więc, gdzie jest Twój brat? – rozejrzała się po pokoju, jakby Chace miał się pojawić nagle znikąd.
     - Pewnie w swoim pokoju. – odpowiedziałam sucho. Nie czułam się komfortowo. Przyszłam tu by pobyć z Lindą, a teraz ta dziewczyna zwala mi się na głowę, nie wspominając już o tym, że przypomniała w mojej obecności fakt, że Justin jest z Veronicą.
     - Dam wam dwóm trochę prywatności i pójdę do mojego brata… - stwierdziłam niezręcznie, wybiegając z pokoju bez najmniejszego spojrzenia. Moje nogi stały się słabe, kolana się uginały tak bardzo, że musiałam oprzeć się o drzwi dla wsparcia. Cztery słowa przeszły mi w myślach. Cztery słowa, które wkręcały się mi do mózgu, odkąd postawiłam stopę w tym miejscu. Chcę wrócić do domu. Chcę wrócić do domu. To wszystko, co chcę zrobić w tej chwili. Pójść do domu i zapomnieć o wszystkim i wszystkich, których kiedykolwiek spotkałam. Lindzie, Veronice, Trey’u, Marco, Kathy… Justin’ie. Chcę wymazać ich wszystkich z pamięci, serca i zapomnieć o tym, że coś się kiedyś wydarzyło.
     Rozejrzałam się po pokoju. Był pusty, zupełnie jak moje serce w tym momencie. Powinnam zacząć się pakować? A może powinnam uciec? Zostawić wszystko, co zrobiłam tu i zapomnieć? “Przestań uciekać..” “Do kurwy nędzy, Chandler, przestań uciekać!” to jest to, co zawsze robię. Uciekam. Uciekam od problemów, uciekam od rzeczy, które mnie ranią. W końcu zdecydowałam się po prostu położyć na łóżku i zapomnieć o wszystkim i wszystkich. Chciałabym być taka, jak Linda. Chciałabym, żeby nic mnie nie obchodziło. Chciałabym potrafić ukryć swoje emocje. Chciałabym, żebym po prostu nie dbała o nic. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zasnęłam, ciesząc się chwilą odpoczynku od wszystkiego i wszystkich. Co za idealny dzień, skończył się w najgorszy możliwy sposób.
On był tam, w moich snach, mówiąc, że mnie kocha, mówiąc, że to wszystko było kłamstwem.
     - Obudź się, piękna. – ktoś zachichotał. Mój policzek stał się mokry, gdy poczułam, że para ust go pieści.
     - Kochanie, obudź się. – znowu następny pocałunek na mojej linii szczęki. Czy ja śnię? Zamrugałam parę razy powiekami. Rozejrzałam się wokół, starając się zorientować, gdzie byłam, ale coś przeszkadzało mi lub powinnam może powiedzieć ktoś? Justin leżał obok mnie, a jego oczy natychmiast nawiązały kontakt z moimi.
     - Hej piękna. – po raz pierwszy, od kiedy go spotkałam, moje serce nie biło szybciej, a oczy nie rozjaśniały się w rozkoszy. Wkurzyło mnie to, że po prostu tu leżał, uśmiechając się, jakby wszystko było idealne, kiedy pewnie właśnie niedawno wrócił od Veronici.
     - Nie…dotykaj mnie.
_________________________
     Uhhh, Justin! Czemu musisz ranić Chandler? :( Jak myślicie, czy Justin zerwie umowę z rodzicami dla Chandler? A jak zachowa się Veronica w tej całej sytuacji? Czy Chandler uda się unikać Justin'a jak do tej pory? :)
     TAK WIELKIE DZIĘKI, ŻE KOMENTUJECIE
     Naprawdę wkurzyliście mnie i Natalię ilością komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Słuchajcie, my nie tłumaczymy tego dla siebie, tylko przede wszystkim dla WAS. Więc moglibyście łaskawie napisać komentarz. Nie proszę o wypracowanie na A4, ale zdanie, słowo czy nawet kropka! Wiecie, jak chcecie to my możemy robić, tak jak wy. Tylko, że my zamiast komentarzy, będziemy dodawać rozdział, kiedy tylko nam się podoba. Może co miesiąc, może co dwa. Ciekawa jestem, czy was to będzie satysfakcjonować. Czasem mam wrażenie, że nasz system prowadzenia bloga jest zły. My z Natalią wypruwamy z siebie wszystko żeby zdążyć z terminem (Natalia dodawała ostatnio rozdział o 2 w nocy), a wy ledwo co komentujecie. Nie wiem, czy mamy zrobić jakiś limit komentarzy (naprawdę nie chcemy czegoś takiego wprowadzać, ale zmuszacie nas do podjęcia takiego kroku). Po prostu zastanówcie się, zobaczymy ile tym razem będzie komentarzy i wtedy podejmiemy jakieś kroki.
     Było dzisiaj trochę 'ostro', no ale :) Mam nadzieję, że nowy szablon wam się podoba. Sama robiłam :D Jakby coś przeszkadzało, albo było nie tak, to dajcie znać, to poprawię ;) No to chyba na tyle. Następny należy do Natalii :-).
Usunięci z listy informowanych:
@opsmybrooks
@kidrauhlovc
@JusteeenMySwag
@Borussen4EVER

13. "I don't see what's the big deal on me seeing you naked."

     Nie było mowy, aby moje ciało jakoś zareagowało, a mój umysł przejął kontrolę w sytuacji takiej, jak ta. Byłam sparaliżowana, nie poruszałam się, nie mówiąc już o odpowiedzeniu.
     - Pośpiesz się i ubierz! – powiedział Justin, chwytając swoją koszulkę i zakładając ją na siebie, zanim stanął, by skonfrontować się z kobietą. Zaczęłam naciągać na siebie spodnie, czując się niewygodnie przez mokrą bieliznę.
     - Jak mogę Ci pomóc ma'am? – Justin zapytał kobietę w bardzo grzeczny sposób. Ja szukałam wtedy swojej koszulki, a kiedy już ją znalazłam, zarzuciłam ją na siebie przez głowę, tak szybko, jak tylko mogłam.
     - Mój syn słyszał jakieś krzyki pochodzące stąd. Chciałam się po prostu upewnić, że wszystko jest w porządku. – jej głos był zaniepokojony, zmartwiony, mogłam dostrzec, jak naciągała szyję, by zobaczyć z kim był Justin. Biorąc to za wskazówkę, by się pokazać, wstałam, by stanąć za Justin'em. Nagle otworzyła szeroko oczy, uświadamiając sobie, co właśnie miało miejsce.
     - Naprawdę przepraszamy, jeśli przestraszyliśmy Twoje dziecko. Po prostu bawiliśmy się. – mały chłopczyk stał za swoją matką, oplatając ręce wokół jej nogi, patrzył na nas w przerażeniu pomieszanym z niewinnością. Justin spuścił wzrok na małego chłopczyka, a słodki uśmiech pojawił się na jego twarzy.
     - Bardzo przepraszamy mały mężczyzno. Nie chcieliśmy Cię wystraszyć. – zagruchał do chłopca w dziecięcy sposób. To było przeurocze, jeśli chcecie mnie zapytać. Chłopczyk odpuścił i wysłał uśmiech w kierunku Justin'a, skrywając się jeszcze bardziej za jego matką. Z drugiej strony, wyrazowi twarzy kobiety było daleko do tego.
     - Co robiliście? – wiedziała. Wiedziała, co robiliśmy. To było wypisane na jej twarzy. Sposób, w jaki uniosła brew w naszym kierunku, opierała prawą rękę na swoim biodrze, przeniosła ciężar ciała na prawą stopę, dawał nam oceniające spojrzenie. Zażenowanie stało się dla mnie zbyt wielkie do wytrzymania. Policzki oblał ciemny czerwony rumieniec, a ręce zaczęły się trząść na myśl, że pomyślała o mnie, że jestem jakąś typową dziwką. Nie popatrzyłabym się na nią bez schowania głowy ze wstydu. Zanurzyłam twarz w ramionach Justin'a, chowając się przed sceną, rozgrywającą się tuż przede mną.
     - Co masz na myśli, pytając co robiliśmy? – kobieta uniosła brew, dają Justin'owi spojrzenie ‘Chłopcze, nie jestem głupia’. Justin trwał w graniu głupiego, działając kobiecie na nerwy, co można było zauważyć, gdy potakiwała agresywnie lewą stopą o ziemię.
     - Chłopcze, mogę zadzwonić na policję w tej chwili za to! Oboje z was dobrze wie, co robiliście! – otworzyłam szeroko oczy, a moje serce przyśpieszyło na wzmiankę o policji. Moim pierwszym odruchem było błaganie tej kobiety, aby nigdzie nie dzwoniła. Zażenowanie, przez które bym przeszła, byłoby zbyt wielkim. Moje instynkty były zupełnie inne niż Justin'a, oceniając po tym, jak zakpił i potrząsnął głową w szyderczy sposób.
     - Pozwól mi dobrze zrozumieć. Masz zamiar zadzwonić na policję za to, że dobrze się bawiłem z moją dziewczyną? – moje serce zaczęło szybciej bić, gdy przedstawił mnie jako swoją dziewczynę, ale oczywiście musiałam zejść na ziemię, ponieważ to wszystko było tylko grą z jego strony.
     - Podejdźcie tu oboje i powiedzcie mi swoje imiona – nakazała, jakby była naszą matką. Ramiona Justin'a się napięły, nie poruszał się.
     - Po co Pani je? Do czego Pani ich potrzebuje? – kobieta zaczęła grzebać w swojej torebce w poszukiwaniu czegoś. Wiedziałam bez pytania, że chciała zadzwonić to policję.
     - Chcę znać Wasze imiona, teraz!  - zawarczała cierpko na nas. Spojrzałam na Justin'a, a strach przejął kontrolę nad moim ciałem. Justin zaciskał i rozluźniał swoją szczękę. Był wściekły, ale nic nie mogliśmy zrobić, by zmienić zdanie kobiety. Mieliśmy zostać zgłoszeni na policję.
     - Steven, - wymamrotał. – Steven Lockwood. – powtórzył. Chwycił mnie za rękę i pomógł mi zejść z placu zabaw.
     - Upewnię się, że oboje dostaniecie surową karę za to! – zaczęła naciskać przyciski na swoim telefonie, który wyglądał tanio. Gdy przyłożyła go do ucha, zaczęła dzwonić.
     - Na trzy, uciekasz. – Justin wymamrotał pod nosem, dzięki czemu tylko ja mogłam go usłyszeć. Odwróciłam głowę do niego. Był szalony, nie ma w tym wątpliwości. Jak może oczekiwać ode mnie tego, abym uciekła, zamiast stawić czoło błędu? Kobieta odwróciła się w innym kierunku na kilka sekund. Justin chwycił mnie w tali, popychając mnie naprzód, krzyknął ‘Trzy!’ bez żadnego protestowania zaczęłam biec najszybciej jak potrafiłam z Justin'em przy boku. Kobieta zaczęła wrzeszczeć na nas, rozkazując nam, abyśmy się zatrzymali i wrócili do niej. Oczywiście nie przestaliśmy biec, zanim nie minęliśmy mostu i byliśmy przed samochodem. Ponieważ mały chłopczyk trzymał się jej nogi, nie była wstanie biec za szybko. Justin otworzył samochód, oboje chwyciliśmy niedbale klamkę i weszliśmy do środka. Nie miałam nawet szansy zamknąć całkowicie drzwi, ponieważ Justin już odjeżdżał. Adrenalina krążyła w mojej krwi, dając mi najgorsze uczucie w dole brzucha.
     Kiedy wiedziałam, że byliśmy daleko i nikt nas nie śledził, oparłam głowę na siedzeniu, zrelaksowałam swoje mięśnie, a mój oddech był trochę mniej niekontrolowany, nie przez ucieczkę, którą odbyliśmy, ale przez pośpiech, który obecnie doświadczałam. Mogłam poczuć jak adrenalina opuszczała moje ciało, zastępując ją lękiem z podekscytowaniem. Jak minęło trochę czasu, a mój umysł zrozumiał, że byliśmy zupełnie bezpieczni, zaśmiałam się. Najpierw mały, nieszkodliwy chichot zmienił się w głośny śmiech, który spowodował, że chwyciłam się mocno za brzuch, by załagodzić ból. Nie było sensu zaprzeczać, jak śmieszna była ta cała sytuacja. Późniejszy efekt adrenaliny był niesamowity. Justin zaczął się śmiać ze mną, a nasz śmiech rozchodził się po całym aucie.
     - Skąd do diabła wytrzasnąłeś Steven'a Lockwood'a? – zapytałam między napadami śmiechu. Zaczął się uspokajać, by być w stanie mi odpowiedzieć. Obserwowałam go, gdy borykał się ze sobą, trzymając się za brzuch, gdy chciał się uspokoić się na parę sekund, zanim nie wybuchnął śmiechem ponownie. Odwrócił się do mnie raz jeszcze, będąc w stanie wykrztusić słowo. – Jakiś dzieciak, którego nienawidziłem, w pierwej klasie. Wkurzył mnie i wciąż go nie lubię. – od razu poczułam się źle dla tego biednego dzieciaka. Przeszedł na złą stronę Justin'a siedem lat temu i wciąż płacił za to cenę.
     - Przypomnij mi, abym nigdy nie przeszła na twoją złą stronę. – zachichotałam. Justin odwrócił się do mnie, posyłając mi uśmiech, który ukazywał jego perfekcyjne, białe, proste zęby.
     - Nigdy nie dostaniesz się na moją złą stronę, nawet gdybyś próbowała. – nie musiałam patrzeć w lustro, by wiedzieć, że się zarumieniłam. Uczucie ciepła na policzku było bardzo zauważalne.
     - Gdzie idziemy teraz? – zapytał Justin, odwracając się, by spojrzeć na drogę. Potrząsnęłam głową. Nie chciałam iść nigdzie. Chciałam się wrócić, pójść pod prysznic, ponieważ potrzebowałam jednego od zaraz.
     - Możemy po prostu wrócić? Mam już dość buntu jak na jeden dzień. – naprawdę zaskoczyło mnie, jak wiele zasad złamaliśmy dzisiaj i wszystko dzięki Justin'owi. Skłamałam policji, poszłam do parku, zamiast iść do szkoły, także robiłam nieodpowiednie rzeczy w tym parku. Nigdy naprawdę nie wierzyłam matce, kiedy mówiła, że bycie wokół złych ludzi wpłynie na mnie w zły sposób, ale teraz wiem, że nie mówiła nic innego oprócz prawdy. Justin i Linda byli najgorszymi wzorami do naśladowania, jakie mogłam wybrać, ale doświadczyłam z nimi rzeczy, których nigdy nie przeżyłabym będąc w domu. Czasem jest dobrze być innym, niż tym, kim jestem ja, taka jaką mnie zmusiła matka, abym była. Moje myśli zostały przerwane przez Justin’a, który zgasił silnik auta.
      Rozejrzałam się wokół, by zobaczyć budynek szkoły tuż przede mną. Weszliśmy do niego, wtykając nasze głowy do środku, by zobaczyć, gdzie dokładnie była sekretarka. Nie było jej tam, więc pobiegliśmy do windy, przyciskając szybko guzik.
     -  Skąd wracacie? – wygląda na to, że dzisiejszy dzień jest dniem, w którym zostajemy złapaniu na wszystkim, co robimy. Justin i ja wymieniliśmy spojrzenie, zanim on wyszedł na przód, składając ręce razem.
     - Poszliśmy do biblioteki. – wskazał na kompletnie inny, przeciwny kierunek zlokalizowania biblioteki.
     - Biblioteka została zamknięta z powodu budowy na ten tydzień. – uniosła brew, a uśmieszek pojawił się na jej ustach, cicho świętując, że złapała Justin'a Bieber'a na gorącym uczynku.
     - Bardzo dziękuję za tą informację. Docenilibyśmy ją wcześniej, zanim przeszliśmy całą drogę tam. Jeśli nie zauważyłaś, nie wzięliśmy windy. – zadrwił. Zachwyciłam się tym, jak dobry był w radzeniu sobie w sytuacjach jak ta, pod presją. Ja nie jestem taka, nie bez dostania ataku nerwowego.
     - Ogłosiliśmy my to wszystkim w zeszłym tygodniu. – założyła ręce nie piersi, posyłając mu wyzywające spojrzenie.
     - To słodkie, że myślałaś, że obecnie słucham ogłoszeń,  Lucy. – zaczął chichotać do siebie w szyderczy sposób. Sekretarka, której na imię było Lucy, zacisnęła szczękę, a jej oczy zmieniły kolor z ciemnego odcienia na czerwony. Jej oczy wędrowały ze mnie na Justin'a kilkanaście razy, zanim ostatecznie wylądowały na mnie. Zwężyła je, jakby próbowała przypomnieć sobie skąd mnie kojarzy.
     - Kim jesteś? Nigdy Cię tu nie widziałam i wierz mi, kiedy mówię, że znam każdego ze studentów. – splunęła. Spojrzałam w dół na siebie, zauważając, że nie przebrałam się za Chace'a.
     - Wiesz, mam prawo zadzwonić na policję, od kiedy nachodzisz na nasz budynek. – otworzyłam szeroko usta, nie bardzo wiedząc co powiedzieć, ale niedługo po tym wtrącił się Justin.
     - Ona jest siostrą Chace'a, Lucy. Dostała od Hawkins'a pozwolenie, by zostać tu z Lindą. Jestem pewny, że słyszałaś o wszystkim, co stało się biednej Sydney. – teraz winda zamknęła się i odjechała, więc Justin przycisnął przycisk raz jeszcze, omijając rozmowę jednym prostym czynem.
     - W porządku, po prostu zadzwonię do dyrektora Hawkins'a i sama się go o to zapytam. – jeśli to zrobi, mam nadzieję, że najgorsze co mogą zrobić, to wywalić mnie ze szkoły. Naprawdę nie chcę stawiać czoła ponownie policji. Nie ma sensu zaprzeczać temu, że ta kobieta nie gardzi Justin'em. Mogę to zobaczyć w jej oczach, sposób w jaki na niego spogląda. Ona była dla mnie taka słodka, kiedy przyszłam, by zadzwonić do swoich rodziców, musi po prostu coś mieć prostu do Justin'a.
     - Mogłabyś to zrobić. – przerwał, idąc w jej kierunku i pochylił się nad jej biurkiem. – i zaryzykować faktem, że będzie krzyczeć na ciebie za dzwonienie do niego, kiedy ma wolne od pracy. Oboje wiemy, jak mocno odreagowuje przerwanie mu czasu z rodziną. – Justin zaczął się rozglądać w poszukiwaniu nieznanego przedmiotu. – Czy nie jest 18 godzina? Z pewnością je obiad w tej chwili, oh wiem to z osobistego doświadczenia, że nie przeszkadzasz mu, kiedy ma obiad rodzinny. Dzwonienie do niego po coś tak głupiego i bezsensownego jak to, cóż, za to może wylać cię natychmiast. – nie mogłam zobaczyć tego, ale ten skurwysyn uśmiechał się głupio. Nie musiałam tego zobaczyć, po prostu wiedziałam.
     - Więc dalej, idź, bądź moim przewidywaniem. Zadzwoń do niego, powiedz mu coś, co już wie. – Lucy zaczęła się denerwować, a jej polce poruszały się w nienaturalny sposób. Justin posłał jej czarujący uśmiech, ten który zapierał mi dech w piersiach. Wyglądało na to, że działało to na nią, sprawiając że była jeszcze bardziej zdenerwowana. Uniosłam brew na nią. Była chuda. Mała talia, płaski brzuch, była młoda. Jej okulary sprawiały, że wyglądała jeszcze bardziej kujonowato, ale też w tym samym czasie atrakcyjnie. Moim zdaniem, była niczym innym poza kościami.
     - W porządku Justin, dobranoc. – pożegnała go, obchodząc biurko wokół, by usiąść na swoim miejscu. Justin skinął w jej kierunku, zanim podszedł do mnie. Raz jeszcze, musieliśmy przycisnąć przycisk windy, odkąd tyle to nam zajęło. Kiedy drzwi się otworzyły, oboje weszliśmy do środka i kiedy się zamykały, Justin puścił oczko sekretarce, co wyglądało słodko. Ja z drugiej strony wypuściłam oddech, który nawet nie wiem że trzymałam. Justin zaczął się śmiać, chwytając mnie w talii i uderzając swoimi ustami o moje. Ja oczywiście oddałam pocałunek.
     - Powinienem być aktorem. – powiedział, kiedy oderwaliśmy się od siebie. Wywróciłam oczami na niego, odpychając go akurat wtedy, gdy drzwi się otworzyły.
     - Cóż, pilnie potrzebuję prysznica. – powiedziałam idąc wzdłuż korytarza, ale wcześniej rozglądnęłam się po wszystkich kierunkach, by zobaczyć czy ktoś nas przypadkiem nie podglądał. Weszliśmy do naszego pokoju bezpieczni od kogokolwiek, kto mógł mnie zobaczyć jako Chandler.
     - Nie masz nic przeciwko, jeśli dołączę? – potrząsnęłam głową, udając się w kierunku łazienki, ale zanim mogłam zrobić krok do przodu, moje plecy były już naprzeciwko Justin'a. Jego usta zaatakowały mój policzek, tworząc głośny śmiech, który łaskotał moje ucho, kiedy skutecznie całował. Zaczęłam wyrywać się z jego silnego uścisku, ale na marne... Nie mogłam oprzeć się zachichotaniu, aż przestał i odwróciłam się, by na niego spojrzeć.
     - Obiecuję, że będę grzeczny. – wydął wargi. Zachichotałam głośno.
     - Nawet w ty to nie wierzysz, Justin! – stał zamurowany przez kilka sekund, zanim skinął głową w poddaniu się. Popchnął mnie delikatnie na ścianę, nasze klatki piersiowe były tak blisko, mogłam poczuć wibrację w jego klatce piersiowej, kiedy zamruczał głośno. Jego usta znalazły drogę powrotną do mojej skóry, nie gryząc czy podgryzając ją, tylko mnie po prostu całował, w górę i w dół mojej szyi. Jego usta były takie miękkie, a on sam zachowywał się delikatnie.
     - Nie umiem trzymać rąk z dala od Ciebie. – owinęłam ramię wokół jego szyi, przerzucając włosy do tyłu, a następnie odchyliłam głowę, aby dać mu więcej przestrzeni.
który nawet nie wiem że trzymałam.
     - Muszę wziąć prysznic, Justin. – jedyne, co poczułam to kiwnięcie jego głowy w górę i w dół, ale potem odciągnął mnie do ściany i poprowadził w stronę łazienki. Justin praktycznie musiał mnie tam nieść, odkąd wyrywałam się do tyłu, a on nie chciał mnie puścić.
     - Nie, Justin, nie wchodzisz ze mną pod prysznic. – powtórzyłam, wiedząc, że jego zamiarem było wziąć kąpiel razem ze mną. Na twarzy Justin'a pojawił się figlarny uśmiech, kiedy kiwnął głową.
     - W porządku skarbie, idź wziąć prysznic. – całując mnie po raz ostatni, szybko opuścił łazienkę, zostawiając mnie samą. Pokręciłam głową, ale uśmiech, który gościł na mojej twarzy, wciąż nie znikał.
     Zdjęłam ubrania, wcześniej upewniając się, że drzwi są zamknięte. Wchodząc pod prysznic, szybko umyłam całe moje ciało, zabierając od siebie całe to uczucie brudu. W między czasie, kiedy byłam już całkowicie czysta, wyłączyłam wodę i zaczęłam rozglądać się za swoim ręcznikiem. Nigdzie go nie widziałam. Przeskanowałam łazienkę, szukając czegoś, czegokolwiek, czym mogłabym zakryć swoje ciało, ale nie znalazłam nic. Teraz wiem, czemu Justin cały czas się uśmiechał i łatwo zaakceptował moją prośbę, brania prysznica bez niego.
     - Justin! – wrzasnęłam. Mogłam usłyszeć ruchy jego stóp depczących po podłodze, gdy coraz bardziej zbliżał się do drzwi.
     - Yeah? – parsknął. Słyszałam jego śmiech, próbował go opanować, ale najwidoczniej niekoniecznie mu to wychodziło.
     - Gdzie do cholery jest mój ręcznik! – nie mógł już wytrzymać, parsknął głośnym śmiechem, a ja wiedziałam, że miał przez to problemy z oddychaniem, ale mnie to tak nie bawiło.
     - Zapomniałem Ci powiedzieć, że przyszła tu wcześniej pokojówka, żeby zabrać nasze brudne rzeczy i wyprać je! – warknęłam, rozgniewana. Nie miałam nawet okazji wziąć ze sobą czystych ciuchów. Właśnie
tak głupia jestem.
     - Myślę, że będziesz tak musiała stąd wyjść. – zachichotał. Pokręciłam głową, zapominając, że nie był w stanie tego zobaczyć. Wolę tu gnić, niż wyjść stąd nago, żeby mnie zobaczył. Niepewność przejęła nade mną kontrolę, jeszcze bardziej zachęcając mnie, żeby się stąd wydostać.
     - Nie mam zamiaru wyjść stąd naga, Justin. Nie, kiedy ty tu jesteś. – zapadła chwilowa cisza, ale w końcu usłyszałam, jak chichoczę sam do siebie.
     - Skarbie, pieprzyłem Cię moim palcem, aż do orgazmu. Myślę, że wyjście nago jest dla Ciebie bezpieczne. – za każdym razem, kiedy nazywa mnie skarbem, mam motyle w brzuchu, ale mówiąc mi nieodpowiednie rzeczy jak te, sprawia gęsią skórkę na całym moim ciele i ból w mojej prywatnej części.
     - Justin, proszę wyjdź z pokoju! – nie odpowiedział mi nic, ale usłyszałam jak odchodzi od drzwi łazienki. Przysłuchiwałam się bardziej, czekając na jakąkolwiek wskazówkę, że już wyszedł. Drzwi otworzyły się, następnie zamykając. Poczekałam chwilę dłużej, żeby upewnić, czy wciąż był w pokoju, ale nie usłyszałam nic. Podeszłam do drzwi, przyciskając do nich swoje ucho.
     - Justin? – zawołałam go. Nikt nie odpowiadał. Powoli odblokowałam drzwi, modląc się, żeby go tu nie było. Nieustająca cisza dała mi pewność siebie, żeby otworzyć drzwi i wyjść. Z mojego punktu widzenia, nigdzie go nie było, ale tak szybko, jak postawiłam pierwszy krok, poczułam, jak chwycił mnie w talii, strasząc mnie w cholerę. Wydałam z siebie głośny krzyk, ale szybko został przerwany przez rękę Justin'a na mojej buzi.
     - To ja kochanie. To tylko ja. – zapewnił mnie. Wywróciłam oczami, desperacko próbując oderwać się od niego, aby się czymś zakryć. Puścił mnie. Moim pierwszym miejscem do ukrycia była łazienka, ale Justin zablokował wejście, przez co musiałam chwycić pościel i zawinąć się wokół mojego ciała.
     - Nie jesteś zabawny Justin. Ani trochę! – warknęłam, zaciskając pościel.
     - Naprawdę nie wiem, co jest takiego strasznego w widzeniu Ciebie nagiej. – usiadłam na łóżku, woda kapała z moich mokrych włosów brudząc jednocześnie pościel i łóżko.
     - Nie wiem, ja po prostu... – zamarłam, nie wiedząc co dokładnie powiedzieć. Justin położył się na łóżku obok mnie, rozciągając swoje całe ciało. Siedzieliśmy w ciszy parę minut, nie wiedząc co powiedzieć. Ta cisza nie była niezręczna, ale nie lubiłam mieć z nim takich momentów ciszy. Lubiłam rozmawiać, poznając go z sekundy na sekundę. Popatrzyłam na niego, a jego oczy były zamknięte, oddychał równomiernie, tak jakby w każdej minucie mógł usnąć. Poprawiając pościel na moim ciele, położyłam się obok niego, jego ciało odwróciło się w moją stronę, a jego ramiona natychmiast oplątały się wokół mnie.
     - Jesteś cholernie perfekcyjna. – powiedział, chowając twarz w mojej szyi. Uśmiech wkradł mi się na twarz. Byłam perfekcyjna? Oczywiście nie, ale on sprawiał, że tak się czułam. Sprawia, że czuję się pożądana, pragnięta, to było coś, co zawsze chciałam poczuć, ale naprawdę o tym nie wiedziałam. Myślami powróciłam do parku, zanim przerwała nam tamta kobieta. To coś, co moja matka nazwałaby błędem, nawet grzechem, żałujesz błędów, grzechów, ale nie mogłam wyobrazić sobie żałowanie tego, co spotkało mnie z Justin'em.
     - O czym myślisz? – zapytał.
     - O dzisiaj... w parku. – odsunął się od mojej szyi, jego oczy napotkały moje, a jego ręka odgarnęła włosy z mojej twarzy.
     - Teraz powiedz mi, jaki był twój pierwszy orgazm? – jego ręka powędrowała do moich odkrytych nóg, prowadząc ją ku górze, w między czasie pieszcząc moją gładką skórę. W tym momencie to była dosyć niezręczna rozmowa, pokręciłam głową, pragnąc zmienić temat. To doświadczenie było niesamowite, było czymś nowym, czymś, co chciałam poczuć znowu, ale nie mogłam mu o tym powiedzieć. Przyznanie tego było zbyt krępujące dla takiej osoby, jak ja. Ale on wciąż chciał odpowiedzi, więc zamiast odpowiedzi, pocałowałam go z pasją. Przez pocałunek dałam mu zdać, że nigdy w życiu nie czułam nic lepszego. Pocałunek stał się bardziej żywy, a żadne z nas nie chciało skończyć.
     - Yeah, myślę, że musimy przestać, zanim stracę kontrolę. – powędrował wzrokiem na swoje krocze, a moje oczy za nim. Miał wzwód. Przez cały ten czas myślałam tylko o sobie, ani razu nie biorąc pod uwagę, że nie otrzymał nic w zamian. Również chciałam sprawić, że poczuję się dobrze, ale po prostu nie wiedziałam jak. Nie chciałam, żeby to mnie powstrzymało, oczywiście Justin pomógłby mi, wyjaśniając, czego chce. Moja ręka zadrżała, kiedy dotarłam do jego wybrzuszenia, chwytając je.
     Justin głośno jęknął, odchylając głowę do tyłu. Jego dłoń chwyciła mnie mocno, a jego oddech stał się niespokojny. Jego reakcja zwiększyła moją pewność siebie, wykręcając od niego rękę, zaczęłam rozpinać rozporek jego dżinsów, zdejmując je.
     - Chandler, co do... – przerwał, przez głośny huk w drzwi. Nasze głowy odwróciły się w kierunku drzwi. Sz​ybko z niego zeszłam, przebiegając przez pokój, próbując się ubrać. Nie obchodziło mnie dłużej, czy Justin zobaczy mnie nagą, tak czy inaczej ubrałam się w mniej niż minutę.
     - Justin stary, tu Trey... o pierdolić to. – z tym zdaniem drzwi się otworzyły, Trey wszedł do środka, a jego oczy wylądowały na mnie, niezgrabnie stojącej na środku pokoju. Następnie przeniósł wzrok na Justin'a, a potem z powrotem na mnie.
     - Zgaduję, że ty jesteś Chandler, siostra Chace'a. – stwierdził. Pokiwałam głową, drapiąc się w tył głowy w nerwowym nawyku.
     - Wiem, że przerwałem wam coś, ale Justin twoja dziewcz.. uh Veronica, jest w naszym pokoju, wypytując nas o gówna. Powiedziała, że szukała Cię tu, ale nie było Cię tutaj i teraz widzę dlaczego. – Justin wzruszył ramionami.
     - I mam się tym przejmować, bo...? – Trey wciągnął powietrze, a jego wzrok po raz kolejny wylądował
na mnie w niezręcznym manewrze.
     - Mówiła coś, że macie się spotkać wieczorem.. stary, po prostu wywal ją z naszego pokoju. Jest irytująca, jak cholera dla mnie i dla Marcosa. – Justin westchnął, podniósł się z łóżka, ruszając po pokoju, przygotowując się do wyjścia. Trey znów popatrzył na mnie, studiując moje wszystkie fizyczne cechy, rzucając Justin'owi zatwierdzające spojrzenie.
     - Więc Chandler, jestem Trey. – wyciągnął do mnie rękę, którą następnie uścisnęłam.
     - Gdzie jest twój brat? – zapytał. Otworzyłam usta, ale szybko je zamknęłam, aby przemyśleć dokładnie to, co mam powiedzieć.
     - Jest z Lindą. – skinął głową w potwierdzeniu. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wyprzedził go Justin.
     - Możesz już iść. Niedługo się spotkamy. – Trey spojrzał na Justin'a figlarnie piorunującym spojrzeniem.
     - Miło było Cię poznać, Chandler. Twój brat i ja jesteśmy świetnymi przyjaciółmi, mam nadzieję, że będę widział Cię tu częściej. – po tym, wyszedł. Miałam na ustach fałszywy uśmiech, aż do zamknięcia drzwi.Wtedy wybuchnęłam.
     - Twój brat i ja jesteśmy świetnymi przyjaciółmi. – zacytowałam go męskim głosem.
     - Co za pieprzony kłamca! – Justin zachichotał, całując mnie w czoło.
     - Zaraz wracam, muszę wyrzucić śmieci. – drobny chichot wydobył się z moich ust, kiedy kierował się do drzwi. Znając Veronice, pozbycie się jej zajmie mu dłużej, niż tylko sekundę, więc zdecydowałam się poszukać Lindy, odkąd nie miałam szansy zobaczyć się z nią, gdy opuszczała szpital. Przeszłam całą drogę do jej pokoju, ukrywając się, kiedy zobaczyłam kogokolwiek na korytarzu, upewniając się, że nikt mnie nie zobaczył. Podeszłam do jej drzwi, nie zadając sobie trudu, żeby zapukać, odkąd bywałam tu niezliczoną ilość razy.
     - Linda, muszę powiedzieć Ci coś ważnego! – zamknęłam za sobą drzwi, a moje oczy zlustrowały pokój, znajdując ją na podłodze z kolanami przyciśniętymi do jej piersi ze łzami spływającymi po jej twarzy.
     - Linda, co się stało? – spojrzała na mnie, trzymając w ręku białą kartkę papieru. Nie powiedziała ani słowa, tylko wyciągnęła rękę w moim kierunku, abym mogła ją złapać. Przeskanowałam tekst znajdujący się na kartce, automatycznie wzdychając. Co takiego?

_________________________
     Przepraszam, przepraszam i przepraszam za opóźnienie, nie zdążyłyśmy sprawdzić na czas, a ja musiałam wyjść na dłużej z domu. Mam nadzieję, że rozumiecie i się nie gniewacie :)
     Co do rozdziału to jedno wielkie awww! Zdecydowanie uwielbiam tłumaczyć momenty Justina i Chandler. Spodziewaliście się takiego początku? Justin dobrze się z tego wymigał haha. Jednak po końcówce mogą być mieszane emocje i teraz zaczną się schody, zresztą sami niedługo zobaczycie.
     Następny dodaje Justyna, więc do następnego piątku! :)

12. "Why do these things always happen to me?"

     - Dlaczego odczuwałaś depresję? – zapytał oficer Parker. Przyjechali tu godzinę temu, od razu przechodząc do sprawy. Zaczęli zadawać pytania i na szczęście odpowiedzi Sydney nie uwzględniały Lindy w czymś innym, oprócz bycia jej współlokatorką. Justin i ja przyjechaliśmy dokładnie, kiedy Linda zdobyła się na przeprosiny, które Sydney bez problemu zaakceptowała. Szczerze myślałam, że zajmie to trochę więcej, niż tylko przeproszenie i wybaczenie, ale Sydney nie jest taka. Nie ma w niej ani trochę nienawiści, złości, czy niegodziwości. Wręcz przeciwnie, jest słodka, troskliwa i kochająca.
     - Zaczął się rok szkolny i zaczęłam tęsknić za rodzicami, byłam pod straszną presją. Nie myślałam trzeźwo. Po prostu chciałam, żeby wszystkie problemy odeszły. – oboje oficerów skinęło głowami, notując każde jej słowo. Linda, Justina i ja siedzieliśmy cierpliwe w kącie, czekając na koniec odpytywania Sydney. Sami już wzięliśmy swój udział w przesłuchaniu, teraz był czas Sydney. Po wezwaniu psychologa dla Sydney, oficerzy wreszcie opuścili pomieszczenie, ale wcześniej mówiąc, że będą musieli zamienić słowo z jej rodzicami, zanim całkowicie wyjdą. Linda zareagowała jako pierwsza, natychmiast podchodząc do łóżka Sydney i ściskając jej rękę.
     - Tak bardzo Ci dziękuje. Mam u Ciebie dług. – Sydney jedynie uśmiechnęła się swoim słodkim, troskliwym uśmiechem. Szczerze mówiąc, działania Lindy mnie zdezorientowały. Jeszcze wczoraj Sydney ją w ogóle nie obchodziła. Nie mogła nawet uronić łzy, chociaż była przyczyną tej katastrofy. Pielęgniarka weszła do środka. Popatrzyła na Sydney, słodko się uśmiechając, zanim odwróciła się do nas.
     - Muszę sprawdzić stan pacjentki, myślę, że potrzebuję trochę odpoczynku. Wszyscy możecie wrócić jutro, ale wizytacje będą trochę krótsze. – zwyczajnie nas stąd wyrzucała, w najmilszym z możliwych sposobów. Justin i Linda pożegnali się wychodząc z sali, zostawiając mnie i Sydney same.
     - Zobaczę, czy będę mogła przyjść jutro. Nie wiem czy mamy jutro lekcje, więc zobaczę. – Sydney uśmiechnęła się do mnie. Jej usta była zaciśnięte w wąską linie, a twarz przybrała czerwony kolor, niepokojąc mnie. Nagle parsknęła głośnym śmiechem, nieustępliwie chichocząc. Wymieniłam spojrzenie z pielęgniarką, następnie podchodząc do Sydney.
     - Co cię tak bawi? Też chcę się pośmiać! – szturchnęłam ją. Wskazała na mnie palcem, dokładniej na moją szyję. Wtedy sobie przypomniałam. Masa fioletowych siniaków pokrywała moją szyję. Moje ręce natychmiast powędrowały w to miejsce, próbując chronić je przed oczami świata. Pielęgniarka odwróciła się w moją stronę, lustrując wzrokiem całe moje ciało, próbowała zobaczyć, co tak bawiło Sydney. Poddała się, odchodząc w kierunku kanapy, aby ułożyć poduszki i poprawić inne rzeczy w sali.
     - Widzę, że Justin wie i również widzę, że mu się to podoba. – kolejny śmiech wydobył się z jej ust. Nie była taka, kiedy Justin i Linda tu byli. Była poważna. Nie odezwała się ani słowem, ale będąc ze mną odpuściła, to było coś co bardzo w niej cenię.
     - Zamknij się Sydney. Wychodzę, do zobaczenia. – chciałam brzmieć na wściekłą, ale jej chichot był tak zaraźliwy, że było to prawie niemożliwe. Pokręciłam głową, całując ją lekko w czoło.
     - Powiesz mi, jak tylko wyjdę, tak? – naciskała na mnie. Wywróciłam oczami, ponownie kręcąc głową.
     - Żegnaj! – powiedziałam, zanim wybiegłam za drzwi. Rozejrzałam się dookoła za Lindą i Justinem, ale znalazłam tylko jego, opierającego się o ścianę, czekając na mnie. Rozejrzałam się jeszcze raz za Lindą, ale nigdzie jej nie było.
     - Powiedziałem jej, że może już iść. – powiedział Justin, podchodząc do mnie. Chciałam z nią porozmawiać. Powiedzieć jej, że musi dotrzymać umowy. Musiała przeprosić Sydney na oczach całej szkoły. Nie miała innego wyjścia. Justin objął mnie ramieniem, zmierzając w kierunku drzwi. Szliśmy razem, pożegnaliśmy się z kobietą z recepcji i wyszliśmy na zewnątrz. Ziemne powietrze uderzyło nas w twarz, przypominając mi, że pogoda będzie gorsza z dnia na dzień.
     - Gdzie powinniśmy pojechać? – spytał nonszalancko Justin. Dokładnie dano nam do zrozumienia, że w weekendy uczniowie nie powinni opuszczać szkoły bez żadnego powodu. Oczywiście, my mieliśmy pozwolenie na wyjście, odkąd wmieszana w to była policja, ale musieliśmy wrócić lub inaczej mielibyśmy mnóstwo kłopotów.
     - Do szkoły, oczywiście! – odpowiedziałam. Justin pokręcił głową, otwierając dla mnie drzwi pasażera. Obszedł samochód dookoła, również wchodząc do środka. Włożył kluczyki do stacyjki, odpalając silnik, wyjechał z szpitalnego parkingu.
     - Nudzi mi się, naprawdę nie chcę tam wracać. – jęknął. Nie byłam w humorze, żeby się z nim teraz kłócić. Szczególnie z nim. Poza tym, jest jedyną prowadzącą osobą. To więcej niż oczywiste, że nie jedziemy do szkoły, więc po co w ogóle z nim dyskutować?
     - W porządku, ale umieram z głodu, więc musisz załatwić mi jakieś jedzenie! – było już popołudniu, a mój żołądek wciąż był pusty. Nie byłam jedną z tych, które się głodzą. Nie, broń Boże. Jestem dziewczyną, która potrzebuje jedzenia do funkcjonowania.
     - Co myślisz o Tim Hortons*? – rozszerzyły mi się oczy, a brzuch zaburczał na samą myśl o tym miejscu. KOCHAM Tim Hortons. To najlepsze miejsce na świecie! Moja mama zawsze zabierała mnie tam, kiedy byłam małym dzieckiem. Kupowała mi pączki, ciastka, lody lub całe śniadania!
     - TAK! Milion razy tak! – krzyknęłam. Wzrok Justina oderwał wzrok z drogi, by na mnie spojrzeć. Miał poważną minę, podczas gdy moja była całkowicie głupkowata. Nie był w stanie utrzymać tego spojrzenia, przez co szybko złamał się i zaczął się głośno śmiać.
     - Nie oceniaj mnie, kocham to miejsce. Jest tam przepysznie. – potarłam brzuch, w celu podkreślenia moich słów. Pokiwał głową, zgadzając się ze mną. Cóż, właśnie odkryłam, że mamy coś ze sobą wspólnego.
     Kiedy dojechaliśmy, Justin zaparkował naprzeciwko sklepu, następnie oboje pilnie wysiedliśmy z samochodu. Wygląda na to, że był tak samo głodny, jak ja. Żadne z nas nie miało okazji zjeść śniadania, ale warto było czekać. Nie musieliśmy jeść tych okropnych jaj z kawiarni, czy chleba, który wyglądał jakby leżał tam od miesiąca.
     Weszliśmy do środka, na szczęście nie było żadnej kolejki, co dało nam szansę, żeby od razu zamówić.
     - Witamy w Timmy's, czy mogę przyjąć Wasze zamówienie? – chłopak za kasą grzecznie się do nas uśmiechnął, czekając aż złożymy zamówienie.
     - Czy mogę prosić grillowane Panini? Bekon z pomidorem i serem. Do tego poproszę czekoladowego donata i oh... waniliową kawę! – z jakiegoś powodu ten koleś znalazł w tym coś śmiesznego, wiedziałam to, odkąd nie mógł przestać chichotać sam do siebie.
     - A dla pana? – zwrócił swoją uwagę na Justina. Uśmiech wciąż gościł na jego twarzy, od czasu do czasu nawet odwracał wzrok, żeby na mnie popatrzeć. Zauważając to, Justin podszedł do mnie, owinął ręce wokół mojej talii, przyciągając mnie do siebie.
     - To samo, ale bez dodatku cebuli w indyku. – chłopak zapisał zamówienie. Podniósł wzrok, żeby znów na mnie spojrzeć, ale tak szybko jak to zrobił, został zaskoczony przez pięść Justina, opierającą się o ladę.
     - Łącznie z donatem?
     - Powiedziałem, że zamawiamy to samo. Więc, jak myślisz? – Justin odpowiedział bez ogródek, wypluwając jad z każdym wypowiedzianym słowem. Złapałam kawałek skóry jego ramienia i uszczypnęłam go, tak mocno, jak mogłam. Był niemiły bez żadnego powodu. Justin cicho krzyknął z bólu. Uwolnił ode mnie rękę, przyciągając ją do swojego drugiego ramienia. Chłopak zdążył już odejść, odwróciłam się do Justina, patrząc na niego w stylu "co do kurwy". On tylko wzruszył ramionami, formując dąs na twarzy. Odwróciłam wzrok, nie chcąc wpaść w jego gry. Zawsze robił te miny, które sprawiały, że mój brzuch eksplodował. Nie wiem czy robi to celowo, czy nie, ale może uzyskać nade mną pełną kontrolę jednym ruchem.
     - Tutaj są Wasze zamówienia! – chłopak umieścił na ladzie dwa kubki, znów odchodząc po resztę naszego zamówienia. Złapałam moją kawę, kierując się do drzwi, mój nastrój przybrał zupełnie inny kierunek. Nie wiem nawet, czemu wyszłam gdzieś z kimś takim, jak Justin. Byliśmy kompletnymi przeciwieństwami. Jasne, Linda i ja też byłyśmy przeciwieństwami, ale to zupełnie inna sprawa. Ona jest dziewczyną, ja jestem dziewczyną, w dodatku była ze mną od samego początku.
     Drzwi samochodu były otwarte, pozwoliłam sobie wejść do środka i poczekać tam, aż przyjdzie Justin, w tym samym czasie brałam małe łyki ciepłego napoju do ogrzania mojego ciała. Wyglądało na to, że pogoda robi się coraz zimniejsza i zimniejsza z każdą minutą, ale założę się, że nikt ze szkoły nie zwrócił na to uwagi, odkąd musieliśmy siedzieć w budynku 24 godziny na dobę.
     Kilka minut później, Justin otworzył drzwi, trzymając w ręku swój napój oraz dwie zwinięte papierowe torby w tej samej ręce, co kubek. Miał problem z otwarciem drzwi kluczami jedną ręką, ale w końcu sukcesywnie dostał się do samochodu, rzucając torby na moje kolana, bez ani jednego spojrzenia w moim kierunku. Nawet po tej małej różnicy zdań, wątpiłam, że wrócimy do szkoły. Justin jest zbyt buntowniczy, żeby chociażby pomyśleć o podjechaniu w pobliżu tej lokalizacji. Sądząc po niezręcznej, napiętej i cichej atmosferze, zapytanie go gdzie mamy zamiar jechać, zostało skreślone z mojego podręcznika pytań. Jechaliśmy w ciszy, obydwoje byliśmy zbyt uparci, żeby powiedzieć do siebie chociaż jedną sylabę. To zabawne, że jestem typem osoby, która nienawidzi niezręcznej ciszy pomiędzy ludźmi, więc nie byłam zaskoczona tym, że to ja odezwałam się pierwsza.
     - Jesteś taki niemiły, przysięgam. – Wzrok Justina powędrował na mnie, a wyraz jego twarzy z nudzonej zmienił się w rozbawioną. Mały uśmiech pojawił się na jego ustach, potrząsnął głową w jeszcze większym rozbawieniu.
     - Nie widziałaś, w jaki sposób on na Ciebie patrzył? Był praktycznie gotowy, żeby Cię złapać i pieprzyć w tamtym miejscu! – z każdym słowem, które opuściło jego usta, ilość rozbawienia, które wcześniej miał, opadała, a jego ton stawał się coraz wścieklejszy i wścieklejszy. Z drugiej strony nie miałam pojęcia, o czym on gadał. Nie było żadnego usprawiedliwienia, żebym mogła go wyzwać i oskarżyć o bycie kłamcą, bo o tym nie wiedziałam. Nie za bardzo zwracałam uwagę, wszystko co zauważyłam to fakt, że patrzył na mnie, ale w sposób w jaki nigdy tego nie robił. Moja odpowiedź nie była najwybitniejsza. To mogło nawet brzmieć puszczalsko, ale nie chciałam, żeby wygrał ten spór.
     - A Twój problem to? – samochód gwałtownie się zatrzymał, powodując odruchowe szarpnięcie mojego ciała w przód. Jego oczy stały się ciemniejsze, a twarz przybrała czerwony kolor, jeśli byłoby to możliwe, to pewnie dym wydostawałby się z jego uszu .Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, po czym otworzył drzwi i wyszedł z samochodu. Skorzystałam z okazji, by przypatrzyć się otoczeniu. Byliśmy na parkingu, na którym nie było więcej, niż trzy samochody. Kontynuowałam rozglądanie się dookoła, tuż przed nami znajdowała się ścieżka prowadząca do jeziora, pływały w nim kaczki, załatwiając swoje własne sprawy. Był też most zbudowany po drugiej stronie jeziora, specjalnie dla nas, żebyśmy mogli przejść na drugą stronę. Kilka metrów za jeziorem znajdywał się pusty plac zabaw. Większość dzieci była w tym czasie w szkole, więc nie było to zaskoczeniem. Szczerze, to miejsce było piękne. To wyglądało tak, jakby park był zaprojektowany dla jeziora, ponieważ wszystko znajdywało się wokół. Wychodziło z tego pełne koło z jeziorem na środku. Różne rodzaje drzew były rozproszone po całym parku, tworząc cień przed słońcem dla ludzi tutaj spacerujących lub biegających.
     Również opuściłam samochód, chłodny wiatr rozwiał moje włosy, a dreszcz przeszedł po moim ciele od góry aż po palce u nogi. Justin ruszył w kierunku mostu, przeszedł przez ścieżkę i trawę, zostawiając mi noszenie papierowych toreb z logiem Tim Horton's. W między czasie, kiedy zaczęłam iść, Justin był już w połowie drogi. Więc istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że przekroczyłam granice z doborem słów. Ale wciąż nie miałam zielonego pojęcia, co się dzieje między nim, a mną. Definitywnie nie jesteśmy parą, ale oceniając po tym, co się stało, najwyraźniej jesteśmy kimś więcej, niż przyjaciółmi. Justin zatrzymał się i odwrócił się, czekając na mnie, jego ramię opierało się o drewnianą poręcz, która została zrobiona, żeby nie spaść z mostu. Kiedy w końcu do niego dotarłam, znów ruszył przed siebie, ignorując moją obecność.
     - Jeśli masz zamiar zachowywać się w ten sposób, może po prostu pójdę do szkoły! – mój wybuch przyciągnął jego uwagę, sprawiając że odwrócił się wokół, by dostać dwiema torbami papieru w twarz. Chwycił je, zanim spadły na ziemię, ale w czasie kiedy reagował, ja już przebiegłam połowę drogi, którą tu przyszłam. Wyrzuciłam swoje napoje na ziemię, nie będąc dłużej głodna czy spragniona, po prostu uciekałam od niego, jak zawsze.
     - Chandler, poczekaj! – byłam szybka i wiedziałam o tym. Mój trener ze szkoły średniej spędził cały drugi i trzeci rok próbując mnie przekonać, abym dołączyła do track team**. Ja, oczywiście nie znosząc ćwiczeń, nie zgodziłam się. Po prostu chodzi o to, że biegłam najszybciej jak mogłam, mimo to nie minęłam nawet auta, bo Justin chwycił mnie w pasie i popchnął mnie na siebie. Zaczęłam się szarpać, aby wydostać się jakoś z jego uścisku, ale na marne. Był ode mnie naprawdę silniejszy. Kiedy poczuł, że jego uścisk się poluźnia, popchnął mnie na auto, blokując swoje kolano między moimi nogami i naparł na mnie całym swoim ciałem. Byłam uwięziona, bez szans ucieczki.
     - Przepraszam, okej? Po prostu, przestań ode mnie uciekać! – moje ciało było na skraju wyczerpania, klatka piersiowa unosiła się i opadała z każdym ochrypłym wdechem, który wzięłam. Spojrzałam Justinowi w oczy, czego od razu pożałowałam, ponieważ uspokoiło mnie to. Był szczery, kiedy mnie przepraszał. Jego oczy błagały mnie o wybaczenie, a ja będąc głupią dziewczyną, rozpłynęłam się w jego ramionach jak pudding. Justin zrozumiał wiadomość i położył ręce na mojej talii, przyciągając mnie do siebie, by mnie przytulić. Zanurzył głowę w moich włosach, zaciągając się truskawkowym zapachem.
     - Chodźmy, zostawiłem wcześniej jedzenie. – chwycił mnie za rękę i resztę drogi oboje szliśmy w ciszy. Kiedy dotarliśmy do miejsca, gdzie jedzenie było na ziemi, Justin schylił się, by je podnieść i kontynuowaliśmy spacer. Nienawidziłam siebie za to, że tak łatwo mu przebaczyłam. To jest tak, jakby za jednym dotykiem, przejmował całą kontrolę nade mną. Jeden delikatny dotyk i dawałam mu, co chciał. Prowadził mnie na plac zabaw dla dzieci, zmierzaliśmy przed siebie do celu, który był nie widoczny dla innych, chodzących wokół. Byliśmy na dużym placu, który był zamknięty przez wszystkie zjeżdżalnie odwrócone tyłem do parku. Justin usiadł i oparł plecy o słup, grzebiąc w papierowych torbach. Usiadłam obok niego, czekając na swoje jedzenie. Podał mi moje Panani, które natychmiast otworzyłam i zjadłam. W trakcie dzisiejszego dnia, z każdą minioną sekundą, nie wspominając już o ucieczce, mój brzuch przewracał się z głodu. Jednak jedzenie uspokoiło bestię, którą mam w sobie. W krótkim czasie skończyłam jeść chleb, a mój brzuch był pełny.
     - Byłaś głodna, prawda? – Justin uśmiechnął się. On także skończył jeść. Położyłam rękę na brzuchu, kiwając twierdząco głową.
     - Nie masz pojęcia. – rozciągnęłam się, leżąc na plecach i po prostu wdychając powietrze. Oczywiste, że leżenie, po tym jak się zjadło, było złe, jednak nie obchodziło mnie to w tym momencie. Justin wciąż siedział, a jego oczy błądziły po każdym calu mojego ciała. Nie mogłam pomóc, uczuciu niepewności samej siebie. On był piękny, atrakcyjny, wspaniały, przez co czułam się nie pewna, za każdym razem, kiedy jego oczu spoczęły na mnie i lustrowały mnie. Moje ręce poleciały na brzuch, usiłując zakryć siebie przed nim.
     - Moja matka zawsze mnie tu zabierała, kiedy nie pracowała. Dzielimy tak wiele dobrych wspomnień w tym miejscu. Zawsze myślałem o zabawach, a ona bawiła się ze mną. – rozejrzał się wokół naszego miejsca, uśmiech był widoczny na jego ustach, a jego oczy pokazywały, że myślami nie było go tutaj, tylko w starych czasach. Rozumiałam, co miał na myśli. Po tym wszystkim co się stało, jednak moje dzieciństwo zawsze będzie najlepszymi latami.
     - Czasami chciałbym się wrócić i powtarzać moje dzieciństwo bez końca. – powiedziałam. To była prawda. Tamte czasy były wszystkim zanim dorosłam, a zaczęły pojawiać się zasady. Żadnych chłopców, żadnych krótkich spodenek, żadnych podkoszulków na jakieś wyjścia, żadnego zostawania do późna w nocy, żadnych sukienek powyżej kolan, żadnego makijażu, żadnych przyjaciół, którzy mogli mieć zły wpływ, a lista jeszcze się nie kończy. To była jedyna rzecz. Jedyna rzecz, której moc sprawiała, że zamykałam oczy i czułam smak dobrych wspomnień. Usiadłam i zaglądnęłam do papierowej torby. Wyjęłam swojego czekoladowego donata i podniosłam go w powietrzu, aby Justin na niego spojrzał.
     - Każdego dnia i mam na myśli dosłownie każdego, mama zabierała mnie i kupowała czekoladowego donata. Nie możesz sobie wyobrazić, jak bardzo kocham donaty. – ugryzłam kawałek. Czekolada rozprzestrzeniła się wokół mojego języka, zostawiając słodki smak cukru. Zajęczałam cicho, rozkoszując się smakiem, na wspomnienia siebie siedzącej na werandzie z mamą z donatami w ręku.
     - Radzę Ci nie robić tego ponownie. – zmarszczyłam brwi w dezorientacji, na jego wybuch. Przyglądnęłam mu się, a jego twarz pokazywała powagę. W jego oczach nie można było dostrzec rozrywki. Były ciemne, domagające się. To było coś, co przestraszyło mnie, ale sprawiło, że poczułam się jeszcze bardziej przyciągnięta do niego. Wzięłam jego wybuch jako żart i wzięłam następnego gryza, upewniając się, by doskonale to widział i wydobyłam z siebie długi, głośny i uwodzicielski jęk w satysfakcji. Przejechałam językiem po swoich ustach, ścierając pozostałą czekoladę. To był wolny, zmysłowy ruch, coś, do czego nie miałam pojęcia, że jestem zdolna.
     - Cholera jasna, chodź tu! – warknął, chwytając mnie w pasie, a jego usta uderzyły o moje. Cofnęłam się przez nagłą agresję, ale zaczęłam odwzajemniać pocałunek z tą samą siłą. Ułożyłam się wygodnie, siadając rozkrokiem na nim i owijając nogi wokół niego. Ramiona umieściłam wokół jego szyi, a rękoma ciągnęłam go za włosy. Ręce Justina zawędrowały w dół, na mój tyłek, mocno ściskając go, na co westchnęłam. Skorzystał z okazji i wślizgnął język do moich ust. Walczyliśmy o dominację, ale na końcu i tak on wygrał. Zaczynało brakować mi powietrza, a moje płuca nie były w stanie wytrzymać ani chwili dłużej. Odsunęliśmy się od siebie, oboje pozbawieni tchu, jednak Justin nie oderwał ust od mojej skóry
     - Tak bardzo chcę Cię pieprzyć, Chandler. Przysięgam, doprowadzasz mnie do szaleństwa. – jego niegrzeczne gadanie spowodowało nowe uczucie wewnątrz mnie. Podobało mi się to, podekscytowało mnie to, gdy słyszałam jego niegrzeczną gadkę. Wiedział, gdzie są moje słabe punkty, od razu atakując je swoimi ustami. Lizał, ssał, przegryzał ją do tego stopnia, że moje biodra uderzyły o jego. Byłam w stanie poczuć jego wzwód przez dżinsy, a głośny namiętny język wyślizgnął się z moich ust. Zrobiłam to kilkakrotnie, a Justin dołączył do mnie i podnosił swoje biodra, by spotkać moje. Jego jęki sprawiły, że poczułam się pewna siebie. Sposób, w jaki jego oczy się zamknęły, a głowa odrzuciła do tyłu, upewnił mnie, że robiłam wszystko dobrze. Mój język zaczął kreślić jego linię szczęki w kółko i w kółko.
     - Justin, to jest takie przyjemne. – zajęczałam. Moja bielizna była wilgotna przez zmieniające się hormony, a ciało pragnęło dostać przyjemność, którą chciało. Moje oczy obserwowały jego czuję, była czysta. Wolna od jakichkolwiek zabrudzeń, czy malinek. Chciałam to zmienić. Zaczęłam całować linię jego szczęki, wędrując w dół do jego szyi w poszukiwaniu słabego punktu. Tuż pod jego uchem, wzięłam trochę skóry zębami, otrzymując pchnięcie biodrem pośledzone moim jękiem. Gryzłam, ssałam, lizałam i skubałam. Kiedy skończyłam, to miejsce na jego szyi było kompletnie czerwone. Justin zaczął ściągać moją koszulkę, unosząc ją ponad moją głowę i zupełnie ją ściągając. Jego oczy błądziły po moim ciele, zatrzymując się na moim biuście, zanim oblizał wargi.
     - Takie piękne. – wymamrotał, napotykając moje oczy z jego. Obiema rękoma błądził wokół mojego brzucha, zmierzając pod biustonosz, chwycił mój biust w ręce. Moje sutki stały się twarde, a ciało drżało od uczucia jego zimnych palców. Poczułam się nie na miejscu, będąc jedyną bez góry, wręcz zaczęłam ciągnąć jego koszulkę, zdejmując ją z niego. Popchnęłam go w dół, a moje ręce jeździły w wzdłuż jego ciała, czując każdy cal jego mięśni brzucha. Mogłam dostrzec jego linię V. Pochyliłam się i kreśliłam jedną z linii językiem, zatrzymując się tuż nad jego zwodem. Odpowiedź, którą otrzymałam, była pozytywna.
     - Kurwa! – Justin kolejny raz popchnął biodro w górę, dając mi ogromną falę przyjemności. Następnie przewrócił nas tak, że był na mnie. Jego palce dotarły do guzika moich dżinsów i rozpiął go. Powoli odsuwał zamek, utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. “Chandler, musisz go zatrzymać” powiedział głos w mojej głowie. Po raz pierwszy zignorowałam go. Chciałam tego. Chciałam go. Justin zsunął moje dżinsy poniżej moich kostek, przez co miał widok na moje do połowy nagie ciało.
     - Ufasz mi? – jego klatka piersiowa unosiła się i opadała. Skinęłam głową. Ufałam mu bardziej, niż myślał. Chciałam to zrobić. Chciałam się poczuć jak kobieta, a w tej sprawie, tylko mu ufałam. Justin jest jedynym mężczyzną, który kiedykolwiek mnie dotknął i nie miałam zamiaru tego zmieniać.
     - Obiecują Ci, że to jest świetne. – wyszeptał, naciskając palce na łechtaczkę. Otworzyłam szeroko usta, a głośny jęk wydobył się z mojego gardła. To było niesamowite. Zaczął poruszać nimi w kółko wokół mojej łechtaczki, dodając tym samym tyle przyjemności, ile możliwe. Jak na polecenie, uniosłam biodra w górę, by poczuć większą przyjemność dzięki jego palcom.
     - Boże kochanie, mogę poczuć jaka jesteś mokra. – dobór jego słów sprawił, że uwolniłam z siebie jeszcze więcej soków.
     - Justin proszę. – błagałam, kiedy uświadomiłam sobie, że nic nie robił.
     - Proszę o co.. kochanie? – zaburczałam z desperacji, gdy pomyślałam co dokładnie od niego chciałam. Chciałam poczuć tą okrutną przyjemność. Chciałam, aby mnie dotknął. Chciałam, aby sprawił, że będę jęczeć jego imię.
     - Proszę, dotknij mnie. – wysapałam, na co on uśmiechnął się głupio. Wiedział, czego chciałam, mimo to sprawiał, że błagałam o to. Przesunęłam rękami w dół jego nagiej klatki piersiowej, a moje usta znajdowały się tuż za nimi. Uśmiechnęłam się w satysfakcji, gdy zajęczał wolno.
     - Powiedz, że chcesz, abym zrobił Ci palcówkę. – nigdy nie użyłam takich słów wcześnie... nigdy. Ale potrzebowałam go, potrzebowałam tego i jeśli to było to, co chciał, abym powiedziała, to to powiem. Spojrzałam mu w oczy, chwytając go za szyję i przyciągając go do mnie.
     - Chcę, żebyś zrobił mi palcówkę. – bez żadnych ostrzeżeń, ściągnął moją bieliznę i włożył we mnie dwa palce. Krzyknęłam z bólu i przyjemności. To uczucie było dla mnie obce. Nie ma mowy, abym potrafiła to opisać. Justin nie poruszał się przez kilka minut, dając mi szansę, abym mogła przyzwyczaić się do jego palców.
     - Jesteś nawet bardziej mokra, niż myślałem, kochanie. – jego palce zaczęły poruszać się w górę i w dół, pocierając mnie. Jego tempo było szybkie, czasem wkręcał swoje palce do środka, obracając je wokół, sprawiał, że doświadczyłam zupełnie nowego wymiaru. Jego kciuk nie przestawał pieścić mojej łechtaczki, a jego druga ręka powędrowała do moich piersi, palcami ścisnął mojego sutka i zaczął kręcić nim, jak tylko mu się podobało. Poczułam, jak zaciskam się wokół jego palców, a mój żołądek skręca się w środku.
     - Chodź. Dojdź do mnie, mała. – jego palce poruszały się jeszcze szybciej, aż nie mogłam wytrzymać ani chwili dłużej. W jednej szybkiej chwili, znowu zakręcił swoimi palcami, wysyłając mnie za skraj.
     - Justin! – wykrzyczałam, gdy uwolniłam się. W czasie, kiedy doszłam, byłam zadyszana, moje płuca pobierały tyle tlenu, ile tylko mogły. Justin wyjął swoje palce, całe pokryte moim orgazmem i zrobił coś nie do pomyślenia. Włożył palce do ust, wylizując je do czysta. Wielki uśmiech pojawił się na jego ustach, kiedy przejechał wokół nich językiem, wylizując wszystko, co do ostatniej kropli.
     - Smakujesz tak dobrze. – powiedział, pochylając głowę, by złożyć pocałunek na mojej szyi. Jego usta poruszały się wzdłuż linii do mojego ucha.
     - Gratulacje kochanie, właśnie przeżyłaś swój pierwszy orgazm, nie wspominając już o tym, że w miejscu publicznym. – i wtedy to do mnie doszło. Wciąż byliśmy w parku. Oznaczało to, że każdy mógł mnie usłyszeć, albo nas zobaczyć.
     - Przepraszam? Czy jest tu ktoś? – Justin i ja odwróciliśmy się w kierunku, skąd dochodził głos kobiety. Czemu takie rzeczy zawsze zdarzają się tylko mi?
_________________________
*Tim Hortons - kanadyjska sieć barów szybkiej obsługi
**track team - reprezentacja w sportach lekkoatletycznych
     Jak gorąco! o: chyba każdy na taką scenę czekał! omg, omfg o: jak myślicie, co ta babka zrobi?
     Muszę wam powiedzieć, że ciężko tłumaczyło się ten rozdział. Bardzo ciężko i jestem wdzięczna Natalii, ponieważ pomogła mi w mojej części, gdy ja już byłam wykończona bez chęci. Przepraszam, że tak prawie o północy dodajemy rozdział, ale wcześniej nie dałyśmy rady. Ale chyba warto było czekać :D Następny dodaje Natalia, ponownie proszę was komentujcie, nawet nie wiecie ile czasu poświęcamy na to tłumaczenie, a tak mało komentarzy, w porównaniu do ilości osób, które czytają to ff. Nic za to nie mamy, więc prosimy każdego o jeden, nie musi być długi, komentarz. <3 Następny dodaje Natalia w piątek, czyli to jest 21.03 :) Jeśli macie jakieś pytania, to w zakładkach macie link do naszego aska. Do następnego!

Skreśleni z listy informowanych:
@biebscyrush

11. "Because I give good sex"

     Zamrugałam oczami, otwierając je, by dostrzec nic innego poza ciemnością. Jedynym światłem, które dochodziło do pokoju, było to, które przedostawało się przez szparę pod drzwiami z korytarza. Naprawdę powinni umieścić jakieś małe okno w tym pokoju. Zaczęłam się przeciągać, kiedy zostałam zatrzymana przez wielkie ramię owinięte wokół mnie. Przypomniały mi się wspomnienia z wczorajszego dnia, zajmujące cały mój umysł. Odwróciłam się na swoją stronę, napotykając bardzo śpiącego Justin’a. To się naprawdę stało. To wszystko się naprawdę stało. Wszystko, co wczoraj się wydarzyło było prawdziwe, to nie było tylko częścią mojej wyobraźni lub snu, który miałam. Sydney była w szpitalu, a Justin, znał mój sekret.
     Spróbowałam wstać z łózka i zacząć dzień, ale szybko uświadomiłam sobie, że moje nogi były splątane z nogami Justin’a. Coś, co sprawiło, że się uśmiechnęłam, ale w tym samym czasie było czymś frustrującym. Za mniej więcej godzinę oboje musieliśmy udać się na zajęcia, a znając go, całą godzinę zajmie mu ułożenie włosów "reprezentacyjnie", jak ma to w zwyczaju określać. Naprawdę nie mam pojęcia, co ma na myśli, ponieważ dla mnie one zawsze wyglądają perfekcyjnie bez tego całego żelu i ustawiania do góry.
     - Justin. – potrząsnęłam go w zamiarze obudzenia go. Nic. Spróbowałam ponownie, w rezultacie otrzymałam jedynie lekki jęk.
     - Justin, obudź się! – zamiast otworzyć oczy, przyciągnął mnie do siebie i trzymając mnie blisko siebie, zanurzył swoją głowę w mojej szyi. Ta pozycja w sumie mi nie przeszkadzała. Jego oddech łaskotał moją szyję, przez co przyjemne mrowienie przeszło przez moje ciało.
     - Justin. – spróbowałam raz jeszcze po raz milionowy. Tym razem, podziało to tak bardzo, że aż wydał z siebie cichy pomruk, zdradzając, że był blisko obudzenia się. Moje usta znajdowały się w idealnej pozycji na jego uchu, tak że wszystko, co mogłam zrobić, to szeptać w nie.
     - Czas się obudzić. – Mogłam poczuć, jak kawałek skóry jego ucha pieścił moje usta, z każdą sylabą, którą wypowiedziałam. Reakcja, którą otrzymałam od niego, było niczym, czego się spodziewałam. Usłyszałam cichy jęk, a jego usta poruszały się po mojej szyi, chwytając małą ilość skóry robił mi małe malinki. Moje usta otworzyły się szeroko, a ręce natychmiastowo odepchnęły go w odpowiedzi. Jak ktoś, kto wciąż jest śpiący, jest w stanie robić takie rzeczy? Wciąż powtarzałam jego imię szeptem, prosząc go, by przestał, ale on wciąż jeździł ustami w dół mojej szyi.
     - Justin, przes.. - wydałam z siebie długi, głośny, niezamierzony jęk w sekundzie, gdy jego usta chwyciły wrażliwą skórę tuż pod moim uchem. Dźwięk, który właśnie wydałam z siebie, tylko pomógł w podnieceniu go jeszcze bardziej. Jego ręka powędrowała na moje zewnętrzne udo, trzymając ją mocno na nim, podczas gdy przesuwał ją w górę z każdym pocałunkiem. To samo uczucie, które doświadczyłam tamtej nocy na dachu znów przeszło przeze mnie. Moje ciało zadrżało z karygodnej przyjemności, którą dostałam od niego. On zawsze wiedział jak pozbawić mój umysł myśli i wpaść w jego ręce jak pudding, ale to co mnie przerażało najbardziej to to, że on wciąż spał, nie wiedząc, że zachowywał się w taki sposób. Teraz leżał na mnie, a jego usta połączone były z moimi, zwiększając poziom ciepła we mnie.
     - Justin, musisz się budzić. – wymamrotałam pomiędzy każdym pocałunkiem. – on potrząsnął swoją głową, zaprzeczając mojej prośbie. Więc mógł mnie usłyszeć? Mógł mnie zrozumieć?
     - Jesteś taka piękna. – wymamrotał, a jego ręce dotarły do moich piersi, jego usta znalazły się na moim brzuchu. Całował mnie wszędzie, jeżdżąc językiem, zostawiał wilgotne miejsca, które przyprawiały mnie o ciarki. Jeśli on serio nie spał, to czemu nie przestawał? Bardziej ważne jest to, czemu ja go nie powstrzymywałam? Jego ręka zaczęła być bardziej ciekawa dołu, pieszcząc każdy cal mojej skóry, aż dotarł to mojej kobiecości i wkładając do niej dwa palce, sprawił, że wygięłam plecy w łuk z przyjemności, którą otrzymałam. Mogłam poczuć soki wyciekające ze mnie w reakcji na jego dotyk.
     - Justin, przestań! – wrzasnęłam, wystarczająco głośno dla każdego, by usłyszał na zewnątrz naszego pokoju. Głośny alarm rozbrzmiał w głośnikach, sprawiając, że Justin zawarczał z irytacji i położył się na plecach na łóżku obok mnie. Moje uszy bolały od tego dźwięku, ale odczułam ulgę, gdy powstrzymało go to od posunięcia się dalej.
     - Kurewsko tego nienawidzę, na kurewskie gówno to robią! Cholera! – dźwięk brzmiał przez następne dobre trzy minuty, zanim się wyłączył. Zostaliśmy w ciszy, a ja podeszłam włączyć światło. Musiałam zmrużyć oczy przez kilka sekund, czekając aż moje oczy przyzwyczają się do światła. Głośnik włączył się, sygnalizując, że ktoś będzie mówić.
     - Uczniowie, bardzo przepraszamy za taką nieuprzejmą pobudkę, ale musieliśmy obudzić was z powodu pewnej wiadomości. Jak wszyscy wiecie, wczoraj odbył się incydent z jedną z waszych koleżanek z klasy. Nasza uczennica, Sydney Burlington, próbowała odebrać sobie życie i jesteśmy zadowoleni ogłaszając, że to przeżyła i nie wyrządziła sobie żadnych szkód po drodze. Ze względu na dochodzenie, nie będzie zajęć dzisiaj ani jutro. Chciałbym również zobaczyć się z panią Lindą Franklin, panem Chace’m Gresyon’em I panem Justin’em Bieber’em w moim biurze za 30 minut. Dziękuję i dobrego dnia uczniowie. Pozostańcie z dala od kłopotów.
     Po tym głośnik się wyłączył, pozostawiając mi świętować fakt, że Sydney przeszła przez to. Ona żyje, ma się dobrze, nic się jej nie stało, wciąż oddycha, wciąż tu jest! Odwróciłam się do Justin’a, który wpatrywał się we mnie intensywnie. Zauważyłam, że jego oczy spoczywały na mojej szyi. Zmarszczyły się w zmieszaniu tego, co się mi stało. Moment później uderzył się ręką w czoło.
     - Przysięgam, myślałem, że to był sen. Chandler, naprawdę przepraszam. Nie wiem, co sobie myślałem. - podniosłam rękę do góry.
     - To nie ma znaczenia, Justin. Słyszałeś go? Ona żyje! Jest bezpieczna. – rzuciłam się na niego, ignorując wszystko co właśnie się stało i po prostu cieszyłam się z faktu, że Sydney wciąż żyła. On również owinął ramiona wokół mnie i trzymał mnie mocno. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, musieliśmy zacząć się przygotowywać, ponieważ potrzebowali nas w biurze. Justin wciąż próbował poruszyć to, co się stało, ale ja tylko wzruszyłam ramionami, mówiąc, że to było niczym. Wciąż mi tłumaczył, że czuł się, jakby śnił, sprawiając, że zarumieniłam się na myśl jego śniącemu o mnie. Umyłam zęby i ubrałam się w moje normalne ciuchy jako Chace. Justin zlustrował mnie z góry do dołu, zanim potrząsnął głową i spojrzał z powrotem w lustro.
     - Co? – spytałam, bojąc się tego, jaka może być jego odpowiedź. Odwrócił się, by spojrzeć na mnie znowu, ignorując moje pytanie. Ostatniej nocy, nie rozumiałam, czemu był taki bardzo słodki dla mnie, kiedy się dowiedział. Wyobrażałam sobie, że będzie wściekły i nie będzie ze mną rozmawiał przez cały miesiąc, rozpowiadając całej szkole o tym, ale zamiast tego, trzymał mnie w swoich ramionach i spał ze mną, abym nie miała koszmarów.
     - Po prostu nie mogę uwierzyć, że nie dostrzegłem tego wcześniej. – zachichotał, co nie było za bardzo wiarygodne, zanim skinął głową w kierunku drzwi. Poszliśmy w kierunku windy, klikając strzałkę w dół i czekaliśmy w ciszy. Kiedy już tu dotarła, weszliśmy do niej i przycisnęłam przycisk na pierwsze piętro.
     - Naprawdę, naprawdę, naprawdę przepraszam za poranek. – nagle zwrócił się do mnie. Mały uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Spojrzałam w dół, by to ukryć przed nim. Nigdy nie będę w stanie mu wytłumaczyć, jak się czuję dzięki niemu. Sprawia, że moje ciało reaguje w sposoby, których nie rozumiałam. Sprawia, że tęsknię za jego dotykiem, pragnę jego pocałunków i chcę jego ciało naprzeciwko mojego.
     - Nie martw się. Wiem, że tego żałujesz i wybaczam Ci. Teraz po prostu zapomnijmy, że to się w ogóle stało. – winda się zatrzymała, a drzwi się otworzyły, pozwalając nam obojgu wyjść z niej.
     - Nigdy nie powiedziałem, że tego żałuję. – słowa te miały być słyszalne tylko dla niego, ale też je usłyszałam, uśmiechając się do siebie. Pokonaliśmy naszą drogę do biurka przed nami, gdzie siedziała kobieta w ołówkowej spódnicy i w długiej koszulce z logo szkoły.
     - Pan Greyson. Pan Bieber. – powitała. Więc pamięta mnie, gdy dzwoniłam. – Dyrektor Hawkins was oczekuje. – zaprowadziła nas do biura, ale wcześniej dostrzegłam samochody policyjne zaparkowane na wjeździe. Zaciekawiona weszłam, a wszyscy pracownicy chodzili wokół wymieniając się dokumentami, rozmawiając ze sobą i krzycząc imiona uczniów z drugiego końca pomieszczenia. Kobieta zaprowadziła nas do drzwi, na których pogrubionymi literami pisało ‘Dyrektor Hawkins’. Weszliśmy, a głowy całej czwórki odwróciły się, by na nas spojrzeć.
     - Justin i Chace właśnie przyszli. – Dyrektor Hawkins pokazał nam palcami, by wejść, a kobietę odesłał. Dwoje funkcjonariuszy policji stało za Lindą z notesem w rękach.
     - Witam, jestem dowódca Parker, a to jest mój partner, dowódca Krill, który z waszej dwójki to Chace? – jeden z funkcjonariuszy zapytał, przechodząc prosto do rzeczy. Wyszłam naprzeciw i niezręcznie wskazałam na siebie.
     - Czy to prawda, że byłeś jednym, który domyślił się, co planowała młoda dama? – skinęłam głową do niego. Oboje zaczęli pisać na ich małych notesach, które trzymali w rękach.
     - Czy wiesz może czemu podjęła tą decyzję? Miała może jakieś problemy w domu? Z rodzicami? Ze szkołą? Jej kolegami i koleżankami z klasy? Czy jest cokolwiek, co wiesz, że mogło doprowadzić ją do tego, co chciała popełnić? – moje myśli zawędrowały prosto do zdjęcia i faktu, że Linda rozesłała je. Odwróciła się wokół, a jej oczy błagały mnie, abym nic nie mówiła, ponieważ jeślibym to zrobiła, była by w wielkim konflikcie z prawem za to, co zrobiła. Chciałam, aby cierpiała. Aby poczuła ten ból, który czuła Sydney i aby zapłaciła za to, co zrobiła. Ale nie w ten sposób. Wszyscy jesteśmy ludźmi i popełniamy błędy.
     - Jedyny raz, kiedy z nią rozmawiałem, był wtedy, gdy szukała mojej siostry, Chandler. Zaczęła krzyczeć, że chce umrzeć i że, nienawidzi życia. Następnego dnia zobaczyłem, że płakała, szukałem ją, ale nigdzie jej nie było. Wtedy przypomniałem sobie, jak mówiła o śmierci, pobiegłem do ich pokoju i cóż znaleźliśmy ją – kłamałam. Kłamałam funkcjonariuszowi policji bez zająknięcia się. Upadłam tak nisko. Moje słowa nie wywoływały podejrzenia, a mój oddech nie wiązał się w gardle. Nie stałam się nerwowa. Nawet nie czułam adrenaliny, która przechodziła przeze mnie.
     - A ty, panie Bieber? W jaki sposób się w to zamieszałeś? – zapytał funkcjonariusz. Justin wyszedł na przeciw i wskazał na siebie.
     - Rozmawiałem z Chacem, kiedy wtedy, zupełnie znikąd, on po prostu wybiegł bez słowa. Więc poszedłem za nim. – oboje skinęli głowami pisząc coś. Justin również wiedział jak mądrze skłamać. Żadnego zająknięcia się, w sumie to nawet nie wyglądał nerwowo.
     - Ta Twoja siostra, czy jest możliwość, że coś wie? – w pierwszym odruchu chciałam potrząsnąć głową w zaprzeczeniu, ale to nie byłoby dobre, więc po prostu wzruszyłam ramionami.
     - Gdzie możemy ją znaleźć? – zapytał dowódca Parker. Kiedy chciałam mu odpowiedzieć, dyrektor Hawkins się wtrącił.
     - Rodzice uczennicy powiedzieli mi, że ich dziecko pytało się o dziewczynę o imieniu Chandler. Chciała, aby odwiedziła ją w szpitalu. Znajduje się w Szpitalu Stratforst General. – nie mówię znowu, że moje życie jest wielkim bałaganem. Codziennie przez to przechodzę, a wszystkie moje kłamstwa wiążą się z innymi. Dodając więcej problemów na moje barki.
     - Mogę jej poszukać i powiem jej, aby udała się do szpitala. – zaoferowałam. Oboje oficerowie wymienili długie spojrzenie, debatując ze sobą, czy pozwolić nam iść czy nie. Musieli dostrzec, że nie wyrządziliśmy żadnej krzywdy, ponieważ po prostu skinęli głowami w zgodzie.
      - Spotkamy was tam. Da to nam okazję, by zadać ofierze trochę pytań. – mój uśmiech zniknął z mojej twarzy. Zaczęłam walczyć chęci otworzenia szeroko oczu w przerażeniu i po prostu się zdradzić. Sydney nie miała zielonego pojęcia, że po prostu skłamaliśmy o tym wszystkim i jeśliby weszli do niej pierwsi, pewnie bylibyśmy w dupie.
     - Ale za nim wyjdziemy, panie Hawkins. – oboje zwrócili się do dyrektora. – Chcielibyśmy pomówić z panem. – dowódca Krill spojrzał na nas i szybkim ruchem, poprosił nas, abyśmy wyszli. Żadne z nas się nie sprzeciwiało. Justin i ja wyszliśmy za drzwi z Lindą, idącą tuż za nami. Pokonaliśmy drogę z biura, mijając wszystkie sekretarki, które siedziały w grupie, rozmawiając o tym, co się wczoraj stało. Wszystkie ucichły, kiedy nas tylko zauważyły, ale wróciły do plotkowania od razu, gdy drzwi za nami się zamknęły.
     - Dziękuję Ci bardzo! – Linda rzuciła się na mnie, oplatając ręce wokół mojej szyi. Odwzajemniłam uścisk, ale później delikatnie odsunęłam ją od siebie. Nie skończyłyśmy, jeszcze nie.
     - Nie dziękuj mi teraz, wciąż musimy iść do szpitala i mieć nadzieję, że Sydney nic nie powie, ALE pod jednym warunkiem. – wskazałam palcem na nią. Linda skinęła głową, nie bardzo wiedząc, jaki warunek chciałam jej postawić.
     - Musisz przeprosić ją, przed całą szkołą. – zaczerpnęła powietrze. Jeśli było coś, czego nauczyłam się o Lindzie, to fakt, że miała swoją dumę. Nienawidziła przepraszać ludzi, nienawidziła, kiedy ludzie oceniali jej każdy ruch i nienawidziła pokazywać, że się myliła.
     - W porządku, po prostu wejdę pierwsza, abym mogła z nią porozmawiać. – bez dodatkowego ostrzeżenia, odwróciła się na szpilach i wyszła z budynku z kluczykami do auta w ręce. Kiedy zniknęła z zasięgu wzroku, odwróciłam się, by spojrzeć na Justin’a. Moje oczy zwróciły się na niego, opartego o ścianę obok windy. Posłałam mu mały uśmiech, podczas gdy podchodziłam do niego.
     - Muszę zmienić ciuchy. – wcisnęłam przycisk, by wjechać dwa piętra do góry, do naszego pokoju. Pozostał on w ciszy i posłał lekkie skinięcie. Gdy winda przyjechała, weszliśmy do niej. Czekaliśmy w ciszy, aż drzwi się zamkną, a winda zacznie jechać.
     - Jesteś naprawdę dobra w kłamaniu, prawda? – odwróciłam się, by spojrzeć na niego. Nawet jeśli wyszło to jako pytanie, ton w jakim to powiedział, pokazywał, że był to bardziej zarzut. I to jest to. Na co czekałam od wczoraj. Wyładuje się na mnie w tym momencie.
     - Ja..ja…ja.. – przestałam, by zaczerpnąć oddechu. – wiesz, o czym mówię, Justin, praktyka czyni mistrza. – skinął delikatnie, gotowy by coś powiedzieć, ale przerwało mu to zatrzymująca się winda i drzwi, które się otworzyły. Wyszłam z niej i udałam się drogą na koniec korytarza, gdzie był nasz pokój. Weszłam, idąc w kierunku moich bagaży i wyjęłam je. Był początek września, więc zdecydowałam się wziąć jakieś rurki, zwykłą słodką bluzkę i moje converse’y. Justin wziął kluczki samochodu i czekał, aż zapakuję wszystko to torebki. Przyglądał się mi, chodząc tam i z powrotem bez słowa.
     - Czemu się tak wpatrujesz? – wreszcie zatrzymałam się i go o to zapytałam. Irytował mnie. Jeśli chciał się rzucać i krzyczeć, mógł to zrobić. Czekałam, aż to zrobi. Wiem, że wczoraj nie byłabym w stanie na jakikolwiek argument. To był prawdopodobnie jedyny powód, przez który traktował mnie tak miło i powiedział, że wszystko było okej.
     - Po prostu nie mieści mi się w głowie, jak udało Ci się to zrobić. – zwyczajnie stwierdził. Pokręciłam głową. To nie było tak. Wiedziałam, że coś go gryzło, ale nie chciał mi o tym powiedzieć.
     - Wykrztuś to, Justin. Im szybciej przez to przejdziemy, tym łatwiej będzie nam się spało w nocy. – zmienił pozycję. Jego ramiona skrzyżowane były na piersi, podczas gdy on opierał się o swoją szafkę. Wyprostował się, zaciskając ręce na swojej klatce.
     - To wszystko, co powiedziałaś mi na dachu, było kłamstwem? – zesztywniałam. Oczekiwałam wszystkiego, ale nie tego. Co ma na myśli, pytając się czy to było kłamstwem? Pokręciłam głową. Nie kłamałam go tamtej nocy. Wszystko co wyszło z moich ust, było prawdą. Wszystko co czułam przez rodziców, presja, frustracja, wszystko było prawdą.
     - To był jedyny raz, odkąd przyjechałam do tego miasta, kiedy byłam szczera. – wyszeptałam. Okłamywałam go o byciu facetem cały ten czas, a on najbardziej martwił się, czy okłamałam go tamtej nocy. To była tylko jedna noc. Jedna noc, podczas której uciekłam od niego, po tym, jak rzeczy wymknęły się spod kontroli. Mały uśmiech pojawił się na jego twarzy, po usłyszeniu moich słów. Wydawało mi się, że poprawił mu się humor, zwłaszcza po tym, kiedy otworzył przede mną drzwi z jeszcze większym uśmiechem niż wcześniej.
     Ruszyliśmy w kierunku windy, ale zanim choćby mieliśmy szansę nacisnąć guzik sprowadzający ją, pojawiła się Veronica. Zignorowała mnie, kierując się do Justina z seksownym uśmiechem na twarzy. Owinęła ręce wokół jego szyi, dając mu delikatnego buziaka w usta. Co za miłe przywitanie, cóż.
     - Justin, gdzie idziesz? – zapytała. Nerwowo spojrzał na mnie, próbując odciągnąć jej ramiona. Veronica wydęła wargi, wyraźnie nie rozumiejąc tego, że Justin chciał ją od siebie odepchnąć.
     - Gdzieś. Teraz, czy mogłabyś puścić moją cholerną szyję?! – śledząc wzrok Justina, Veronica zatrzymała się na mnie. Zlustrowała mnie chwilę, witając się, jakby nie zauważyła wcześniej mojej obecności. Jej oczy powędrowały na moją szyję, po czym uniosła brew pytająco.
     - Widziałeś to? Widać, że Linda miała trochę zboczonej zabawy. – mój wzrok opadł w dół, badając jej komentarz, zauważyłam delikatne siniaki w okolicach szyi. Justin zakaszlał niekontrolowanie. Drań chciał się śmiać. To wcale nie było zabawne.
     - Musimy iść. Mamy parę rzeczy do załatwienia, do zobaczenia. – Justin zaczął już iść przed siebie, ale wcześniej Veronica zdążyła przyciągnąć go za ramię. Czy ta dziewczyna kiedykolwiek przestanie? Odrzucał ją już tyle razy, a ona nadal swoje.
     - Chciałam Ci tylko coś jeszcze powiedzieć. Przyjdź do mojego pokoju wieczorem. Nie będzie mojej współlokatorki. – mrugnęła do niego ostatni raz, odchodząc do swojej strony budynku. Nacisnęłam przycisk  znajdujący się na windzie i w niezręcznej ciszy czekaliśmy na jej przyjazd. "Przyjdź do mojego pokoju wieczorem" w myślach naśladowałam jej głos. Co za dziwka. To oczywiste, że chce seksu. Czemu nie mogłaby po prostu rozkraczyć nóg przed kimś innym?
     - Ponieważ daję dobry seks. – odwróciłam się, aby spojrzeć na Justina, u którego sławny uśmieszek gościł już na twarzy. Myślałam na głos? Boże, to takie żenujące. Ze wszystkich sił postanowiłam zignorować jego komentarz. Kiedy winda przyjechała, szybko do niej weszłam, odwracając się w przeciwnym kierunku do niego.
     - Wiesz, mogłem...
     - Whoops, jesteśmy już na miejscu! – przerwałam mu, wychodząc i kierując się na zewnątrz budynku. W momencie, kiedy wyszłam, jakaś część mnie poczuła się wolna. Poczułam zimny nadmuch powietrza, przez co dreszcze przeszły przez całe moje ciało. Justin prowadził mnie w kierunku parkingu, w celu znalezienia jego samochodu. Uśmiech wciąż gościł na jego twarzy, w końcu zatrzymał się przed samochodem, który wyglądał bardziej, jak jeden z pojazdów batmana.
     - Prezent od mojego taty na siedemnaste urodziny. – wow. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, że moi rodzice daliby mi coś takiego na siedemnaste urodziny.
     - Wiesz co moi rodzice dali mi na siedemnaste urodziny? – pokręcił głową, sugerując, żebym kontynuowała moją głupią historię.
     - Dali mi pieprzoną kartę podarunkową do księgarni! – Justin zacisnął usta, przygryzając je. Następnie schował swój język, również go przygryzając. Próbował się nie roześmiać, ale i tak wyszło inaczej.
     - Przepraszam, ale to jakaś bzdura. – powiedział w przerwach od śmiechu. Oczywiście dobrze spożytkowałam moją prezentową kartę i kupiłam za nią cały stos książek, które pomogły mi nauczyć się wiele nowych rzeczy o medycynie. Po tym jak Justin uciszył samego siebie, otworzył dla mnie drzwi od strony pasażera. Uśmiechnęłam się do niego w ramach podziękowania, po czym wsiadłam do środka. Zamknął za mną drzwi, następnie przeszedł dookoła również wsiadając i odpalił samochód.
     Kiedy byliśmy już w drodze, zaczęłam pytać samą siebie, gdzie do cholery się przebiorę. Nie mogłam zrobić tego w szpitalu. Było tam za dużo ludzi wokół. Byliśmy już prawie na miejscu, więc zatrzymanie się gdzieś było wykluczone.
     - Szyby są przyciemniane, możesz się przebrać z tyłu. – spojrzałam na niego, bez jakiejkolwiek emocji. Czy on naprawdę myśli, że tak po prostu wystawię się przed nim na pokaz? Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem niepewnym typem dziewczyny, ale nie lubię tak po prostu wystawiać swojego ciała. Nie robiłam ćwiczeń i jadłam jak świnia. Mówiąc o jedzeniu, nie jadłam dzisiaj nawet śniadania, byłam głodna. Dobrze, że miałam szybki metabolizm.
     - Jesteś powalony, jeśli myślisz, że będę się tutaj przebierać. – wskazałam kciukiem na tył samochodu, robiąc minę "chyba masz urojenia".
     - Czemu nie? Nikt Cię przecież nie zobaczy. – stwierdził. Pokręciłam głową.
     - Ale ty tak. – odpowiedziałam. Fakt, że mógł zobaczyć mnie przebierającą się, przenosił mnie na wyższy poziom nieśmiałości. Nie był aniołem. Doskonale wiedziałam, że był z wieloma dziewczynami. Veronica była oczywiście pierwszą z listy. Przerażało mnie to. Mógł zacząć porównywać mnie do innych i uważać za gorszą. Mam na myśli to, że był praktycznie wyrzeźbiony rękoma samego Boga.
     - Będę patrzył się na drogę! Po prostu idź i się przebierz. Nie masz innego wyjścia. – trafiliśmy na czerwone światło, przez co delikatnie zwolnił, aż samochód się zatrzymał. Justin odwrócił się do mnie, kiwając głową w kierunku tylnich siedzeń. Burknęłam sfrustrowana, odblokowując drzwi i przechodząc na tył samochodu. Szukając mojej torby, ostrzegłam Justina, żeby nie odrywał wzroku od drogi. Zaskakująco zrobił tak, jak powiedziałam. Uklękłam na podłodze samochodu, odwracając się do niego plecami. Odwróciłam się, dając mu ostatnie groźne spojrzenie, ale nawet na mnie nie patrzył. Poczułam się wystarczająco bezpiecznie, żeby podnieść moją bluzę powyżej ramion. Ściągnęłam bluzkę razem z bluzą, czyniąc moje życie o wiele łatwiejszym.
     Moja klatka była teraz naga. Oczywiście miałam wciąż na sobie stanik, ale poza tym byłam naga. Moje zwisające spodnie były następne do zdjęcia.
     - Zielone światło. – powiedział Justin. Złapałam się siedzenia, kiedy samochód ruszył. Niecierpliwie czekałam, każda następna sekunda była dla mnie straszna. Czekałam jeszcze kilka minut, zanim Justin znów się odezwał.
     - Jesteśmy na światłach. – usiadłam na fotelu, rozpinając spodnie. Oczy Justina wciąż były zwrócone przed siebie, ale strasznie się wiercił. Zignorowałam to, wstając, aby zdjąć swoje spodnie. Spadły do moich kostek, schyliłam się, żeby całkowicie się ich pozbyć, kiedy straciłam równowagę, upadając na przód samochodu. Burknęłam cicho, lądując. Justin zlustrował mnie wzrokiem, a jego oczy powędrowały na mój dekolt, przez co na jego ustach szybko uformował się uśmiech.
     - Zamknij się! – warknęłam, podnosząc się i wracając do zdejmowania spodni.
     - Nic nie powiedziałem! – obronił się, ale dobrze wiedziałam, że miał coś na myśli. Rozejrzałam się do tyłu i sięgnęłam po moje spodnie. Byłam plecami odwrócona od Justina, ale wciąż czułam na sobie jego wzrok. Odwróciłam się do niego, ale jego oczy zwrócone były na drogę. Podnosiłam nogę, żeby włożyć ją w jeansy, gdy nagle bez żadnego ostrzeżenia samochód ruszył, przez co znów upadłam przed siebie, pozostawiając mój tyłek w powietrzu i twarz zgniecioną przez siedzenie. Boże, nienawidzę go. Podniosłam się, odwracając się, żeby spojrzeć na Justina. Miał wielki uśmiech wymalowany na twarzy, a jego oczy skierowane były na mój tyłek.
     - Oczy na drogę, Justin! – przebieranie stało się trochę trudniejsze od czasu ruszenia, ale udało mi się w końcu włożyć spodnie i założyć bluzkę. Byłam w połowie zmieniania moich butów, kiedy samochód trwale się zatrzymał. Justin wyłączył silnik, odwracając się do mnie z tym samym bezczelnym uśmieszkiem na twarzy.
     - Jesteśmy na miejscu! – wywróciłam oczami, kończąc wiązać sznurówkę. Wciąż miałam na sobie czapkę, więc wreszcie mogłam ją zdjąć. Moje włosy wróciły na swoje pierwotne miejsce, jedynie przejechałam po nich ręką kilka razy, zanim zdecydowałam, że wyglądają okej.
     - Nienawidzę Cię. – po prostu wypaliłam. Otworzyłam drzwi i wyszłam z samochodu, wdzięczna, że wreszcie mogłam poczuć trochę świeżego powietrza. Justin również wyszedł, wciąż z niekończącym się uśmiechem.
     - Nie, wcale mnie nie nienawidzisz. – dokuczył mi. Zignorowałam go, spoglądając na budynek naprzeciwko mnie. Nie był zbyt duży, ale na pewno też nie był mały. Justin ruszył w stronę wejścia, a ja zanim. Moje serce zaczęło niekontrolowanie szybko bić, a moja potrzeba zobaczenia Sydney stała się nie do zniesienia. Wyprzedziłam Justina, praktycznie dobiegłam do recepcji, przyciągając uwagę pielęgniarki.
     - Witaj skarbie, jak mogę Ci pomóc? – uśmiechnęłam się do niej słodko. Żeby dojść do celu, nie mogłam wydawać się niegrzeczna.
     - Chcę zobaczyć się z Sydney Burlington. – kobieta wyglądająca na około 35 lat zaczęła wpisywać coś wściekle do komputera. Justin wreszcie mnie dogonił, następnie opierając łokcie na blacie.
     - Ah, tutaj jest. Jak masz na imię i jakie są Twoje relacje z pacjentką? – zapytała mnie słodko się uśmiechając.
     - Chandler Grey...son. – musiałam przypomnieć sobie, że byłam młodszą siostrą Chace'a Greysona i musieliśmy mieć to samo nazwisko. – I jestem jej najlepszą przyjaciółką. – te słowa tak po prostu wyleciały z moich ust, ale tak, uważałam się za najlepszą przyjaciółkę Sydney. Znałam ją od niedawna, ale czułam się jakby minęły lata, odkąd ją poznałam. Szczególnie, kiedy stałam się jej podporą.
     - Jest w pokoju 309, jedna z jej przyjaciółek już tam jest. Myślę, że nie będzie miała nic przeciwko, jeśli dołączycie. – razem z Justinem podziękowaliśmy jej, następnie ruszając, w celu znalezienia pokoju 309. Po przeszukaniu po kolei każdego pokoju, wreszcie stanęliśmy twarzą w twarz z drzwiami pokoju Sydney. Zamieniłam się w kłębek nerwów.
     - W porządku Chandler, po prostu tam wejdź. – szepnął do mnie Justin. Pokiwałam głową, przekręcając klamkę i lekko popychając drzwi, ruszyłam przed siebie. Sydney leżała na łóżku z masą przewodów, które były do niej podłączone, natomiast Linda siedziała na stołku obok niej. W momencie, gdy tylko oczy Sydney mnie zauważyły, od razu rozbłysły, a wielki uśmiech rozprowadził się po jej twarzy.
     - Chandler! – krzyknęła, wyciągając rękę w moim kierunku. Moja klatka piersiowa zacisnęła się, tym razem z czystego szczęścia. Wyglądała tak słabo. Wyglądała na wyczerpaną, ale to nic przy tak krótkim czasie odpoczynku. Była żywa. Oddychała. Wciąż tu była. Podeszłam do niej, chwytając jej rękę w swoją, delikatnie całując ją w czoło. Łzy zebrały się w moich oczach, wypełniało mnie szczęście, jakie odczuwałam, trzymając ją w swoich ramionach. Wszystko było idealne. Wszystko było na swoim miejscu.
     Linda siedziała tam z uśmiechem na twarzy. W myślach wciąż wyobrażałam sobie o czym mogły rozmawiać, zanim mnie tu jeszcze nie było. Czy Linda przeprosiła? Czy poprosiła Sydney, żeby kłamała dla niej? Było mnóstwo pytań na które wkrótce miałam poznać odpowiedź, ale teraz, byłam po prostu wdzięczna, że mój mały aniołek wciąż tu był.

_________________________
     Wreszcie więcej scen z Chandler i Justinem sdksnksnkssakasn :D Cieszycie się, że z Sydney już wszystko okej? Sprawa z Sydney jest już w sumie zakończona, za to pojawią się teraz zupełnie nowe problemy z innymi osobami, no i co najważniejsze, więcej wątków Justina i Chandler!
     Jesteśmy trochę zawiedzione z Justyną, bo liczba komentarzy pod rozdziałem 9 była naprawdę zaskakująca, a pod 10 była niestety prawie dwa razy mniejsza. Proszę was o komentowanie kochani, wiemy, że ostatnio było mało czasu, ale jeśli co rozdział ta liczba będzie spadała to nie wiemy czy opłaca się robienie dodatkowych rozdziałów. Więc proszę komentujcie, wasze słowa naprawdę nas motywują <3
     Następny rozdział za tydzień i szykujcie się na niego, bo zdarzy się wiele rzeczy, których się nie spodziewacie ;)