30. "Are y'all fighting or something?"

Justin

     Stanąłem przed rzędami pracowników, którzy przybyli tutaj na moje polecenie. Każdy z nich stał w jednej linii, jak żołnierz, czekając aż oznajmię, dlaczego ich tutaj wezwałem. Popatrzyłem pomiędzy nich, zaskoczony, że było ich tak dużo. Wszyscy uformowali się w pięć rzędów po ośmioro osób.
     - Wszyscy możecie się zastanawiać, dlaczego zwołałem to spotkanie, a ja naprawdę nie mam czasu na wyjaśnienia, ale mam taką umowę, zbliżają się święta, więc mój ojciec poprosił mnie, żebym osobiście poinformował was wszystkich, że macie dwu, trzy miesięczną przerwę. W gruncie rzeczy wracacie do pracy pierwszego stycznia 2014 roku. Jakieś pytania? – zaraz po tym jak wypowiedziałem te słowa, cały pokój wypełnił się w hałasie. Wszyscy zaczęli obgadywać to ze sobą, niektórzy świętowali, inni obawiali się o swoje pensje, a jeszcze inni debatowali nad moim ogłoszeniem. To byli ci mądrzejsi, ale nie miałem zamiaru im tego powiedzieć. Sfrustrowany, przebiegłem ręką przez moje dopiero co umyte włosy, wywracając oczami, kiedy krzyczeli na mnie, abym się wytłumaczył. Zrobiłbym to, jeśliby mi pozwolili.
     - Ludzie, spokój, mój ojciec poinformował mnie, że nadal będzie wysyłał wszystkie czeki na wasze konta. Teraz idźcie do domu, spędźcie czas ze swoją rodziną, zróbcie coś ze swoim życiem. Wszyscy macie wolne aż do następnego roku, podziękujecie mi później. – odprawiłem ich, teraz nie mieli innego wyboru poza podporządkowaniem się, ale kto by chciał się temu sprzeciwić? Praktycznie dałem im dwa miesiące przerwy z pensjami dwa razy na miesiąc. To była podwójnie wygrana sytuacja dla nich, jak i dla mnie. Teraz, dla mojego ojca to zupełnie inna historia. Byłem więcej niż pewny, że zabiłby mnie za to, ale kiedy się o tym dowie będzie już za późno. Pracownicy mogliby być daleko stąd, a on nie byłby w stanie odzyskać ich z powrotem. Kiedy Bieber podejmuje decyzje, oni się ich trzymają. Ja podjąłem tą decyzję.
     - Wiesz, że kiedy pan Bieber zda sobie sprawę z tego co zrobiłeś, będziesz miał poważne kłopoty, synu. – ze wszystkich około 40 pracowników, jedynym który został był mój przyjaciel, Dale, stanął przede mną.
     - I za jakiś czas dam sobie z tym radę. – wzruszyłem ramionami.
     - Zrobiłeś to tylko dlatego, żeby zajść swojemu ojcu za skórę. – Dale pokręcił głową. Wahałem się z odpowiedzią, odkąd on przyjął to jako fakt, ale ja miałem więcej niż jeden powód.
     - Coś w tym stylu. – zacząłem. – Ci ludzie pracują w tym domu 24 godziny na dobę i rzadko robią sobie przerwę. Czy możesz wyobrazić sobie ile razy złapałem pokojówki na ukrywaniu się w kącie z naszym telefonem stacjonarnym w ręku, dzwoniąc do swoich rodzin, żeby sprawdzić co u nich? Po prostu zdałem sobie sprawę, że potrzebują przerwy. – Dale pokiwał głową, rozumiejąc moje powody. Pamiętam w jaki sposób patrzyli a mnie, błagając, żebym nie wydał ich przed swoim ojcem. Zrobiłby dosłownie jakiś atak, jeśli dowiedziałby się, że personel używał naszego telefonu w sprawach osobistych. Wzruszyłem po prostu ramionami i pozwoliłem im kontynuować ich rozmowę. To było coś, co nigdy bardzo mi nie przeszkadzało.
     Dale i ja staliśmy tam przez jakiś czas, zanim zdałem sobie z czegoś sprawę. - Nie masz córki? Co do cholery tutaj wciąż robisz? – popatrzyłem na niego bokiem, po cichu nakłaniając go do wyjścia, on tak jak jak inni ludzie zasłużył na tą przerwę. Mały uśmiech pojawił się na jego ustach, ale tylko na ułamek sekundy, po czym znów wrócił do swojej profesjonalnej postawy.
     - Gdzie jest twoja dziewczyna? – zapytał, zmieniając temat. Zmarszczyłem brwi, ale postanowiłem nie naciskać na ten temat.
     - Na górze, bierze prysznic. – po przyjeździe tutaj, poszliśmy prosto do mojego pokoju. Wziąłem prysznic pierwszy, odkąd byłem tym najbrudniejszym, a kiedy skończyłem, zdecydowałem się zwołać spotkanie, kiedy Chandler brała prysznic.
     - Nie macie jutro szkoły? – zapytał Dale, unosząc brwi, popatrzył na mnie wzrokiem ojca, patrzącego na swojego syna po tym, jak przyłapał go na czymś, czego nie powinien robić. Uśmiechnąłem się, przez chwilę wyobrażając sobie jakie byłoby moje życie, jeśli Dale byłby moim prawdziwym ojcem. Nie byłbym bogaty, ale byłbym kochany, chroniony, byłbym ważny. Odgoniłem tą myśl.
     - Żegnaj Dale! – warknąłem, na co tylko zachichotał. Pokręcił głową z komediową dezaprobatą, po czym zaczął odchodzić, prawdopodobnie, aby spakować swoje rzeczy.
     Odczekałem dziesięć dodatkowych minut na patrzeniu prosto przed siebie, kiedy usłyszałem delikatne kroki, kierujące się po schodach w dół. Sekundy później, Chandler wyjawiła się za drzwi do salonu z pytającym spojrzeniem na jej pięknej twarzy.
     - Czemu na zewnątrz jak tak dużo taksówek? – zapytała, wskazując palcem na główne wejście.
     - Pracownicy tylko próbują dostać się do domu. – stała się jeszcze bardziej zdezorientowana, więc musiałem wytłumaczyć jej całe zdarzenie, które miało miejsce kiedy ona brała prysznic. Jej twarz rozświetliła się, rozumiejąc teraz to zamieszanie.
     - To było bardzo miłe z twojej strony. – rozpromieniała, podchodząc, aby usiąść koło mnie na kanapie. Jej koszulka -lub powinienem powiedzieć moja koszulka- przykuła moją uwagę na jej strój, uniosłem brwi, gdy zobaczyłem ją w moich bokserkach. Poczułem jak moja krew gotuje się całą drogę w dół, aż do mojego penisa, retrospekcje tego co się działo w samochodzie, powróciły. Personel wyszedł, teraz miałem cały dom tylko dla siebie i tej piękności. Rzeczy, które chcę z nią teraz robić. Wyglądała tak cholernie gorąco w moich ubraniach.
     - Jestem trochę głodna, pójdę do kuchni. – przyglądałem się jej, kiedy wstała i odeszła w kierunku kuchni, kołysała biodrami, sprawiając, że mój wzrok powędrował w dół na jej dziarski tyłek.
     - W skali od jeden do dziesięciu, twój tyłek ma sto. – krzyknąłem z kanapy. Czekałem na jej odpowiedź, ale wszystkim co otrzymałem był odległy śmiech. Zanim ruszyłem za nią, podszedłem do najbliższego okna i wyjrzałem za nie. Około pięć do ośmiu taksówek odjeżdżało z naszego parkingu. Uśmiechnąłem się, obserwując każdą z pokojówek, podczas gdy pakowały swoje rzeczy do taksówek z ekscytacją na twarzy. Zrobiłem coś dobrego i nie czuję ani grama winy z tego powodu. Z ostatnim zerknięciem na personel, poszedłem do kuchni, podglądając Chandler w spiżarni.
     Myślę, że powinienem poprosić jedną z pokojówek lub kucharza, aby nam coś ugotował, zanim ich wypuściłem, ale byłem zbyt zdesperowany, żeby mieć dom tylko dla nas, zanim Chandler skończy brać prysznic.
     - Okej więc, jest spaghetti i gdzieś tutaj widziałam puszkę sosu pomidorowego, po prostu ją zgubiłam. Cebula jest tam, sól leży na piecu i, jest tutaj jakieś mięso? – pytanie nie było skierowane do mnie. Ona gadała do siebie.
     - Gotujesz?
     - Odkąd ukończyłam dwanaście lat. – odpowiedziała, nawet nie odwracając się, aby na mnie spojrzeć. Imponujące. Pomyślałem sobie.
     Przyglądałem się jej jak wyjmowała wszystkie składniki, które potrzebowała, aby przyrządzić moje ulubione danie. Spaghetti z pulpecikami. Nie mogłem się powstrzymać przed podziwianiem sposobu, w jaki bardzo łatwo poruszała się po kuchni, rozglądając się za rzeczami, których szukała. Co jakiś czas pytała się, gdzie jest patelnia, albo miska, ale nie miałem bladego pojęcia tak samo jak i ona. Zazwyczaj to pokojówki wiedziały, gdzie znajdują się jakie rzeczy.
     Moje oczy skupiły się na prostej białej koszulce, którą miała na sobie. Była na niej wielka, sięgała trochę ponad jej kolana i mogła być łatwo pomylona z sukienką. Zlustrowałem jej ciało, a moje oczy zawędrowały na wybrzuszenie, które robiły jej piersi. Moja koszulka łatwo otulała jej obie piersi, pozwalając mi szybko rzucić okiem na jej twarde sutki. Przesunąłem się za stołek, aby ukryć przed nią mój rosnący wzwód. Obraz posiadania jej nade mną, jej ciemno czerwonych policzków, jej twarz zmarszczone w niemal zagubiony sposób. Nie pomagałem swojemu stanowi, gdy zacząłem przypominać sobie jej uda popychające o moje. Ona jest idealna w każdym możliwym sposobie, a to przynosi mi tak wiele kurewskiej uciechy, że jestem jedynym mężczyzną, który ją kiedykolwiek dotknął, który kiedykolwiek sprawił jej przyjemność, który wydobył jej seksualną stronę.
     - Chodź tutaj. – odwróciła swoją uwagę od kuchenki na mnie, gdy usłyszała, że ją wołam. Wymieszała spaghetti, zawarte w garnku raz jeszcze, a następnie poszła w moim kierunku.
     - Tak, w czym mogę Ci pomóc? – zapytała, kiedy znajdowała się przede mną. Chwyciłem ją w pasie, przyciągając do siebie, kiedy pochyliłem się, by być na wysokości jej ucha.
     - Jestem teraz naprawdę głodny. – zamruczałem, na co ona zachichotała.
     - Jedzenie zaraz będzie gotowe, mięso musi się jeszcze chwilę pogotować. – odpowiedziała. Nie mogłem powstrzymać się przed uśmiechem na jej niewinność. Jedzenie było ostatnią rzeczą o której myślałem. Wychodząc zza stołka, popchnąłem ją na ladę, na co ona z trudem złapała dech. Przygniotłem ją swoim ciałem. Pocałowałem ją. To był słodki, namiętny pocałunek, ale skończył się zbyt szybko z jej oderwaniem się ode mnie.
     - Mięso zaraz się przyklei do garnka. – wydyszała, biegnąc z powrotem do kuchenki. Nie mogłem powstrzymać się przed zaśmianiem się z powodu jej słodkości.
     Reszta nocy składała się ze mnie, przyglądającego się jej, jak chodzi po kuchni, aż skończyła i podała nam obojgu posiłek. Kiedy spróbowałem spaghetti , zakochałem się w niej jeszcze bardziej. Sprawiła, że dokładnie sobie przypomniałem, czemu spaghetti jest moim ulubionym daniem. Skomplementowałem to, mówiąc jej, że jest naturalna, na co się zarumieniła i mi podziękowała.
     - Nie możemy opuścić jutro szkoły. Jak w ogóle się wkradniemy? Sekretarka zawsze tam jest. – skomentowała, kiedy skończyliśmy jeść nasze jedzenie. To było coś, o czym nie myślałem, ale miała rację, nie mogliśmy opuścić jutro szkoły. Jeśli Chace, ani ja nie będziemy obecni na zajęciach, plotki zaczną się szybko rozchodzić. Zajęczałem. Naprawdę nie chciałem iść do szkoły i nie planowałem do niej jutro iść, ale moja dziewczyna tak. Westchnąłem, próbując przekonać siebie, aby wstać i zacząć się przygotowywać, aby wyjść z domu.
    Dwadzieścia minut później, po wysprzątaniu całej kuchni -zadanie, które musieliśmy wykonać, ponieważ nie było żadnych pokojówek- jechaliśmy z powrotem do szkoły. Dla mnie nie było problemem się tam dostać, ale dla Chandler wkraść się, to zupełnie inna historia. W czasie, kiedy zatrzymywaliśmy się przed szkołą, plan zaczął się układać w mojej głowie. Kiedy zaparkowaliśmy, wiedziałem, co musiałem zrobić, aby pomóc wkraść się Chandler. Wyjąłem z kieszeni i wybrałem numer Lindy. Zajęło to pięć połączeń, ale odebrała.
    - Co? – zasyczała, ale wciąż mogłem usłyszeć w jej głosie senność. Była śpiąca.
    - Pomóż mi pomóc wkraść się Chandler. – powiedziałem, przechodząc prosto to tematu. Linda głośno zajęczała.
    - Wyślę Ci smsa, kiedy możecie wejść. – zawarczała. Mogłem usłyszeć szuranie po podłodze na koniec połączenia, zanim się rozłączyła.
    - Linda się tym zajmie. – Chandler otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale się powstrzymała, a następnie dziesięć sekund później odwróciła się znowu do mnie.
    - Będzie tego później używała przeciwko mnie. Jednego dnia pojawi się i będzie jak „Chandler, potrzebuję twojej pomocy" a ja będę jak, „Cholera nie, Linda” i później ona będzie jak „Pamiętasz ten czasu, jak pomogłam twojemu tyłkowi zakraść się z powrotem do szkoły oh i jak nas olałaś na karnawale? Yeah, wisisz mi przysługę.” I potem nie będę miała wyboru, tylko jej pomóc i wierz mi, kiedy Ci mówię, że ona robi każdego rodzaju szalone gówna i zawsze zostaję w nie wciągnięta! – skąd to do cholery się bierze?
    - Więc po prostu powiedz jej nie? – zadyszała wyraźnie nie usatysfakcjonowana moją odpowiedzią.
    - Nie słyszałeś mnie? Ona nie pozwoli mi powiedzieć nie! – powinienem zadzwonić w takim razie po kogoś innego?
    - Powinieneś zadzwonić do Sydney. – Chandler odpowiedziała na moje niewypowiedziane pytanie.
    - Czy wy się o coś kłócicie czy co? – ponieważ ostatnim raz, jak sprawdzałem to Linda, pomogła mi zabrać Chandler nad wodospad, a na karnawale wyglądały ze sobą w porządku. Te dwie są jakby przymocowane do biodra. To jest śmieszne. Są zupełnymi przeciwieństwami, mimo to dzielą jakiegoś rodzaju siostrzaną więź.
    - Nie, po prostu mówię. – wzruszyła ramionami. Gdy chciałem odpowiedzieć, dostałem sms od Lindy, mówiący, że mamy pięć minut na wejście do środka.
    - Dalej, chodźmy. – z tym, wyszliśmy z auta i udaliśmy się do wejścia do szkoły. Uśmiechnąłem się cwaniacko, widząc jak bardzo było pusto.
__________________________
    No to Justin i Chandler wrócili z ich małej wycieczki do szkoły. Jak sądzicie wydarzy się coś szczególnego? Czy to jest taka cisza przed burzą?
    Przepraszam was kochani, że z opóźnieniem i to wielkim, bo już drugi raz dodajemy dzień później i to w dodatku dzisiaj z mega wielkim opóźnieniem, ale to wszystko jest moją winą. W piątek totalnie zapomniałam, że rozdział trzeba dodać i już nie miałam siły, a dzisiaj to nie miałam jak, no ale koniec końców wreszcie jesteśmy z rozdziałem, mam nadzieję, że wszyscy są zadowoleni z rozdziału, jak i z dostanych świadectw. Moje jest w porządku, za rewelacyjne nie jest, ale aż takie złe znowu też nie jest. Jedyne co w tym wszystkim mnie przeraża to fakt, że skończyłam już drugą klasę liceum i we wrześniu zaczynam rok, który wiele zadecyduje w moim życiu i to jest okropne. Matura, studia i to wszystko, wolę o tym nie myśleć jak na razie, są wakacje w końcu :) Ja jak na razie nie mam planów, pewnie znowu będę siedziała przez cały czas w domu, a wy robicie coś konkretnego? Mam nadzieję, że tak, w końcu odpoczynek fajnie spędzony należy się każdemu ;) Następny rozdział dodaje Natalia, na razie :)
     EDIT. Tutaj Natalia i jeszcze dam parę słów od siebie. Przepraszamy, że wczoraj nie było rozdziału, ale nie byłabym w stanie sprawdzić części Justyny, od wczoraj nie wychodzę praktycznie z łóżka, bo bardzo słabo się czuję. Na asku znów dostałyśmy wiele wiadomości typu, że przesadzamy, powinnyśmy oddać to tłumaczenie itp. Zawsze wyrabiałyśmy się na czas, zawsze, nigdy nie mówimy, że dodamy rozdział o 14-15, tylko piszemy konkretny dzień, co znaczy, że mamy czas nawet do samego końca tego dnia, a jeśli tak jak teraz dwa dni nie dodawałyśmy, to znaczy, że coś nam wypadło, też mamy wakacje i też mamy prawo z nich korzystać, zapamiętajcie to. Nie oddamy tego tłumaczenia, ponieważ to my uzyskałyśmy zgodę autorki, to my je wypromowałyśmy, to my przy nim wszystko zrobiłyśmy i to my przetłumaczyłyśmy prawie wszystkie (na chwilę obecną) rozdziały, pewnie, że gdzieś znalazłyby się lepsze tłumaczki, ale mogłyby się znaleźć też takie, które nie maja wystarczająco czasu i dodają raz na miesiąc, czy dwa, bo czasami wiele opowiadań jest tak właśnie opuszczonych. Więc będziecie się musieli jeszcze trochę z nami pomęczyć, do wszystkich anonimów z aska, łatwo jest sobie tak krytykować naszą pracę, a jak przychodzi co do czego to nawet nie umiecie skomentować, my mamy się wyrabiać z rozdziałami, a wy czasami nawet nie dajecie nam znać, że czytacie, jak rozdział, tylko potem czytamy anonimowe pretensje, inteligentnie. Proszę tylko, pamiętajcie, że też jesteśmy ludźmi i też mamy wakacje. Następny rozdział powinien być we wtorek, nic nie obiecuję, ale do następnego tygodnia i tak powinnyśmy dogonić oryginał, więc nawet jeśli się spóźnimy to do następnego tygodnia będziecie mieć wszystkie rozdziały.

29. "We're gonna fucking crash, Chandler."

     Stukałam niecierpliwie stopą o wycieraczkę w samochodzie, czekając na Justina, aż wyjdzie ze sklepu, do którego właśnie poszedł. Zażądał ode mnie surowo, abym została w aucie, aż wróci, ale przez irytację, którą czułam w brzuchu, powoli zapominałam o jego prośbie i chciałam pójść, aby rozejrzeć się za nim.
     Zdecydowałam się poczekać jeszcze pięć minut, ale jestem pewna, że minęły może tylko dwie, zanim otworzyłam gwałtownie drzwi samochodu i z niego wyszłam. Justin, jakby znając mój najnowszy plan poszukania go, wyszedł z czarną plastikową torbą w ręce. Nie miałam pojęcia, co mogło w niej być, ale patrząc na nią, wydawało się, że kupił całą kolekcję tego, co tam ma. Była ona wielka i łatwo było dostrzec, że była zapełniona, ale czym?
     - Niecierpliwi jesteśmy, nieprawda aniele? – powiedział, posyłając mi złośliwy uśmieszek, kiedy otwierał tylne drzwi i położył torbę z tyłu. Zabrzmiał wtedy głośny dźwięk, uderzającego o siebie metalu, zanim zamknął drzwi i zasygnalizował mi skinięciem głowy, abym wracała do auta. Kiedy byłam w środku, wyciągnęłam rękę, aby chwycić tajemnicze nowe przedmioty, ale zanim mogłam zrobić coś jeszcze, Justin szybko chwycił mnie w pasie i usadził mnie na swoim kolanie w taki sposób, że plecami byłam zwrócona do drzwi.
     - Nie tak szybko aniele. To niespodzianka. – gderał, całując moją szyję. Instynktownie zmarszczyłam brwi, ciekawość budowała się w mnie i cholernie mnie frustrowała.
     - Po prostu mi powiedz, co to jest Justin, zabija mnie fakt, że nie wiem, co jest w tej torbie! – na co on zmarszczył usta, przybierając dramatycznie myślącą minę, wyraził się jasno, że nie ma mi zamiaru pokazywać, co jest w tej torbie.
     Zmarszczyłam usta, posyłając mu najlepszą minę szczeniaczka, jaką mogłam z siebie wykrzesać, czasem drgałam ustami, prosząc go, abym pokazał mi torbę.
     Justin zmarszczył brwi, nienawidząc tego, jak łatwo mogłam przejąć nad nim kontrolę tylko jednym spojrzeniem.
     - Jesteś tak chętna, żeby się dowiedzieć? – zapytał w przegranym tonie. Zbyt szybko skinęłam szczęśliwie głową, ponieważ się poddawał. Ściągnął usta, zanim otworzył usta.
     - To źle, ponieważ musisz poczekać do później. – zachichotał, a jego ton głos wypełniony był humorem, kiedy włączył silnik samochodu do życia z wielkim rykiem i wycofał z miejsca parkingowego, mimo, że wciąż siedziałam mu na kolanach. Złość gotowała się we mnie, przez co czułam się głupio i zirytowana nim i sobą. Powinnam wiedzieć, że tak wyjdzie.
     - Długo to zajmie? – zapytałam go, upewniając się, że nie okazałam mu cienia ciekawości w moim głosie.
     - Koło 30-45 minut kochanie. – skinęłam głową, patrząc prosto na niego. Ja, siedząc na jego kolanach, nie sprawiałam mu żadnych przeszkód w prowadzeniu, ponieważ wyglądał tak spokojnie. Mały złośliwy uśmieszek wtargnął na moje usta. Mogę to zmienić.
     Schyliłam się tak, że moje usta były tuż przy jego uchu, udając że po prostu opierałam głowę o jego ramię. Upewniłam się, że mój oddech był skierowany tuż nad jego uchem, zanim wyszeptałam mu uważnie, - Trzymaj oczy na drodze, Bieber. – czemu powiedziałam do niego po nazwisku, nie wiem. Musiało mi się to wymsknąć, przez co on zaczął szybciej oddychać, więc w sumie to nie było takie złe.
     Wędrowałam ustami wzdłuż jego szyi, składając na niej małe pocałunki, a w międzyczasie skubałam jego skórę zębami. Wolną ręką ścisnął mnie za biodro, warcząc. To nie było dla mnie wystarczające. Powoli, zaczęłam kreślić dłonią po jego klatce piersiowej, zniżając się do jego brzucha, w międzyczasie moje delikatne, łagodne pocałunki stały się szorstkie, do których dołączony był język, a co jakiś czas moje zęby dawały znać o swojej obecności. Niskie warknięcie Justin’a stawało się głośniejsze, kiedy walczył z utrzymaniem oczu na drodze.
     Z widocznie złośliwym uśmieszkiem na mojej twarzy, usadowiłam się tak, że siedziałam na nim okrakiem. Na szczęście, siedzenie było odsunięte do tyłu tak wystarczająco, że zmieściliśmy się oboje idealnie. Przyglądałam się mu, jak jego oczy były przyklejone prosto do drogi, patrząc na nią z nad mojego ramienia, jego szczęka zamknięta, co tylko podwajało smakowitość linii jego szczęki. Zajęczałam, a moje usta unosiły się nad jego linią szczęki, uwielbiając smak jego skóry.
     - Zaraz się kurwa rozwalimy, Chandler. – wychrypiał, a jego chrapliwy głos był wypełniony pożądaniem.
     - Dlatego musisz mieć oczy na drodze, kochanie. – wyszeptałam kusząco w odpowiedzi. Tuż na moim udzie, byłam w stanie dokładnie poczuć, jak bardzo był podniecony. Mój plan działał, ale jedyny minus tego wszystkiego był prosty fakt, że sama byłam tak samo podniecona. Robiąc wszystko, co w mojej mocy, by zignorować moje już mokre majtki, kontynuowałam droczenie się z nim, ustawiając się tuż nad jego kroczem. Musiałam jeszcze wyszeptać dwa małe słówka do niego, zanim zagram następną kartę.
     - Karma jest suką. – mówiąc to, uniosłam swoje biodro i zaczęłam ocierać się o jego krocze, tworząc niezaprzeczalnie, niesamowite pocieranie. Justin wydał z siebie głośny jęk, odrzucając głowę do tyłu z przyjemności, jak poczułam, że auto chwiało się w różne kierunki, na szczęście w pobliżu nas nie było żadnych innych aut, co mogłoby spowodować wypadek.
     - Co się stało z trzymaniem oczu na drodze? – zapytałam niewinnie. Uścisk Justina na kierownicy zacieśnił się, jego zęby zacisnęły się razem, a jego oczy odwróciły, by wpatrywać się w jezdnię przed nami.
     - Przysięgam, że zatrzymam ten cholerny samochód i będę Cię pieprzył właśnie tu, na tym cholernym siedzeniu. – zawarczał. Zadowolona, że go denerwowałam, przejechałam ręką po jego włosach z tyłu głowy, całując linię jego szczęki raz jeszcze.
     - Nie zrobisz tego, ponieważ dalej musimy pojechać do jakiegoś miejsca, pamiętasz? – zapytałam. – Po prostu skup się na drodze i niczym innym kochanie. – zaoferowałam.
     Z biegiem czasu, jego oddech przyśpieszył, ale powoli wracał do normalności, kiedy kontynuowałam wpatrywanie się w niego. Wyglądał na uspokojonego, ale jego przyjaciel na dole pokazywał całkowicie oczywiście, że był on jakikolwiek, tylko nie zrelaksowany. Jego ręka, która wciąż chwytała moje biodro, zawędrowała w dół, pod moje spodnie i chwytając mój nagi tyłek, następnie go ścisnął. Zajęczałam, a moje biodro mimowolnie szarpnęło się na niego. Oboje zajęczeliśmy, a moja twarz zanurzyła się w jego szyi. Naprawdę nie miałam dzisiaj żadnych zamiarów umierać. Po prostu się z nimi wygłupiałam, próbując się z nim podroczyć i ukarać go, ale nigdy nie oczekiwałabym, że to zajdzie tak daleko.
     Powiedziałam sobie, że przestanę, ale ból, który czułam w sobie, miał inne zdanie i znalazłam się, kołysząc nad jego biodrami, najpierw powoli, aż stało się to niewystarczające i zaczęłam szybciej.
     - Jebane gówno. – przeklął Justin, gdy brutalnie skręcił, parkując na liniach bocznych. Bez żadnego słowa, wysunął siedzenie maksymalnie do tyłu, dając nam świetną ilość miejsca. Następnie zaczął grzebać się z guzikiem od moich dżinsów, kiedy ja robiłam to samo z jego. Uniósł swoje biodra, dając mi szansę spuścić jego spodnie, ale kiedy poczuł, że chciałam też spuścić jego bokserki, zatrzymał mnie.
     - Nie zabiorę Ci dziewictwa w aucie, aniele. – potrząsnął głową. To ja miałam się z nim droczyć. To ja miałam mieć wszystko pod kontrolą, mimo to, to on myślał racjonalnie w tej chwili. Zawarczałam z frustracji, a ból w środku mnie stawał się nie do zniesienia.
     - Po prostu zrób coś, Justin. – błagałam. To on był w tym doświadczonym. Nie ja.
     Ustawił nas tak, że mógł spuścić w dół moje i swoje spodnie aż do kostek, zostawiając nas w dwóch warstwach materiału, oddzielającego nas od siebie. Ręka Justin chwyciła moje czułe miejsce; głośny jęk opuścił moje ust, poprzedzony jego sykiem.
     - Jesteś tak kurewsko mokra, aniele. Ociekasz. Kurwa, mogę w tej chwili tak łatwo wsunąć mojego kutasa do środka tej twojej ciasnej cipki i pieprzyć cię do nieprzytomności. – jego słowa były tak nieprzyzwoite, mimo to odczułam doznanie przechodzące przez moje ciało, przez które te słowa wydawały się na miejscu. Przegryzłam wargę, zamykając mocno oczy, a moja głowa próbowała zrozumieć, co się działo, jednak nie miałam szczęścia tego ogarnąć, gdy poczułam, jak jego palce wskazujący dotykał wściekle mojej łechtaczki, która była pod majtkami.
     - No popatrz. Mój anioł lubi nieprzyzwoitą gadkę. – zamknęłam mocniej powieki, a te małe gwiazdki pojawiły się w mojej wizji. On doprowadzał mnie do szaleństwa i byłam przekonana, że robił to wszystko celowo, aby zemścić się na mnie za jazdę w samochodzie, którą mu zafundowałam. W jakiś sposób, władza wyślizgnęła mi się z rąk i była teraz przy nowym właścicielu, który trafił się uwielbiać każdą sekundę tego. – Nie mogę się doczekać, aż wepchnę mojego kutasa głęboko w tą twoją słodką ciasną dziurę i będę cię pieprzył tak mocno, aż będziesz krzyczeć moje imię i błagać, abym nie przestawał.
     - Justin! – zajęczałam, wywracając oczami aż po sam czubek głowy.
     - Pierdolona cholera. Właśnie tak kochanie. – oboje pchnęliśmy nasze biodra do przodu, oddając się pożądaniu, które mieliśmy w sobie i potrzebie w posiadaniu siebie nawzajem. Justin trzymał się mojego biodra, kiedy kontynuował pchać do przodu, przez co czułam końcówkę jego kutasa, ocierającą się o moją łechtaczkę z każdym pchnięciem. Musiałam się mocno powstrzymać przed krzyknięciem na niego, aby wziął mnie tam w jego samochodzie.
     - Szybciej! Kurwa, szybciej Justin, proszę! – zwiększył swoje tempo, pocierając moją cipkę w sposób, które dostarczyło jej nową falę przyjemności, na co chwyciłam tylnie włosy Justina w garść, mocno za nie szarpiąc. Dziwnie doznanie zaczęło budzić się w moich brzuchu, które sprawiło, że ciężko mi było prawidłowo oddychać i skupić się na czymś innym, tylko tym.
     - Sprawiasz, że trudno mi nie ściągnąć z Ciebie tych majtek i nie zagrzebać mojego chuja głęboko w twojej mokrej cipie. – słuchanie jego nieprzyzwoitej gadki, jak to nazywa, miało na mnie efekt, przez co przyśpieszyłam tempo, napotykając każde jego pchnięcie, moje oczy zaczęły się zamykać, gdy poczułam mój budujący się orgazm.
     - Dochodzę.
     - Kurwa, skarbie, poczekaj na mnie. – jakby to było jeszcze w ogóle możliwe, przyśpieszył. Warknął, zanim wykrzyknął. - Teraz! – bez wahania opuściłam głowę, układając ją na klatce Justin'a.
     - To było-
     - Niesamowite. – dokończyłam, gdy oboje byliśmy pozbawieni oddechu. Schowałam głowę w zgięciu jego szyi, moje następne słowa wyleciały z moich ust, zanim mogłam je przemyśleć. - Zdecydowanie powinniśmy to powtórzyć. – poczułam jego klatkę wibrującą od chichotu.
     - Zapomniałem gdzie, do cholery jechaliśmy. – przyznał się zadyszany. To była moja kolej na śmiech. Jakim cudem mógł zapomnieć rzecz, którą sam zaczął.
     - Nie jestem w stu procentach pewna, ale myślę, że to ma związek z torbą, która leży na tylnych siedzeniach. – jego głowa pochyliła się lekko, jakby próbował zerknąć na torbę, kiwając głową, kiedy sobie przypomniał.
     Następne pięć minut spędziliśmy przebierając się, a kiedy usadowiliśmy się z powrotem na miejscach, znowu ruszyliśmy w drogę. Wróciłam na moje miejsce pasażera, patrząc na zewnątrz, gdy jechaliśmy drogą. Sprawdziłam, czy były w pobliżu jakiekolwiek samochody, które mogłyby być świadkiem tego, co się zdarzyło, ale w pobliżu nikogo nie było. To głupie z mojej strony, że martwiłam się takim czymś, po tym co się stało, ale nie mogłam nic na to poradzić. Ostatnią rzeczą, która w tym momencie chodziła mi po głowie było sprawdzenie, czy ktoś nas obserwuje.
     Wierzę, że zdrzemnęłam się na chwilę, ponieważ następną rzeczą jaką zobaczyłam, był Justin parkujący obok dziwacznego, wielkiego budynku. Nie mogłam rozpoznać jaki to był rodzaj budynku, ponieważ zaparkowaliśmy za nim, ale mogłam usłyszeć ruch na zewnątrz. Okazjonalnie były zaparkowane karetki, mogłabym zgadnąć, że był to szpital, ale nie był to ten, w którym odwiedzaliśmy Sydney.
     - Co my tutaj robimy? – zapytałam. Wzrok Justin'a zwrócił się do mnie i zobaczyłam, że zaczął się trochę denerwować. Świetnie, to nie może być dobre.
     - Obiecaj, że nie będziesz wariować. – wywróciłam oczami.
     - Trochę na to za późno, Justin. – jego ręka powędrowała na tył jego głowy, drapiąc się w nią. To był jego sposób na pokazanie, że był zawstydzony lub w tym przypadku zdenerwowany! Bez żadnego innego słowa, wyszedł z samochodu, a ja zostałam tym zgubionym szczeniakiem w tej sytuacji, więc zrobiłam to, co on. Przyglądałam się mu, kiedy wyjmował torbę z tylnych siedzeń, po raz kolejny słysząc metale zderzające się o siebie nawzajem. Jego ręka sięgnęła do środka torby, przez pewien czas wybierając cokolwiek miał zamiar wyjąć, zanim to wyciągnął. Opadła mi szczęka, gdy mój mózg poskładał te wszystkie elementy razem.
     - Justin, jesteś pieprzonym szaleńcem. Odbiło Ci? – uniósł brwi, a jego uśmiech ukazał się po raz kolejny. Wszystkie oznaki zdenerwowania zniknęły z jego ciała.
     - Ja jestem szaleńcem? To ja jestem tym, któremu odbiło? Pozwól mi odświeżyć Ci pamięć, kiedy to ty byłaś tą, która pocierała swoją słodką, małą cipkę o mojego kutasa, kiedy ja kurwa prowadziłem, więc naprawdę nie masz prawa mnie oskarżać, kochanie. – mrugnął, potrząsając puszką spreju w ręku, następnie ruszył prosto do idealnie białej ściany przed nami. Stał tam przez chwilę, myśląc o ilustracji, którą mógł tam umieścić. Próbowałam pozbyć się tego uczucia podniecenia, które odczuwałam za każdym razem, gdy mówił do mnie w ten sposób i znów spróbować skoncentrować się na tym, co dzieję się przede mną.
     - Okej, tutaj masz rację, ale przez to możemy być aresztowani-
     - Mogłaś nas zabić, więc co to za kwestia? – fakt, że przegrałam tą sprzeczkę, sprawił, że prawie pożałowałam mojej wcześniejszej decyzji... prawie. Nasza sprzeczka nie powstrzymała go od wymyślenia pomysłu i rozpoczęcia jego graffiti. Przyglądałam się, okazjonalnie też kichałam przez silny zapach farby, ale wydawało się, że na Justin'a nie wpływała ona w żadnym stopniu, co doprowadziło mnie do przekonania, że musiał robić to już wcześniej. Z biegiem czasu wielokrotnie zmieniał kolory i bardzo skupił się na tym, co robi. Stałam tam, myśląc o tym, jak komfortowo czuliśmy się obok siebie, żeby powrócić do normalnych rozmów po tym co się stało. To wyraźnie było coś, co mi się podobało. Nowe uczucie, ale polubiłam je, nawet bardzo.
     Z czasem w jakiś sposób stałam się obserwatorem, żeby osobiście sprawdzić, czy nie ma nikogo w pobliżu, kto mógłby nas złapać i wysłać do więzienia za wandalizm, nie wiem czyja to nieruchomość.
     - Podaj mi fioletową farbę, kochanie. – zawołał Justin, wciąż ustawiony przed ścianą. Sięgnęłam do torby, wyjmując z niej fioletową farbę, następnie mu ją podając, ale zamiast odebrać ode mnie farby, chwycił moje ramię i przyciągnął mnie do niego.
     - Chodź, skończyłem. – wyszeptał mi do ucha. Cały ten czas, starałam się unikać patrzenia na to, cokolwiek robił. Oczy trzymałam gdziekolwiek z daleka od ilustracji na ścianie lub po prostu je zamykałam, w myślach wracając do tego co działo się w samochodzie. Powoli, moje oczy skierowały się w stronę ściany, napotykając wielki napis "Justin i Chandler", a poniżej niego były dwie złączone ze sobą dłonie. Odruchowo zerknęłam na dłonie, zaraz po tym wracając do graffiti. To były nasze dłonie. Otworzyłam usta, gdy tylko intensywnie przestudiowałam jego pracę, wszystkie myśli o tym, jak nielegalne to było, wyleciały mi z głowy. Przedstawił wszystko, dodał nawet pierścionek, który czasami noszę na moim lewym, środkowym palcu. Nasze imiona były napisane kursywą zmieszanych odcieni bieli, czerni i czerwieni, natomiast dłonie były zrobione cieniami czerni i bieli.
     - Wszystko co musisz zrobić to pomalować całą tą część fioletową farbą. – polecił, swoim wskazującym palcem pokazując mi część, o której mówił.
     - Pomóż mi. – chętnie objął mnie, umieszczając swoją, pomalowaną dłoń na wierzchu mojej. Obrócił nas do miejsca, gdzie chciał zacząć, następnie lekko przycisnął mój palec, dzięki czemu nacisnęłam na puszkę spreju. Fioletowy kolor zaczął robić się widoczny na ścianie, kiedy Justin powoli nas prowadził. Nie mogłam nic na to pomóc, ale zachichotałam, uwielbiając uczucie robienia czegoś, czego nie powinnam robić.
     Kiedy skończył, odłożył sprej i spojrzał na swoją pracę.
     - To jest piękne. – odetchnęłam. To było na pewno dziesięć razy lepsze niż wyrzeźbienie naszych imion na pniu drzewa, co było czymś, o czym zawsze marzyłam, ale to prześcignęło tamto marzenie. Nasze dłonie wyglądały teraz idealnie z cieniem fioletu, który nauczyłam się, że był ulubionym kolorem Justin'a.
     - Nie jestem artystą, ale cholera, poprawiłem się. – zachichotał, cmokając moją szyję. - Powinniśmy iść, zanim ktoś nas znajdzie. – powiedział, niepokojąco rozglądając się wokół.
     - Teraz się martwisz! – zabawnie wywróciłam oczami, podczas gdy on chował do samochodu torbę z już pustymi puszkami. Kiedy oboje już usiedliśmy w środku, Justin opuścił szybę i wyjął telefon, robiąc zdjęcia jego graffiti, zanim ktoś mógł je zmyć. Nie mogłam nic na to poradzić, ale podziwiałam go, jak i graffiti na ścianie. Był facetem z wieloma talentami i nie mogłam uwierzyć, że był tylko mój.
     - Było tak źle? – zapytał, po chwili jazdy w ciszy. Na początku wydawało mi się to okropnym pomysłem, ale nie mogłam powstrzymać w sobie uczucia ekscytacji, że robię coś nielegalnego. To było tak, jakby w środku mnie zapaliła się iskra i z każdą wsparciem ognia tylko rosła na większą i większą.
     - Podobało mi się. Szczególnie to graffiti. Było bardzo piękne. – uśmiechnęłam się do niego, po czym odwzajemnił mój gest. Odwróciłam mój wzrok, aby spojrzeć przez szybę, tylko żeby zdać sobie sprawę, że nie jechaliśmy w kierunku szkoły. – Gdzie jedziemy? – zapytałam, wysyłając zdezorientowane spojrzenie w stronę Justin'a. Niespokojnie pokręcił się na siedzeniu, zanim odpowiedział.
     - Właściwie potrzebuję prysznica i muszę zmyć sprej z rąk, więc mój dom jest bliżej niż szkoła. – pokiwałam głową, nie czując się w humorze, żeby się z nim teraz kłócić. Ten dzień był czystą perfekcją. Cały ten weekend był wspaniały. Trzymanie Justin'a w ramionach, gdy leżeliśmy razem na ziemi, pływanie razem, graliśmy w gry i nawet suchy seks w jego samochodzie, było to czymś, czego nigdy nie zapomnę.
     Po komfortowej, cichej jeździe, dojechaliśmy do jego domu, gdy tylko poczułam zimne powietrze uderzające w moją twarz, kiedy wychodziłam z samochodu, odetchnęłam z westchnieniem. Ostatni raz, gdy tutaj byłam, nie był moim najlepszym wspomnieniem. Będąc szczera, był raczej najgorszym, ale tak jak każdy mówi, gówna się zdarzają. Ruszyłam dalej i jestem pewna, że wszędzie gdzie pójdziemy, będziemy mieli wiele innych, wspaniałych wspomnień.
     - Chodź do środka, robi się tutaj zimno.
__________________________
     Jest wcześniejszy rozdział! Co prawda dzień później, ale ważne, że jest :)
Więc jak emocje po rozdziale? Zostało już tylko kilka i jak na razie autorka nic nie dodaje, więc prawdopodobnie rozdział 33 pojawi się dopiero po tym jak doda go autorka, ale to jeszcze trochę. Najważniejsze, że pojutrze już jest zakończenie i wakacje wreszcie. Jak tam wasze świadectwa? :)
     I co sądzicie o kolejnej niespodziance Justina i o tym, co zrobiła Chandler w samochodzie? To chyba jej całkiem nowa strona, haha. To nie nudzę was więcej, proszę tylko komentujcie i miłego czytania, w piątek następny.

28. "You'll find out."

     Moje serce przyśpieszyło, kiedy mój mózg zdał sobie sprawę z adrenaliny, która przeszła przez moje ciało, wywołując u mnie całkowity tryb paniki. Poczułam, że tył mojej szyi stał się gorący, a moje ciało się napięło, gdy walczyłam z przerażaniem i próbowałam wymyślić, co mu powiedzieć. Nie byłam przesądzona. On tylko zadał pytanie. Sprytne pytanie, na które powinno się udzielić sprytnej odpowiedzi, abym wyszła z sytuacji cała i zdrowa.
     - Co dokładnie próbujesz przez to powiedzieć? – zapytał Justin z jadem w głosie. Nie wyglądał na zdenerwowanego lub lekko zbitego z tropu przez nagłe oskarżenie Trey'a wobec mnie.
     Trey uniósł ręce do góry, jakby prosząc o zgodę z drobnym uśmiechem na ustach. - Nie próbuje nic powiedzieć. Chciałbym po prostu zobaczyć trochę rodzinnej miłości pomiędzy Chace'em, a Chandler. Nasza czwórka powinna gdzieś razem wyjść, obejrzeć film, pójść na kręgle, pozwiedzać, coś zabawnego i ekscytującego. – uśmiechnął się. Bawiło go to, znał sytuacje w jakiej wszyscy teraz byliśmy, ale i tak zachowywał się, jakby tamten tydzień się nie zdarzył. Przyglądał się mi i udawał jakbyśmy niczego nie przeszli. Na nowo odkryłam złość gotującą się we mnie, dającą mi odwagę by mówić.
     - Mój brat niekoniecznie Cię lubi. Właściwie, nienawidzi Cię. W dodatku, tylko dlatego, że nie widziałeś nas razem, nie znaczy, że nie byliśmy razem. Nie wiem w jaką grę, próbujesz grać, ale ani mój brat ani ja nie będziemy w niej uczestniczyynoś się z ich pokoju. – Trey wstał, rzucając mi intensywne spojrzenie. Jego oczy wywiercały dziury w moim czole, jego szczęka zacisnęła się i rozluźniła, gdy jego wzrok powędrował do Justina, patrzącego na niego z tym samym zwierzęcym wyrazem twarzy.
     - Słyszałeś ją. Wynoś się stąd. – warknął Justin, ale Trey tylko go zignorował, idąc naprzód, uderzając jego ramieniem o moje.
     - Ty i Chace coś ukrywacie. Nie wiem, co to jest do cholery, ale obiecuję Ci. – przybliżył się do mojego ucha. – Zamierzam się tego dowiedzieć. – wyszeptał, zanim wyszedł i z zatrzasnął po sobie drzwi. Justin i ja pozostaliśmy w ciszy na parę, dobrych minut, zanim zdecydował się zabrać głos.
     - Wciąż chce się dowiedzieć. Nabrał podejrzeń przez to, że mówiłaś tak pewnie o swoim bracie. – wzruszyłam ramionami. Miałam brata. Nie nazywał się Chace, ale go miałam. Posiadanie brata po prostu pomogło mi powiedzieć to bardziej wiarygodnie.
     - Nie chcę, żeby mój sekret się wydał. Szczególnie nie z jego powodu. – naprawdę nigdy dużo nie myślałam nad tym, co będę musiała zrobić, aby dostać się do collegu. Nie wiem, co sobie myślałam, kiedy to zrobiłam. Pomyślałam, że któregoś dnia będę musiała powiedzieć prawdę, ale to kiedy zbliżymy się do końca roku szkolnego. Dyrektor nie będzie w stanie nic z tym zrobić, mam taką nadzieję.
     - Powinnam przestać być Chandler na jakiś czas. Będę sobą tutaj, ale wszędzie indziej będę jako Chace. – wymamrotałam do siebie.
     - Posłuchaj kochanie, nie martw się o niego. Upewnimy się, że nic się nie domyśli. Chodź, kontynuujmy to, co mieliśmy w planach. – odwróciłam się, aby na niego spojrzeć, kiwając głową, zgodziłam się z nim. Od teraz pozostają mi tylko bluzy z kapturem i snapbacki, na kto wie jak długo.
     Godzinę później, byliśmy przebrani i umyci, mogliśmy więc wyjść z pokoju i skierować się do szkolnej stołówki. Wciąż było wcześnie, ludzie którzy zostali tutaj na noc dopiero zaczynali się budzić. Napotkaliśmy wiele z nich na naszej drodze. Justin pozwolił mi pożyczyć jego niebieskie dżinsowe spodnie, które pasowały na mnie lepiej niż te mojego brata i nawet wyglądałam w nich lepiej.
     - Powinnaś opuścić spodnie. Wiesz, żeby sprawić, żeby to wyglądało bardziej wiarygodnie. – mrugnął do mnie, na co posłałam mu wrogie spojrzenie.
     - W twoich snach. – były moimi jedynymi słowami dla niego. Kiedy weszliśmy już do stołówki, byłam zaskoczona znalezieniem tam Sydney i Lindy w towarzystwie Chaza i Ryan'a. Cała ich czwórka gadała ze sobą i śmiała się, jakby zawsze się ze sobą zadawali.
     - Co do- – wymamrotał Justin, widocznie tak zdezorientowany jak ja.
     - Nie wiem, czy chcę tam podchodzić. – zażartowałam. Justin zaśmiał się, kiwając mi, abym poszła do przodu.
     - Pójdę wziąć nam coś do- czekaj, nie. Nie mogę. Faceci nie przynoszą jedzenia innym facetom, skarbie. – zniżył głos do szeptu, więc nikt poza mną nie mógł go usłyszeć. Długo na niego patrzyłam, wysyłając mu spojrzenie "czy ty kurwa ze mnie żartujesz". – Więc chodź ze mną. – przewróciłam oczami. Faceci i ich głupia duma lub męskość, czy cokolwiek to było. Podeszliśmy do bufetu na samym środku stołówki. Wzięłam talerz, stawiając na nim ciasteczko i dodając ser, mięso i jajka na sam koniec. Chwyciłam butelką soku pomarańczowego i poszłam w kierunku kasy przy której stała kobieta.
     - Zapłacę za Ciebie, Chace, ale nie zapomnij kurwa mi tego oddać, koleś. – powiedział Justin, ustawił jego talerz za moim, kiedy wyjmował portfel. Walczyłam z chęcią uśmiechnięcia się jak idiotka, odkąd wiedziałam, że tak naprawdę nie muszę mu później nic oddawać. Oferował, że za mnie zapłaci.
     Z zapłaconym śniadaniem, skierowaliśmy się do znanej grupy osób i usiedliśmy przy nich bez żadnego słowa.
     - Spójrzcie na to. Trzyma się z Chace'em tuż po tym, jak wrócił od pieprzenia jego siostry. Odważny jesteś, Bieber. – głośno zakaszlałam, dławiąc się własną śliną. Oczywiście tylko Linda mogłaby to skomentować.
     - Pilnuj swojej mordy! – warknęłam w jej kierunku, zdobywając ładny widok jej środkowego palca.
     - Czy wasza dwójka kłóci się lub robi jakieś inne gówno? – zapytał Ryan, patrząc raz na Lindę, raz na mnie. Oh tak, byliśmy chłopakiem i dziewczyną.
     - Czy to nie jest trochę oczywiste? Nie było go wczoraj w nocy na imprezie z jakiegoś powodu. – Linda szybko odpowiedziała. Zmarszczyłam brwi, moja uwaga całkowicie została odebrana od jedzenie, które miałam przede mną. Czemu powiedziała, że się kłócimy? Przyjrzałam się bliżej tej dwójce, gdy wymieniali ze sobą intensywnie seksualne spojrzenia. Oh nie, coś się tutaj stało. Wzruszyłam ramionami, zmuszona zapytać ją o to dopiero, kiedy będziemy same.
     - Powinniście zobaczyć Syd, zmieniła się w szaloną laskę i była w cholerę pijana tylko po pięciu shotach! – wtrącił się Chaz. Moje oczy powiększyły się, a moja głowa odwróciła się do Sydney.
     - Zabraliście ją ze sobą?! – warknął Justin, odzywając się po raz pierwszy,
     - Spokojnie, nie wiedzieliśmy co z nią zrobić. Cały czas błagała, żebyśmy ją zabrali. Więc co? – Linda wzruszyła ramionami.
     - Więc co? Wzięłaś ją, pierwszoroczną, na imprezę seniorów! Co ty sobie do cholery myślałaś?
     - Czy ja mogę coś o tym powiedzieć? – odezwała się Sydney, z fałszywie niewinnym spojrzeniem.
     - Nie, mogła Ci się stać krzywda, mogłaś zostać zgwałcona! – krzyknęłam, trochę zbyt głośno. Poczułam czubek szpilki Lindy wbijający się w moją nogę, sprawiając, że zawyłam z bólu.
     - Ale tak się nie stało, bo Chaz się mną zaopiekował!
     - To miało poprawić tą sytuacje?
     - Boże, nie ma wątpliwości, że ty i Chandler jesteście rodzeństwem. Ta dziewczyna potrzebuje żyć. Próbowałam wybić jej to z głowy, ale chciała iść, więc ją zabraliśmy. – pokręciłam głową, nie wierząc w to, co słyszałam.
     - Tak z ciekawości, – zaczął Justin. – jak właściwie próbowałaś wybić jej to z głowy? – Linda otworzyła usta, aby odpowiedzieć, ale powoli je zamknęła. Westchnęła, wywracając oczami.
     - Dobra, przyznaję, nie włożyłam wiele wysiłku, żeby z nią o tym porozmawiać, ale przeszłość jest przeszłością. Ty gdzieś tam pieprzyłeś się z Chandler, kiedy tutaj Chace był zbyt zajęty trzymaniem nosa pomiędzy książkami.
      - My nie- – przerwałam, zanim mogłam zajść jeszcze dalej. Czy naprawdę prawie to zrobiłam? Boże, jestem głupia. Nic dziwnego, że cholerny Trey jest coraz bardziej podejrzliwy.
     - To wszystko, co robiliście w sobotę? – zaczął Justin, ratując mnie z mojego własnego błędu.
     - Nie, poszliśmy do McDonalds. – odpowiedział Ryan. Musiało być coś specjalnego, co zdarzyło się w McDonalds, odkąd cała czwórka wybuchła śmiechem. Oceniając po ich głupich minach, nie jestem pewna, czy na pewno chcę dowiedzieć się, co tam zaszło.
     - Chaz wskoczył na stolik i zaczął twerkować! – wydusiła Sydney, w przerwach od napadów śmiechu, prawdopodobnie odtwarzając sobie to wydarzenie w głowie. Każdy tak samo dusił się ze śmiechu. Nawet Justin i ja zaczęliśmy śmiać się, chociaż nas tam nie było, ale wystarczyło nam samo wyobrażenie pijanego i publicznie twerkującego na stoliku Chaza.
     - Wykopali nas stamtąd! – pokręciłam głową, próbując kontrolować swój śmiech.
     - Czego oczekiwaliście? Darmowego żarcia?
     - Przynajmniej mogli to zrobić, po tym jak dałem im darmowy dostęp do oglądania jak twerkuje! – Chaz mruknął, zmieniając ton na poważny.
     Wszyscy kontynuowaliśmy rozmowy, jedzenie naszego śniadania i gadanie o rzeczach, które zdarzyły się na imprezie na której nie pojawiliśmy się z Justinem. Linda nie mogła się zdecydować, czy traktować mnie chłodne, czy nie. Wiedziałam, że trochę olewała Chace'a  i to całe jej nastawienie w gruncie rzeczy nie było skierowane do mnie.
     - Mamy pracę domową do zrobienia. Więc, do zobaczenia później! – skomentował Justin, kiedy Ryan zaoferował pójść "porzucać trochę do kosza", jak to nazywa. Wstał, delikatnie uderzając mnie w ramię, wskazując, żebym za nim podążała. Najpierw wymieniłam pożegnalne uderzenia pięściami z chłopakami przy stole, pokiwałam do Sydney, zanim moje oczy wylądowały na Lindzie. To będzie dobre.
     - Do zobaczenia, kochanie. – tak jak myślałam, zmrużyła na mnie oczy, prawdopodobnie w głowie tworząc scenariusz o sposobie, w jaki oderwie mi głowę. Mrugnęłam do niej, zanim ruszyłam za Justinem.
     - Co to było? – zapytał, kiedy tylko go dogoniłam.
     - Naprawdę nie wiem. Ale wiem, że coś zaszło pomiędzy nią, a Ryan'em. – Justin zachichotał.
     - Myślę, że wszyscy wiemy, że coś tutaj zaszło. Te dupki gapią się na siebie, jakby chcieli się pieprzyć w tym miejscu, przed nami wszystkimi. – wywróciłam tylko oczami i kontynuowałam chód. Byłam wdzięczna, że szliśmy do naszego pokoju. Przyzwyczaiłam się do przebywania z nim sama i to było wszystko, czego potrzebowałam w tej chwili.
     Kiedy tylko zamknęliśmy za nami drzwi i poczuliśmy się bezpiecznie w naszym pokoju, Justin zablokował drzwi i zderzył moje ciało z jego własnym. Zapiszczałam, następnie chichotając, gdy poczułam jego usta atakujące moją szyję.
     - Mówiłem Ci jak gorąco wyglądasz w moich ubraniach? – zapytał, odnosząc się do dżinsów, które mi pożyczył.
     - Lubię je. Są wygodne. – odpowiedziałam, biorąc jego wargi w moje. Tak jak zawsze, Justin sięgnął po moją czapkę, zdejmując ją i rzucając na środek pokoju.
     - Chodź, przytul się do mnie. – podeszłam w kierunku jego łóżka i pociągnęłam go ze sobą, jednocześnie go przewracając . Przez cały czas byliśmy w naszej części raju, kiedy się przytulaliśmy. Byłam w jego ramionach, a on w moich. To było idealne, stałam się uzależniona od posiadania jego ciała tuż obok mnie. On jest taki ciepły i wygodny, nigdy nie chcę opuszczać jego ramion.
     - Więc, to będziemy robić przez cały dzień? – zapytał mnie, kiedy usadowiliśmy się na szczycie kocyków. Zadrwiłam żartobliwie, udając obrażoną przez jego pytanie.
     - Czy jest coś innego, co wolałbyś robić? – zapytałam. Wyraz mojej twarzy był poważny, ale bardzo mocno walczyłam ze sobą, aby nie wybuchnąć śmiechem czy też żeby się nie uśmiechnąć. Na twarzy Justin’a pojawił się cwaniacki uśmiech. Jego ręka, która była na moich plecach, zaczęła wędrować niżej i niżej.
     - Nie zrozum mnie źle, kocham się z tobą przytulać, ale mam coś innego na myśli, co możemy robić zamiast tego. – wyszeptał mi kusząco do ucha, a następnie chwycił je zębami i lekko je przegryzł. Dech zaparło mi w piersi, a ciepły dreszcz przebiegł mi po plecach i dostałam gęsiej skórki, kiedy jego ręka błąkała się po moim udzie.
     - Greyson, Bieber, dalej wychodźcie! – głos Chaz’a huknął z drugiej strony drzwi.
     - Któregoś dnia go zabije. – Justin zawarczał, zanim wstał, by otworzyć drzwi. Nie zwlekałam i w tym czasie znalazłam swoją czapkę i nałożyłam ją na głowę. Właśnie wtedy, kiedy Justin otworzył drzwi, ja już miałam z powrotem nałożoną czapkę.
     - Lepiej, żebyś miał kurwa dobry powód, żeby nas budzić. – Justin zawarczał, otwierając szeroko drzwi, więc łatwo mogłam rozpoznać Chaza, Ryana, Sydney i Lindę. Zmarszczyłam brwi zmieszana, co oni mieli z tym wspólnego.
     - 30 minut stąd jest karnawał i chcieliśmy się zapytać, czy chcecie iść. – Sydney z Lindą, które stały za Ryanem, posłały mi szeroki uśmiech, kiedy mówił Ryan. Wiedziały, że pójście na karnawał było ostatnią rzeczą, jaką chcieliśmy w tej chwili z Justinem, mimo to i tak się pytały.
     - Karnawał? – zapytał Justin. Nie mogłam zobaczyć wyrazu jego twarzy, ale po tonie jego głosu, wiedziałam, że był zdezorientowany i drwiący. To znaczy, karnawał? Jesteście poważni? Na większości karnawałów w dzisiejszych czasach są dziecinne przejażdżki, które nie za bardzo dają adrenalinę, której się chce, albo potrzebuje.
     - To była dokładnie, - zaczęła Linda, wskazując palcem na Justina, - moja pierwsza reakcja, ale to nie jest karnawał dla dzieci. Będzie tam wiele szalonych przejażdżek, które totalnie powinniśmy wypróbować! – potrząsnęłam głową. Mogłam sobie tylko wyobrazić, jakiego rodzaju przejażdżki będą na tym karnawale. Ktoś pewnie zwali mi czapkę z głowy, ujawniając prawdziwą mnie Chazowi i Ryanowi.
     - Nie chcę iść. – odpowiedziałam, zanim ktokolwiek inny miał szansę coś powiedzieć. Prawdę mówiąc, gdy teraz wiedziałam, że przejażdżki będą inne, chciałam iść, ale nie mogłam. Nie bawiłabym się tam dobrze ani trochę, jako Chace.
     - Dobrze, ponieważ nawet nie chcemy, żebyś szedł. – Linda uśmiechnęła się szyderczo. Czemu zachowywała się tak sukowato w stosunku do mnie? Nic jej nie zrobiłam. Właściwie, to ja jestem tą, która powinna być  wściekła, ponieważ zostawiła mnie pośrodku niczego!
     - Już zadzwoniłam do twojej siostry i idzie z nami, jest bardziej rozrywkowa od ciebie. – Justin odwrócił się, by spojrzeć na mnie z uniesionymi brwiami w dezorientacji, pytając o chłodne traktowanie mnie przez Lindę. Wzruszyłam po prostu ramionami, nie wiedząc nic na ten temat.
     - No dalej Chace, będzie zabawnie facet! – zapewnił mnie Chaz. Wiedziałam, że będzie zabawnie. Takiego rodzaju karnawały zawsze są fajne, ale w życiu bym nie poszła tam jako Chace.
     - Nah, mam zadanie domowe do odrobienia i muszę się trochę pouczyć. Poza tym, moja siostra jest lepszym towarzyszem, niż ja. – wzruszyłam ramionami.
     - W porządku, tylko dlatego, ponieważ idzie Chandler. Idźcie ludzie, a my spotkamy się na miejscu.
     - Nawet nie wiesz, gdzie to jest. Zostanę, podjadę po Chandler i potem spotkamy się tam z wami. – Ryan i Chaz skinęli głowami, zadowoleni z planu, który został właśnie przedstawiony.
     - Pójdę z nimi. – powiedziała Sydney po raz pierwszy, zanim do nas pomachała i poszła z chłopakami.
Kiedy drzwi się zamknęły i cała nasza trójka została sama, zdecydowałam się dostać trochę odpowiedzi od blondynki.
     - Gadaj, teraz. – powiedziała, a mój głos był wypełniony żądaniem. Wywróciła oczami, ale wiedziała, że będzie musiała mi to wytłumaczyć wcześniej czy później.
     - Przeleciałam Ryana zeszłej nocy. Powiedziałam mu, że z tobą zerwałam i że cię nie obchodzę.  – wpatrywałam się w nią w osłupieniu, mój umysł wciąż próbował przetworzyć fakt, że mnie kurwa zdradziła. Głupie, wiem.
     - Przeleciałaś Ryana? – zapytał Justin, zupełnie zszokowany nową informacją.
     - Tak, po co robić z tego jakąś wielką rzecz! Ale, przepraszam za to, że to ja zrywam miłości, ale to koniec. – zachichotałam, a mój umysł powrócił wspomnieniami do momentu, kiedy leżeliśmy z Justinem w naszym raju, rozmawiając o tym, jak zdradzałam go z Lindą.
     - Wygląda na to, że nie będę się dłużej nikim bawić. – zachichotałam w jego kierunku. Od razu załapał przeciwieństwie do Lindy, która wpatrywała się w nas oboje, jakbyśmy mieli po dwie głowy.
     - Tak czy owak, zostałam, aby pomóc Ci wybrać strój, ponieważ tobie nie za bardzo to wychodzi.
     Dwadzieścia minut później wychodziliśmy z budynku, miałam wyprostowane włosy, parę wyszczuplających dżinsów, parę słodkich sandałów w kwiatki i ciemną niebieską koszulkę z długimi rękawami. Idealnie na tą pogodę. Pierwszy raz, byłam wdzięczna za strój, który mi wybrała. Nie było mi zimno czy cokolwiek.
     - Reszta już tam pewnie jest lub prawie tam są, więc lepiej chodźmy.
     Przez całą jazdę, Linda bombardowała nas pytaniami dotyczącymi naszej romantycznej ucieczki, najbardziej chciała wiedzieć o seksie. Justin i ja odpowiedzieliśmy na to pytanie negatywnie. 30 minut później, spotkaliśmy się z wszystkimi przed diabelskim młynem.
     - Powinniśmy zostawić to na koniec. Chcę przejechać się czymś strasznym na początku! – Sydney zaświergotała, rozglądając się dokoła tego miejsca w zdumieniu. Wciąż było popołudnie, a słońce świeciło, więc światła były wyłączone, ale to nie odbierało frajdy temu miejscu.
     - Gdzie chcesz iść na początku kochanie? – zapytał Justin, zwracając swoją uwagę na mnie. Trzymaliśmy się za ręce i to było niesamowite móc zachowywać się publicznie jak para. On był mój, a ja byłam jego.
     - Gdziekolwiek, nie mam nic przeciwko jakiejkolwiek atrakcji. – odpowiedziałam, również rozglądając się wokół w zdumieniu.
     - Nie wiedziałem, że jesteś taka ryzykowna. – droczył się Chaz.
     - Jest wiele rzeczy, których o mnie nie wiesz, Chaz. – odpowiedziałam zaczepnie.
     - Dosłownie. – dodała Sydney. Z ostatnim potrząśnięciem głowy, Chaz zaprowadził nas wszystkich do pierwszej atrakcji, z której chcieliśmy skorzystać.
     Oczywiście skończyło się na tym, że kolejka górska była naszym pierwszym wyborem. Wyglądało na to, że wszyscy już mieliśmy z kim usiąść, kiedy tam dotarliśmy, Justin i ja usiedliśmy z samego przodu- mój wybór, nie jego- Linda i Ryan usiedli za nami, a Chaz z Sydney za nimi. Kiedy kolejka zaczęła ruszać, poczułam przypływ adrenaliny, która wędrowała po każdym calu mojego ciała.
     Cała reszta dnia wyglądała podobnie. Każdy z nas wybierał atrakcję, którą chciał się przejechać i wszyscy musieliśmy tam pójść bez tchórzenia. Nie śpieszyliśmy się i odpoczywaliśmy pomiędzy przejażdżkami, ponieważ przez połowę czasu byliśmy skołowani.
     Justin z nudów, zagrał w strzelankę, gdzie musiał strącić poruszającego się klauna zabawkowym pistoletem i ku mojemu zaskoczeniu, był w tym dobry. Bardzo dobry, wygrał ogromnego pluszaka pandę, którą oczywiście mi dał. To było tak bardzo tandetne, ale słodkie i uwielbiam to.
     Trzy godziny później, byliśmy na szczycie diabelskiego młynu, piękno tej nocy właśnie wschodziło, sprawiając, że miasto wyglądało zapierająco dech w piersiach pięknie. Światła, które oświetlały wszystkie atrakcje, włączyły się, ale niestety, fakt, że zaczynała się noc, oznaczał, że musieliśmy wrócić do szkoły.
     - Nie za bardzo chcę wracać, teraz. – wyszeptał Justin, jego oczy wciąż patrzyły na piękno miasta.
     - Czytasz mi w myślach. – powiedziałam, bardziej się w niego wtulając. W odpowiedzi, zacieśnił uścisk, na co ukryłam twarz w jego koszulce i wdychałam słodką, seksowną wodę kolońską, którą miał na sobie. Nie mogłam się powstrzymać przez mruknięciem pod nosem w uznaniu.
     - Co? – zapytał, nawiązując do mojego wcześniejszego mruknięcia w zachwycie.
     - Tak dobrze pachniesz, mogłabym tu siedzieć i wąchać cię przez wieczność. – delikatny chichot opuścił jego usta.
     - Jeślibym Ci powiedział, że mam plan, zapomniałabyś o wszystkim i poszła w ślad za mną?
     - O czym ty-
     - Zrobiłabyś to? – wpatrywałam się w jego oczy, starając się dokładnie domyślić, co zaplanował, ale oczywiście on był ekspertem w maskowaniu wszystkiego.
     - Przypuszczam, że tak, co zaplanowałeś? – na jego twarz wtargnął cwaniacki uśmieszek.
     - Dowiesz się.
__________________________
     Jak myślicie, co planuje znowu Justin? A co z podejrzeniami Trey'a? Dowie się, że Chace jest rzeczywiście Chandler? Spodziewaliście się Lindy i Ryana?
     Powoli zbliżamy się do oryginału, jednak mam nadzieję, że jednak autorka doda jakiś rozdział może niedługo. Przypominam tym, którzy są zarejestrowani na jbffplus o komentowanie room 296, ponieważ to z pewnością zwiększa szanse szybszego dodania rozdziału. W związku z tym, że zbliżają się wakacje i Natalia nie będzie miała zawsze dojścia do Internetu no i przede wszystkim, że przez okres wakacji nie chcemy się martwić o dodanie rozdziału na czas i tak dalej, chcemy przetłumaczyć resztę, czyli czterech rozdziałów w dość szybkim tempie. Nie jesteśmy pewne czy nam się uda, ale prosimy was o wsparcie komentarzami. One zawsze nam dodają zapału do tłumaczenia. ;)
     Muszę się pochwalić, że matematykę poprawiłam, w co wciąż nie mogę uwierzyć. Mam nadzieję, że wam również udało się podciągnąć stopnie, no i przede wszystkim mam nadzieję, że trzecioklasiści są zadowoleni z wyników egzaminów gimnazjalnych i dostaną się do wymarzonych szkół. A teraz was żegnam i tak jak wcześniej wspominałam, możliwe, że następny rozdział będzie wcześniej. Wszystko zależy od was, a w następnych rozdziałach szykują się kolejne ciekawe wątki i z tego co mi Natalia mówiła, niedługo będzie drama ;) 

27. "Care to explain that?"

 Justin

     - Justin, – zachichotałem. – Justin, gdzie jesteś? – uśmiechnąłem się cwaniacka do siebie, lustrując ciało Chandler. Nie sililiśmy się, aby włożyć na siebie jakieś ciuchy po przytulaniu się, które trwało godziny. Wyglądało na to, że lenistwo zwyciężyło nad nami i po prostu spędziliśmy cały poranek w połowie nadzy przed sobą nawzajem, więc pozostaliśmy tacy do popołudnia, co nie było dla nas zbytnim problemem.
     - Gdzie jesteś? – krzyknęła, obracając się w kółko i miała nadzieję, że mnie zobaczy, ale byłem bardzo dobrze ukryty za tym gęstym drzewem. Zaczęło nam być zimno, więc zaproponowałem wyjście na zewnątrz, żeby zebrać trochę drewna i rozpalić ognisko. Byliśmy razem, dopóki nie uciekłem i się nie schowałem, co zaprowadza nas do sytuacji, w której się właśnie znajdujemy. – To nie jest zabawne, Justin! – zajęczała, mimo to mały chichot, który właśnie opuścił jej usta, wskazywał na co innego. Odwróciła się wkoło, tak, że stała plecami do mnie i dalej kontynuowała chód. Wypełzłem z mojej kryjówki i podkradłem się tuż za nią, ostrożnie, aby nie narobić żadnego hałasu. Już miałem chwycić ją w pasie, ale kiedy do niej sięgałem, zaczęła się odwracać.
     - BOOO! – wykrzyknęłam z paniki, że zostałem złapany. Ale wyglądało na to, że zadziałało, ponieważ wykrzyknęła wniebogłosy, próbując równocześnie rozpaczliwie strzepnąć z siebie moje ręce.
     - To ja! – zachichotałem, owijając wokół niej ręce i przyciągając ją do siebie.
     - O mój boże, Justin! Przestraszyłeś mnie kurwa na śmierć! – uniosłem brwi, ponieważ użyła przekleństwa. Wyraźnie widać, że spędzała dużo czasu z Lindą. Zaledwie miesiąc temu, czuła się niekomfortowo, wymawiając przekleństwo do kogokolwiek, jeśli nie była wściekła.
     - Nie przestraszyłbym Cię tak, jeślibyś się nie odwróciła. – kłóciłem się, zwalając wszystko na nią. Fałszywie zadyszała, otwierając szeroko usta i zakrywając je dłonią.
     - To ty uciekłeś! – zawarczała, uderzając mnie w klatkę piersiową. Uśmiechnąłem się cwaniacko na fakt, że nie powiodło jej się wymierzenie mi jakiegokolwiek bólu.
     - Chodź aniele. Musimy rozpalić ognisko. – ręka w rękę, wróciliśmy do naszego miejsca, gdzie ustawiliśmy drewna w stos tak, że ich końce stykały się ze sobą, by rozpalić ognisko. Westchnąłem, będąc wdzięczny za to, że pomyślałem o wszystkim- cóż, Dale mi pomógł w paru rzeczach-, mam na myśli pudełko zapałek, które było w środku koszyka. Chwyciłem je, zapalając jedną zapałkę i rzuciłem ją prosto w drewno. Oboje, zachwyceni przyglądaliśmy się, jak każdy kawałek drewna staje w płomieniach, ciepło od razu uderzyło nas w twarz. Chandler zajęczała z satysfakcji, przez ciepło, które dawało ognisko, ale nawet mimo, że wiedziałem, czemu tak zrobiła, to nie mogłem się powstrzymać przed uczuciem podniecenia. Zacisnąłem mocno powieki, przypominając sobie, że ten weekend miał być romantyczny. Żadnych zboczonych myśli i co najważniejsze żadnych seksualnych czynów. Nasza mała, wcześniejsza rozmowa pomogła mi w ograniczeniu się w zboczonych myślach.
     Romantyczność. To jest to, na czym chciałem, aby skupiał się ten weekend. Kiedy moje plany wchodziły w życie, nie mam zamiaru skłamać i powiedzieć, że nie byłem zdenerwowany, kiedy ją ujrzałem. Nie wiedziałem, czy to zadziała lub czy będzie chciała zatrzasnąć mi drzwi przed nosem po raz setny. Byłem zaskoczony, że dałem sobie radę i że piosenka, którą wybrałem, była znakomita. Pokazywała jak głęboko żałowałem, że kiedykolwiek ją zraniłem i wyrażała również jak bardzo troszczyłem się o nią i ją kochałem.
     Mówiąc szczerze, nie planowałem mówić, że ją kocham. Nie byłem nawet pewny w stu procentach, że jestem w niej zakochany, ale w porywie chwili powiedziałem to i już nie było żadnego odwrotu. Byłem przerażony, że nie czuła do mnie tego samego po tym wszystkim, przez co dla niej przeszedłem, ale na końcu wszystko wyszło idealnie. Jest moją dziewczyną. Należy do mnie, nikogo innego. Na tą myśl, mały uśmiech wdarł się na moją twarz, kiedy przypomniałem sobie o Lindzie.
     Razem z Chandler dalej kłamała, że Chace i Linda są parą. Właściwie ludzie myśleli, że wezmą ślub i uciekną po szkole średniej, aby żyć szczęśliwie, kiedy inni sądzili, że po prostu się pieprzą. Wszyscy znamy reputację Lindy w szkole i to było zaskakujące widzieć ją w takim związku, który trwa tak długo, jak jej i Chace’a.
     - O czym myślisz? – obróciłem gwałtownie głowę w kierunku Chandler, powracając do rzeczywistości. Posłałem jej mały uśmiech, wzruszając ramionami.
     - Wystarczająco dziwnie, myślę właściwie o Lindzie. – zachichotałem. Zdezorientowane spojrzenie wtargnęło na jej twarz, kiedy dała mi znak, abym kontynuował wyjaśnianie. – Po prostu wydaje mi się zabawne, jak jej związek z Chace’m, - nacisnąłem na to imię w żartobliwy sposób, - trwa tak długo, kiedy wszyscy znają ją… - teraz, jak powinienem powiedzieć, że Linda jest dziwką, bez używania tego słowa i obrażania najlepszej przyjaciółki mojej dziewczyny?
     - Ze zdzirowatych zwyczajów? – Chandler dokończyła zdania za mnie, pytając, czy to chciałem powiedzieć. Cwaniacki uśmieszek wtargnął na moje usta, decydując się podroczyć się z nią trochę bardziej.
     - Cóż, kiedy dowie się o tej rozmowie, po prostu pamiętaj, że to ty powiedziałaś. – zadrwiła, jednocześnie zapierając niedowierzająco dech, kiedy jej usta uformowały się w małą literę ‘o’. Poczułem, jak delikatnie uderzyła mnie w ramie, chichocząc. Poszedłem w jej ślady, śmiejąc się z nią.
     - Powiem jej, że się ze mną zgodziłeś i śmiałeś się z tego! – zagroziła. Następnie jej oczy się rozjaśniły i pogroziła mi palcem, uśmiechając się podstępnie i szeroko. – Lepiej jeszcze jej powiem, że to ty ją tak nazwałeś. Uwierzy mnie zamiast tobie. – wzruszyła ramionami, wywracając na mnie oczami i grając żartobliwie rolę złej suki, ale nawet jeśli się wygłupiała, to i tak mnie to podniecało, widząc ten diabelski uśmieszek na jej twarzy. Jeśliby tylko wiedziała jak była gorąca i jak bardzo utrudniała mi nie dotykanie jej, czy nawet położenie jej na ziemi i pieprzenie do nieprzytomności.
     - W porządku, możesz to wygrać, ponieważ wiem, że uwierzyłaby Tobie, a nie mi, ale to jest po prostu z twojej strony brutalne i podstępne. – zachichotała, a jej ręce owinęły się wokół mojej szyi, kiedy przyciągnęła mnie do siebie jeszcze bliżej.
     - Przyzwyczaj się do tego kochanie. Zawsze wygrywam. – wzruszyła ramionami, zupełnie ignorując moją próbę wywołania w niej poczucia winy. Uniosła brew, kiedy utrzymywała to intensywne spojrzenie w oczach. Wyzywała mnie i jeśli to byłby ktokolwiek inny, przyjąłbym wyzwanie, ale gdy ona tak robiła, to musiałem walczyć z pragnieniem jęknięcia. Myśl, o utrzymaniu tego dnia czystym, powoli wylatywała mi z pamięci, kiedy mój umysł przejmowało pragnienie pocałowania każdego cala jej ciała.
     - Powinienem przyjąć twoje wyzwanie, ale nie może mnie ono obchodzić, gdy patrzysz na mnie w ten sposób. – wychrypiałem, sunąc ustami wzdłuż linii jej szczęki. Zmrużyła oczy, a jej uśmiech zmienił się w ten seksowny, kiedy przetworzyła to, co do niej powiedziałem.
     - O czym ty mówisz? Nie patrzę na Ciebie w żaden sposób. – wzruszyła ramionami, wydymając wargi. Zajęczałem, a pożądanie przejęło kontrolę nad moim ciałem, kiedy pochyliłem się i ssałem jej dolną wargę. Tak bardzo mnie kusiła, a najgorsza cześć tego wszystkiego to fakt, że nie robiła tego specjalnie. Cóż, tak mi się wydaje.
     - Naprawdę utrudniasz mi trzymanie tego dnia czystym, ale kusisz mnie, abym Cię wziął i pieprzył tą twoją ciasną małą cipkę. – zawarczałem, na co zaparła dech ze zdziwienia, zbita z tropu przez moje sprośne słowa. Uśmiechnąłem się cwaniacko, usatysfakcjonowany dostaniem reakcji, której od niej chciałem. Raz jeszcze, zmrużyła oczy, patrząc na mnie gniewnym wzrokiem, kiedy uświadomiła sobie, że to był mój plan przez cały czas. Zmrużyła wzrok, a wyzywające spojrzenie miała wypisane na twarzy. Rozejrzała się wokół, a jej oczy wylądowały na koszyku.
     - Jestem głodna. – wymamrotała nonszalancko, wzruszając ramionami. Usiadła na ziemi i zaczęła przeglądać zawartość koszyka. Zdezorientowany, zlustrowałem jej ruchy, czekając na nią, aż znajdzie dwie kanapki, które się tam chłodziły. Z jednym szerokim uśmiechem, wyjęła je i podała mi jedną.
     Przyglądałem się jej, mój strażnik był całkowicie na nogach, kiedy jadła kanapkę w ciszy. Zjadłem także swoją, ale naprawdę nigdy nie spuściłem z niej wzroku. Równocześnie byłem ostrożny i podziwiałem jej piękno. Wpatrywałem się w nią, patrząc na każdy cal jej delikatnej, pięknej twarzy, zanim zatrzymałem się na jej oczach. Jej niebieskie oczy wpędzą mnie do grobu. Są niebieskie jak kolor oceanu, ale przy innych okazjach wyglądały niebiesko zielonkawe, mimo to ich piękno nigdy nie zanikało. Jeśli coś, to stawały się nawet jeszcze piękniejsze.
     Odwróciła się, by spojrzeć na mnie, jej oczy spotkały moje i w tym momencie były niebiesko zielonkawe. Wciąż wpatrywała się we mnie intensywnie i wspomnienie tego, co powiedziałem jej tak wiele czasu temu, powróciło pędząc z powrotem do mnie.
     - Chaque fois que je regarde dans tes yeux je me retrouve à me perdre dans eux. – powtórzyłem te same słowa, które powiedziałem jej wieki temu, ale w tym momencie, wydawały się najbardziej odpowiednie do użycia. Zmarszczyła brwi i wiedziałem, że próbowała sobie przypomnieć znajomy język, w którym właśnie przemówiłem. Sekundy później, ogromny szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy, mówiąc mi, że sobie przypomniała.
     - Nigdy nie powiedziałeś mi, co to znaczy! – zajęczała, patrząc na mnie z nadzieją w oczach. Przegryzłem wargę i spuściłem wzrok na ziemię. Lubiłem droczyć się z nią o to. Poważnie, myślałem, że mam kontrolę nad sobą, ale kiedy robiła sobie ze mnie jaja, poczułem, że kontrola wymyka mi się z rąk. Myliłem się, myśląc, że Chandler jest nieśmiała. Może być na początku, ale kiedy ją poznasz, jest wszystkim, ale nie nieśmiałą. – Justin, proszę powiedz mi! Proszę! – potrząsnęłam głową. Nie chciałam jej mówić, ponieważ nie chciałem, aby wiedziała, po prostu czułem się zażenowany, przypuszczam. – Justin! – zaskomlała. Spojrzałem na jej twarz i od razu pożałowałem, że to zrobiłem. Miała wydymane wargi, błagając mnie, abym jej powiedział znaczenie tych słów. Westchnąłem. To prawda, ona zawsze wygrywa.
     - To znaczy, że za każdym razem, kiedy patrzę w twoje oczy, znajduję się w nich zatracony. – wymamrotałem, nie nawiązując kontaktu wzrokowego i spuściłem wzrok na ziemię. Z nawyku, gdy jestem zdenerwowany, położyłem rękę na tyle mojej głowy i zacząłem ją wściekle drapać.
     - Kocham Cię. – poczułem, jak jej małe ręce owijają się wokół mojej szyi, kiedy rzuciła się całym ciałem w moim kierunku. Siła, z jaką się na mnie rzuciła, była zbyt mocna, więc skończyłem, przewracając się na plecy z nią nade mną.
     - Też Cię kocham. – wyszeptałem słowa, które wciąż były dla mnie obce. Nie zrozumcie mnie źle, kocham ją. Naprawdę ją kocham, ale nie jestem przyzwyczajony do mówienia tych słów. Usiadła na mnie rozkrokiem przez co prowadziłem małą walkę z hormonalną stroną mnie. Chwyciłem jej pół nagie ciało, wiedząc że to był naprawdę zły wybór, by zostać w takiej pozycji.
     - Powinniśmy pójść się przebrać. – zaoferowałem, chwytając ją w pasie, ale ona się nie poruszyła. Właściwie to chwyciła mnie za ręce i zrobiła sobie trochę miejsca, by położyć się na mnie. Zamruczała delikatnie pod nosem z satysfakcji, kiedy owinąłem ręce wokół jej pasa. Westchnąłem na jej pomruk, czując się spełniony po raz pierwszy w życiu.
     Kocham ją. Kocham dziewczynę, która leży w moich ramionach i tak dziwnie, jak mi się to wydaje, to prawda. Zakochałem się w niej.
     - Wiesz co? – zapytała. – Tęsknię za tym, jak nazywałeś mnie małym przyjacielem. – wymamrotała. Uśmiech zagościł na rogu moich ust na wspomnienie pierwszego dnia szkoły. Chace był dziwnym dzieciakiem.
     - To teraz takie dziwne. Wolę nazywać się kochaniem, aniołem, mon chéri lub mamacitą. – rzuciła mi sceptyczne spojrzenie.
     - Mamacitą? Przysięgam, jesteś szurnięty Justin. – pokręciła głową, ponownie się do mnie przytulając.
     Leżeliśmy tam godzinami, aż zdecydowaliśmy skończyć lenistwo i przygotować się na noc. Wzięliśmy szybko "prysznic", polegający na polewaniu się nawzajem wodą, zanim przebraliśmy się w inne ubrania, na noc. Oboje leżeliśmy, obok nas paliło się ognisko, które teraz było naszym jednym źródłem światła. Położyliśmy się na gładkim kocu, przykrywając się drugim. Zrobiło się zupełnie ciemno, a na niebie pojawiły się gwiazdy. Chandler zaparło dech w piersiach, w sekundę kiedy tylko je zobaczyła. Siłą wyższą podziwiałem ją, gdy przyglądała się gwiazdom.
     - Nigdy nie widziałam czegoś tak pięknego. – wymamrotała, oczami nadal zwrócona do gwiazd.
     - Wcześniej powiedziałbym to samo, ale poznałem Ciebie. – to było ckliwe, ale prawdziwe. Była taka piękna i w momencie kiedy mój wzrok wylądował na nie, pragnąłem jej. Oczywiście, na początku moimi intencjami było skończenie z nią w moim łóżku, ale nie mogłem zatrzymać mojej obsesji na jej punkcie, po tych wszystkich gorących pocałunkach, które przeżyliśmy. To wydawało się być tak dawno temu, ta noc na imprezie. Czułem się jakbym znał ją od zawsze, kiedy w rzeczywistości to było tylko kilka miesięcy.
     - Muszę przyznać, że to było delikatne.  – zachichotała, sprawiając, że sam zacząłem się śmiać. – Jestem zmęczona. Myślę, że teraz byłby najlepszy czas, żebyś zaśpiewał mi do snu. – zapytała z głosem przepełnionym nadzieją. Jej oczy świeciły się w oczekiwaniu na moją odpowiedź.
     - Tylko pozwól mi zgasić ogień. – chwyciłem w pełni wypełnioną butelkę wody i wylałem ją na płomienie, pozbywając się ognia. Chandler przytuliła się do mnie mocniej, kiedy ja myślałem o piosence, którą mogłem jej zaśpiewać do snu. Popatrzyłem na gwiazdy i w tym momencie kawałek tekstu piosenki przeszedł mi przez myśli i od razu wiedziałem, że to była najlepsza piosenka, jaką mógłbym zaśpiewać jej do snu.

Oh her eyes, her eyes
Oh jej oczy, jej oczy
make the stars look like they're not shinnin'
sprawiają, że gwiazdy zdają się nie świecić
Her hair, her hair
Jej włosy, jej włosy 
falls perfectly without her trying
opadają perfekcyjnie bez układania
She's so beautiful
Jest taka piękna
And I tell her everyday
I mówię jej to codziennie

Yeah

     Przestałem na chwilę i popatrzyłem na nią, miała zamknięte oczy, a jej pierś unosiła się za każdym razem, kiedy brała spokojne oddechy.
     - Jesteś piękna. – wyszeptałem jej do ucha, zanim kontynuowałem piosenkę.

I know, I know
Tak, wiem, wiem
when I compliment her she won't believe me
kiedy ja prawię jej komplementy, ona mi nie wierzy
And it's so, it's so sad to think that she don't see what I see
I to takie smutne, że ona nie widzi tego co ja
but every time she asks me "do I look okay?"
ale za każdym razem, kiedy pyta się mnie "wyglądam okej?"
I say
Mówię

When I see your face
Kiedy widzę twoją twarz
there's not a thing that I would change
nie ma rzeczy którą bym zmienił
'Cause you're amazing
Bo jesteś fantastyczna
Just the way you are
Taka jaka jesteś

And when you smile
A kiedy się uśmiechasz
The whole world stops and stares for a while
cały świat zatrzymuje się i wpatruje przez chwilę
'Cause girl you're amazing
Dziewczyno, bo jesteś fantastyczna
Just the way you are
Po prostu taka jaka jesteś

Yeah

Her lips, her lips
Jej usta, jej usta
I could kiss them all day if she'd let me
mógłbym je całować cały dzień gdyby mi pozwoliła
She's so beautiful
Jest taka piękna
And I tell her everyday
I mówię jej to codziennie

Oh you know, you know, you know
Oh wiesz, wiesz, wiesz
I'd never ask you to change
że nigdy bym Cię nie poprosił żebyś się zmieniła
If perfect's what you're searching for
Jeśli szukasz ideału 
Then just stay the same
To pozostań taka jaka jesteś
So don't even bother asking if you look okay
Więc nawet nie trudź się i nie pytaj czy wyglądasz dobrze
You know I'll say  
Wiesz, że powiem

When I see your face
Kiedy widzę twoją twarz
there's not a thing that I would change
nie ma rzeczy którą bym zmienił
'Cause you're amazing
Bo jesteś fantastyczna
Just the way you are
Taka jaka jesteś

The way you are
Taka jaka jesteś
The way you are
Taka jaka jesteś
Girl you're amazing
Dziewczyno jesteś fantastyczna
Just the way you are  
Taka jaka jesteś

When I see your face
Kiedy widzę twoją twarz
there's not a thing that I would change
nie ma rzeczy którą bym zmienił
'Cause you're amazing
Bo jesteś fantastyczna
Just the way you are
Taka jaka jesteś

Yeah

     Skończyłem ostatnią zwrotkę, spuściłem wzrok, znajdując śpiącą Chandler. Miała na twarzy uśmiech. Uśmiech, który ja spowodowałem. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, który pojawił się na całej mojej twarzy, na myśl, że po raz pierwszy nie zadałem jej żadnego bólu. Była szczęśliwa dzięki mnie i chciałem to tak utrzymać. Delikatnie całując ją w czoło, przytuliłem się do niej jeszcze bardziej, zanim sam zasnąłem.
     Jutro musimy wrócić do rzeczywistości. Jutro musimy zmierzyć się z tym, co planowała Veronica. Wiem, że zachowywałem się tak, jakbym nie wpłynęła na mnie nową informacje o nagłym zniknięciu Veronici. Musiałem jej powiedzieć, że nie ma się czym martwić, ale znałem Veronicę, znałem każdy z jej podstępnych sposobów i to byłby głupi ruch z mojej strony, gdybym uwierzył, że nie zwiastowała kłopotów.

Chandler

     - Czy naprawdę musimy wyjeżdżać? – zaskomlałam, przyglądając się Justin'woi, gdy pakował nasze ostatnie rzeczy. Zamknął tylne drzwi samochodu i posłał mi przepraszający uśmiech. Też nie był gotowy opuszczać tego miejsca. Mogłam to z niego odczytać, z taką samą łatwością, jak on mógł odczytać to ze mnie.
     - Niestety, tak. – odpowiedział. – Ale nie martw się skarbie. W przyszłości będziemy mieli inne, podobne randki. – zapewnił mnie, na końcu puszczając mi oczko.
Otworzył dla mnie drzwi i nie miałam innego wyboru poza wejściem i przyglądaniem się, jak je zamykał. Przeszedł na swoją stronę, siadając na miejscu kierowcy i uruchamiając silnik. Spojrzałam na to miejsce po raz ostatni, po czym spuściłam wzrok kiedy Justin wyjechał.
     To był cichy powrót do szkoły, w głębi duszy oboje nienawidziliśmy faktu, że musieliśmy wyjechać z naszego specjalnego miejsca. Zdecydowałam, że nazwę to miejsce naszym kawałkiem raju. Mówią, że przebywanie w niebie to raj, ale ja wierzę, że Bóg obdarowałam nas tym miejscem, dając nam przedsmak tego, co jest w niebie. To było głupie, ale nie miałam innego wyjaśnienia. Czułam się szczęśliwa obok chłopaka, który wyznał mi miłość i zaśpiewał dla mnie nie tylko raz, ale dwa razy w jeden dzień. Sprawił, że poczułam się spełniona i zapomniałam o wszystkim. Nie musiałam przy nim niczego udawać.
     - Jesteśmy. – ogłosił Justin. Podniosłam wzrok, aby stawić czoła zbyt dobrze znanemu mi budynkowi. I teraz wracamy do rzeczywistości. Justin złączył nasze ręce, delikatnie całując moje knykcie, zanim wyszedł z samochodu, aby otworzyć mi drzwi.
     Weszliśmy do środka, ręka w rękę, ale mój strażnik od razu na nogach. Nie byłam już w bezpiecznej strefie. Ludzie mogli mnie zobaczyć, rozpoznać, że tutaj nie uczęszczam i wyrzucić mnie stąd. Sekretarki jeszcze nie było. Nie będzie jej tutaj aż do popołudnia, a był dopiero ranek. Naszymi planami było pójście po schodach na górę, wzięcie prysznica, przebranie mnie za Chace'a i udanie się do stołówki na śniadanie. Gdy zbliżaliśmy się coraz bliżej pokoju, zaczęłam odczuwać niepokój. Rozejrzałam się wokół, aby zobaczyć, czy ktoś się nam przygląda, ale korytarz był pusty. Inni raczej spali lub wciąż robili Bóg wie co.
     - Wszystko w porządku, kochanie? – zapytał Justin, marszcząc brwi na moją nagłą zmianę nastroju.
     - Yeah, wszystko okej. – zapewniłam go, delikatnie się do niego uśmiechając.
     Potrząsnęłam głową, przekonując samą siebie, że tylko dużo sobie wyobrażam. Justin zaczął grzebać kluczem w drzwiach, a następnie przekręcił klamkę zaskakująco odkrywając, że było już otwarte. Zapomniałam zamknąć drzwi, kiedy wychodziłam? Właściwie nigdy nie zamykaliśmy drzwi, kiedy byliśmy w budynku, ale robiliśmy to w weekendy. Justin wzruszył ramionami, nie zastanawiając się dłużej weszliśmy do środka.
     Moje oczy wystrzeliły z orbity, a mój oddech przyśpieszył, gdy zauważyłam Trey'a siedzącego na moim łóżku, w skupieniu patrzącego się na podłogę. Poderwał głowę, a jego oczy najpierw zauważyły nasze złączone ręce, zanim powędrowały wyżej natykając się na moją twarz. Zachichotał bez humoru. Co on tutaj robił?
     - Nigdy naprawdę nie rozumiałem, jak możesz praktycznie tutaj żyć. Wchodzisz i wychodzisz z tego miejsca i nikt nie prawi Ci żadnego gówna. – wymamrotał, z powrotem wracając wzrokiem do podłogi. To nie było to, co oczekiwałam, że powie.
     - Wynoś się stąd kurwa, Trey. – Justin warknął, zaborczo wzmacniając nasz uścisk dłoni.
     - Wiesz co? Nigdy za bardzo się nad tym wcześniej nie zastanawiałem, ale teraz miałem cały tydzień, żeby to przemyśleć. – zignorował polecenie Justin'a i kontynuował. – Nigdy nie widzieliśmy Cię razem z twoim bratem, Chace'em. Kiedy go widuje, nie widzę Ciebie, a gdy widuje Ciebie, nie widzę Chace'a. – przechylił głowę na bok. – Chcesz mi to wyjaśnić?
__________________________
     I jak końcówka? Porobiło się trochę, pewnie nie spodziewaliście się tam Trey'a. Co o tym myślicie? Przy okazji randka Justina i Chandler była skjdsknsdknsdk, prawda?
     Mamy z Justyną taką prośbę, proszę chociaż wszystkich z listy informowanych, komentujcie czasem rozdział, bo naprawdę bardzo się staramy, żeby rozdział był co tydzień na czas, a komentarzy tylko ubywa i coraz rzadziej dajecie nam o sobie znać. Wiem, że piszecie, że nie zawsze macie możliwości, żeby skomentować, ale postawcie się na naszym miejscu, my co tydzień pamiętamy, żeby dodać rozdział i poinformować około 200 osób o nim, więc pamiętajcie czasem, aby napisać nam parę zdań od siebie, to taka mała prośba :) A tak btw to niedługo nadgonimy oryginał, ale nie martwcie się następne rozdziały będą coraz ciekawsze i coraz lepsze. Następny dodaje Justyna, miłego czytania :)

26. "Anything for you, angel."

     Stałam tam zupełnie sama w środku niczego, ubolewając nad faktem, że byłam uparta i nie wzięłam ze sobą telefonu, który dał mi Trey, przynajmniej byłabym w stanie do kogoś teraz zadzwonić. Czemu one mi to zrobiły? Czemu zostawiły mnie na środku niczego i kazały mi iść dalej ścieżką? Dokąd do cholery mnie to zaprowadzi? Pokręciłam głową, patrząc na mały, brudny podjazd, ciekawość zaczęła we mnie narastać. Ostatnimi słowami Sydney było, żebym kontynuowała chód, ale nie tylko to, życzyła mi też powodzenia i miała na tyle przyzwoitości, aby życzyć mi dobrej zabawy. Jak mogłabym dobrze się bawić na środku niczego o około cholernej 5:50 rano? Było zimno, a moje nogi i brzuch były odsłonięte no i cholera, byłam jeszcze bardziej głodna!
     Mój wzrok po raz kolejny skupił się na ścieżce, którą powinnam ruszyć, kiedy debatowałam, czy powinnam iść lub po prostu zostać, stojąc tutaj. Spojrzałam w tył na miejsce, gdzie odjechała Linda i coś w środku mówiło mi, że nie wróci zbyt szybko. Co miałam do stracenia? I tak prawdopodobnie już jestem martwa. Nie pozwalając innym myślom przejść mi po głowie, dające kolejne świetne powody, czemu nie powinnam iść dalej, zaczęłam poruszać stopami do przodu. Zanim w ogóle zdałam sobie z tego sprawę, natknęłam się na kwiat Piwonii, leżący na ziemi.
     Rozejrzałam się dookoła, próbując znaleźć jakiekolwiek miejsce, które mogłoby być lokalizacją pochodzenia tego kwiatka, ale tak jak wcześniej, jedynym rezultatem mojego wyszukiwania były trzy wielkie drzewa, bez żadnego śladu kwiatów. Zacisnęłam usta w cienką linię, zastanawiając się skąd do cholery to pochodziło. Wzruszyłam ramionami i podniosłam kwiatka, kontynuując moją podróż naprzód dróżki. Kiedy zbliżałam się coraz bliżej, napotykałam coraz więcej i więcej tych pięknych kwiatów. Uśmiechnęłam się, podnosząc przynajmniej sześć z nich i przykładając je do mojego nosa, ich słodki zapach zdominował moje nozdrza, tworząc coś w rodzaju spokoju przebiegającego przez moje ciało.
     Miałam już podnieść kolejny kwiat, gdy zatrzymał mnie dźwięk gry na gitarze. Prostując się, zaczęłam iść szybciej, w celu poznania wykonawcy tej pięknej melodii.

Even a lover makes a mistake sometimes
Nawet zakochany popełnia czasami błędy
Like any other 
Fall out and lose his mind
Jak każdy inny może stracić zmysły
And I'm sorry for the things I did
Więc przepraszam za rzeczy które zrobiłem
For your teardrops over words I said
Za Twoje łzy przez to co powiedziałem
Can you forgive me and open
your heart once again, oh yeah
Czy możesz mi wybaczyć? I otworzyć swe serce raz jeszcze? 

     Moja szczęka opadła na ziemię, moje serce przestało bić, a kwiaty, które miałam w dłoniach wkrótce dołączyły do mojej szczęki na ziemi. Justin siedział na stołku z gitarą w ręku, jego palce pociągały za struny, tworząc kojący dźwięk utworu, a jego oczy spoczywały na mnie, kiedy śpiewał słowa piosenki. Tuż za nim położony był piękny wodospad, który sprawił, że jego śpiew wyglądał jak z nieba. Słuchałam uważnie tekstu, delektując się jego anielskim głosem.

It's true
I mean it
To prawda, mówię poważnie 
From the bottom of my heart
Z głębi mojego serca 
Yeah, it's true
Tak, to prawda 
Without you I would fall apart
Bez Ciebie załamałbym się

Whatever happened 
I know that I was wrong, oh yes
Cokolwiek się stało wiem że się myliłem
Can you believe me
Maybe your faith is gone
Czy możesz mi uwierzyć? może Twoja wiara odeszła?
But I love you and I always will
Ale ja Cie kocham i zawsze będę 
So I wonder if you want me still
Więc zastanawiam się czy nadal mnie chcesz
Can you forgive me and open
your heart once again, oh yeah
Czy możesz mi wybaczyć? I otworzyć swe serce raz jeszcze?

     Słońce zaczęło wschodzić, a jego promyki zaświeciły na Justin'a, sprawiając, że jego włosy i oczy wyglądały jaśniej, niż w rzeczywistości. Ale to nie przez piękno natury, łzy napłynęły do moich oczu. To przez emocje, jakie wkładał w piosenkę i sposób w jaki jego żyły stawały się widoczne, gdy śpiewał mocniej.

It's true
I mean it
To prawda, mówię poważnie
From the bottom of my heart
Z głębi mojego serca
Yeah, it's true
Tak, to prawda
Without you I would fall apart
Bez Ciebie załamałbym się

I'd do anything to make it up to you
Zrobiłbym cokolwiek, żeby Ci to wynagrodzić
So please understand
Więc proszę zrozum
And open your heart once again
I otwórz swe serce raz jeszcze

It's true
I mean it
To prawda, mówię poważnie
From the bottom of my heart
Z głębi mojego serca
Yeah, it's true
Tak, to prawda
Without you I would fall apart
Bez Ciebie załamałbym się

It's true
To prawda

     Zagrał ostatni dźwięk na gitarze, jego wzrok zwrócił się na mnie, a nieśmiałość przejęła jego twarz. Chciałam mu coś powiedzieć, ale nie mogłam znaleźć żadnych słów, które mogłyby opisać dokładnie to, co teraz czuję. Było to dla mnie zbyt przytłaczające i było to coś, do czego nie byłam przyzwyczajona. On to wszystko zrobił dla mnie?
     - Powiedzenie Ci tych słów nie wydawało mi się w moim stylu, więc wykorzystałem szansę i zamiast tego, zdecydowałem się zaśpiewać je Tobie – powiedział, wstając ze stołka i odkładając gitarę. – Ale wtedy poczułem, że nie pokazałoby to wystarczająco, jak bardzo Cię przepraszam, więc poprosiłem Lindę i Sydney, aby Cię tu przywiozły, żeby Ci to pokazać. – wskazał na wodospad i słońce, które teraz w pełni wzeszło. – Jest pięknie i czysto, zupełnie jak moje uczucia do Ciebie. – pochylił się, aby podnieść jednego z kwiatów, które wypadły mi z ręki. Odsunął kosmyk moich włosów za ucho, wkładając mi w nie kwiatka, który przytrzymywał włosy w tyle.
     - Justin. – pokręciłam głową, rozglądając się dookoła tego miejsca, poczułam ponownie napływające łzy, kiedy walczyłam z tym, co chciałam powiedzieć.
     - Proszę, po prostu mnie wysłuchaj. – skinęłam głową, pozwalając mu mówić. – Kiedyś nie znałem uczucia miłości. Nauczono mnie, żebym nigdy nie żywił moich uczuć do żadnej kobiety i spełniałem to idealnie, zanim ty pojawiłaś się w moim życiu. Zapaliłaś we mnie iskrę i jedyne, o czym teraz mogę myśleć to ty i tęsknić za twoim dotykaniem, twoimi pocałunkami i twoim uśmiechem. – położył rękę na moim policzku, kciukiem pieszcząc moją skórę. – Kiedy dowiedziałem się, że zostałaś dziewczyną Trey'a, coś we mnie pękło, ta wiadomość załamała mnie w sposób, w jaki jeszcze nigdy nie byłem załamany. Sama myśl o tym, że ktoś inny Cię całował, pieścił twoją skórę, sprawiał, że czułaś się szczęśliwa i świadomość, że to nie byłem ja doprowadzała mnie do szaleństwa i w tamtym momencie uświadomiłem sobie, że się w tobie zakochałem. – moja ręka powędrowała do mojej buzi, zasłaniając westchnięcie, które uciekło z moich ust. Moje oczy złączyły się z jego, a ja rozpaczliwie szukałam jakiegokolwiek znaku humoru lub nieszczerości, ale kiedy spojrzał na mnie, widziałam coś wręcz przeciwnego. – I żeby udowodnić Ci moją miłość, zaplanowałem ten weekend tylko dla nas. Ty i ja będziemy tutaj razem, a ja wykorzystam każdą sekundę tego czasu, żeby pokazać Ci jak bardzo żałuje, że kiedykolwiek Cię zraniłem. – skończył swoje zdanie, wiedziałam, że czeka aż coś powiem i wiedziałam, że powinnam coś powiedzieć, ale słowa nie umiałyby nawet opisać, jak czułam się w tym momencie. Bez większego przemyślenia, złapałam go za szyję i przyciągnęłam, aby złączyć nasze usta. Na początku wydawał się zaskoczony, ale niemal natychmiast zaczął odwzajemniać pocałunek.
     Włożyłam w ten pocałunek całą pasję i miłość, jaką mogłam zgromadzić, żeby pokazać mu jak bardzo doceniam wszystko, co zrobił. Jego ręce owinęły się wokół mojej talii, przyciągając mnie do jego silnej klatki piersiowej, gdy on pogłębił pocałunek, liżąc moją dolną wargę i prosząc o pozwolenie na wejście. Wtedy oboje szczerze zrozumieliśmy, jak bardzo nam siebie brakowało i jak za sobą tęskniliśmy. Zanim się zorientowaliśmy, oboje odsunęliśmy się od siebie, żeby zaciągnąć powietrza, opierając nasze czoła o siebie nawzajem.
     - Nie wiedziałam, co powiedzieć. – przyznałam. – Twoje słowa, wszystko co powiedziałeś, ta piosenka i to miejsce. Wszystko jest piękne i nie mogę Ci powiedzieć, jak bardzo Cię kocham. Nie wiem, jak to się stało lub kiedy to się stało, ale też się w tobie zakochałam! I nie wiesz, jak dużo to dla mnie znaczy. Kocham Cię Justin i wybaczam Ci. Oczywiście, że Ci wybaczam! – zapłakałam w jego usta, zanim wzięłam je w swoje. Podzieliliśmy kolejny pasjonujący pocałunek, ale tym razem przerwało nam chrząknięcie. Nasze głowy odwróciły się do właściciela tego dźwięku, a mój wzrok wylądował na starym mężczyźnie, którego nie znałam.
     - Przepraszam, za przerwanie tak pięknej sceny, ale śniadanie stygnie. – Justin uśmiechnął się na widok mężczyzny, wyglądającego na około 60 ileś lat, ubranego w bardzo drogi garnitur. Jego głowa pokryta była biało-siwymi włosami, a jego twarz ukazywała kilka zmarszczek pod oczami i policzkami. Był starszym mężczyzną, który z łatwością byłby przypisany do wyrafinowanej sekcji.
     - Chandler, to jest Dale, mój lokaj. – przedstawił mi go. – Dale, to jest-
     - Sławna Chandler Grey. Słyszałem o tobie dużo wspaniałych rzeczy, pani Grey. – lokaj, Dale uśmiechnął się do mnie, powodując, że opuściłam wzrok, a na moich ustach uformował się nieśmiały uśmiech.
     Dale odwrócił się, po czym rozłożył na ziemi dwa koce, czerwony i biały. Następnie zniknął za drzewami, sprawiając, że zaczęłam zastanawiać się, gdzie do cholery poszedł.
     - Można tu dojechać na różne sposoby. Nasze samochody są zaparkowane z tyłu. – Justin odpowiedział na moje niezadane pytanie, prowadząc mnie do koca, który przygotował Dale. Pomógł mi usiąść po turecku, po czym sam też to zrobił. Zobaczyliśmy, jak Dale wraca z gigantyczną, metalową tacą w ręku z dwoma talerzami, zasłoniętymi przez luksusowe metale pokrycia, które jeśli miałabym być szczera, nie miałam pojęcia, jak się nazywały. Zdjął jeden z nich i wręczył mi talerz, który radośnie od niego odebrałam. Zrobił to samo z Justin'em, zanim wskazał na nas palcem. - Przyniosę wasze napoje za minutę. Co sądzisz o soku pomarańczowym, panno Grey? – moje oczy rozszerzyły się przez sposób, w jaki do mnie mówił, tak jakbym była z jakiejś rodziny królewskiej czy coś.
     - Brzmi niesamowicie, ale proszę, nazywaj mnie Chandler. Mówmy do siebie wszyscy po imieniu. – zachichotałam, powodując, że szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Z wciąż tym samym uśmiechem odwrócił się do Justin'a.
     - Jest zupełnym przeciwieństwem tej jadowitej żmii, z którą chciał Cię związać twój ojciec. Moje gratulacje, Justin. – moja ręka powędrowała do buzi, tłumiąc śmiech. Dale uśmiechnął się triumfalnie, przybijając piątkę z Justin'em. Wykorzystałam ten moment, aby spojrzeć na moje jedzenie -zapach śniadania przejął moje nozdrza- ślina pociekła mi po raz kolejny, gdy zobaczyłam jajecznicę z chlebem, tuż obok trzy kawałki bekonu, kilka placków ziemniaczanych i francuskiego tosta na rogu. Mój żołądek wściekle zaburczał, jakby błagał mnie, żebym zaczęła jeść.
     - Oto wasze sztućce. – powiedział Dale, wręczając je nam, zanim odszedł po nasze napoje. Postawiłam talerz na moich kolanach, kiedy wzięłam kawałek chleba z jajkami, wkładając danie to ust. Jęknęłam cicho, kiedy smak rozprzestrzenił się po moim języku. Dale wrócił z dwoma kubkami wypełnionymi sokiem pomarańczowym oraz z butelką ketchupu. Tylko tego potrzebowałam do moich placków ziemniaczanych.
     - To jest pyszne, Dale! – skomentowałam, biorąc kolejną porcję jajek. Zaśmiał się.
     - Oh, nie dziękuj mi, Chandler. W gruncie rzeczy ja tylko podgrzałem jedzenie i przyniosłem je tutaj. Prawdziwy kucharz siedzi na przeciwko Ciebie. – rzuciłam szybkie spojrzenie Justin'owi. Miał opuszczony wzrok i się rumienił, okazjonalnie przyglądając się mi przez rzęsy. Byłam oniemiała.
     - Ugotowałeś to? – zapytałam, wytrzeszczając oczy w zdumieniu. Pokiwał głową, nerwowo przygryzając swoją dolną wargę.
     - Teraz jestem w szoku widząc Justin'a w takim nieśmiałym manewrze. – zaćwierkał Dale, zanim odwrócił się do mnie. – Moje wyrazy uznania za dokonanie niemożliwego. Nawet kiedy był małym chłopcem, bał się nie pokazać swojej pewności siebie – zachichotał.
     - Znałeś Justin'a jako dziecko? – zapytałam dość zainteresowana w tę historię, ponieważ wydawali się być bardzo blisko. Cóż oni nie wydawali się być blisko, to było oczywiste, że byli zżyci.
     - Trzymałem go w ramionach w dniu, kiedy się urodził. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Pierwszy marca, 12:56 w nocy w bardzo deszczowy wtorek. – odwróciłam się, aby spojrzeć na Justin'a, który tylko kręcił głową, zakłopotany przez tą rozmowę.
     - Nie dzisiaj, Dale. – błagał. Dale zachichotał, zanim skinął głową.
     - Jesteś teraz bezpieczny Justin, zostawię was gołąbki samych, ale, – po raz kolejny odwrócił się do mnie. – spotkamy się znowu i następnym razem kontynuuję tą historię. – chwycił moją dłoń i niepewnie pocałował moje knykcie. – To był zaszczyt, poznać kobietę, która skradła serce temu podrywaczowi. Zaczynałem się martwić, że ta prawdziw-
     - Dale! – zawołał Justin, sprawiając, że zachichotałam razem z Dale'em. Mrugnął do mnie, zanim ponownie wstał, ponieważ musiał pochylić się, aby pocałować moją dłoń.
     - Smacznego. – uśmiechnął się, zanim odszedł. Justin i ja milczeliśmy, dopóki nie usłyszeliśmy pisku opon samochodu odjeżdżającego Dale'a. Popatrzyłam na Justin'a, nakładając swoje jedzenie i umieszczając je w mojej buzi.
     - Ugotowałeś dla mnie. – uśmiechnęłam się, mówiąc miękkim i dziecinnym głosem.
     - Smakuje Ci? – zapytał zmartwionym tonem. Szybko pokiwałam głową.
     - Uwielbiam to. – zaćwierkałam, powodując, że się uśmiechnął.
     - Ugotowałem to zanim tutaj przyjechałem. – wymamrotał, nakładając sobie jedzenie. Jedliśmy w komfortowej ciszy, okazjonalnie mój wzrok wędrował na wodospad naprzeciwko nas. Byłam naiwna jeśli chodzi o naturę. Sam zapach odludzia mnie uspokajał. Zamrugałam kilka razy, zanim to poukładałam to wszystko w całość. Randka na świeżym powietrzu, ta piękna piosenka, ugotowane śniadanie i piwonie. Szarpnęłam głową, żeby spojrzeć na Justin'a, moje oczy zwęziły się w zabawnie oskarżycielski sposób.
     - Sydney nie ma żadnego projektu na angielski, prawda? – zapytałam, unosząc brew. Justin zacisnął usta w cienką linię, próbując ukryć mały uśmiech, wkradający się na jego usta.
     - Możliwe, że oświeciła mnie, mówiąc mi o twoich preferencjach. – wzruszył ramionami. Muszę zapamiętać, żeby jej za to podziękować. Mam na myśli, to wszystko było idealne, nawet jeśli jestem trochę zawiedziona, że mnie okłamała, że byłam dla niej jak wzór do naśladowania. Na pewno niedługo z nią o tym porozmawiam.
     Biorąc ostatni łyk mojego soku, byłam kompletnie najedzona śniadaniem, mój brzuch czuł się usatysfakcjonowany tym, co zjadłam. Zebrawszy naczynia, Justin odstawił je na bok i wstał, wyciągając rękę w moją stronę. Chętnie splątałam nasze palce, kiedy podniósł mnie z ziemi. Jego ręka powędrowała do guzików jego koszuli, przypominając mi, że wciąż nie spojrzałam na jego strój. Był ubrany w prostą, białą koszulę zapinaną na guziki i spodnie koloru khaki, do tego miał na sobie parę czarnych Vansów. Był to luźny strój, ale wciąż wyglądał w nim niesamowicie.
     Zostałam nagle wyrwana z mojego transu, kiedy zsunął koszulę w dół jego ramion, zostając w białym podkoszulku, który szybko dołączył do koszuli na ziemi, pozostawiając jego tatuaże odkryte dla moich głodnych oczu.
     - Co robisz? – zapytałam.
     - Sprawdzam wodę w wodospadzie. – odpowiedział w zwyczajny sposób, jakby tutaj w ogóle nie było zimno. Z szybkim ruchem jego spodnie wylądowały na ziemi, a on pochylił się, ściągając swoje buty.
     - Spotkamy się pod wodospadem, skarbie. – było jego ostatnim zdaniem, zanim wbiegł do wody i rzucił się do niej na kilka sekund, zanim wypłynął na wierzch. Pokręciłam głową, przyglądając się, jak jego dolna warga drżała na kontakt z zimną wodą. – Chodź Chandler! Linda spakowała nam dodatkowe ubrania, są w samochodzie, po prostu wskocz tutaj. Ja już przywykłem do tej wody! – krzyknął, próbując przekonać mnie, żebym do niego dołączyła.
     - Jesteś popierdolony, Justin! – krzyknęłam, ponieważ był już w połowie drogi do małej jaskini tuż przy wodospadzie.
     - Muszę Cię o coś zapytać, więc chodź! – odkrzyknął do mnie.
     Potrząsnęłam głową, wyjmując zza ucha kwiatek, zanim chwyciłam brzeg mojej koszulki i ściągnęłam ją przez głowę, zostając w biustonoszu. Następnie zajęłam się z guzikiem moich szortów i przyglądałam się, jak spadają one na ziemie. Zimne powietrze, które wcześniej czułam, teraz uderzało w moje całe ciało, na co dostałam gęsiej skórki, co prawie zabolało. Zdjęłam buty i zanim miałam czas się cofnąć, pobiegłam w kierunku wody i poszłam w ślady Justina, nurkując w wodzie. Kiedy wynurzyłam się na powierzchnię, przetarłam oczy dłońmi, pozbywając się z nim wody, skupiłam ponownie swój wzrok, by zobaczyć gdzie musiałam się udać. Zaczęłam płynąć w kierunku Justina, a moje oczy wpatrywały się w jego uśmiech.
     Kiedy do niego dotarłam, owinął rękę wokół mojego pasa, a ja instynktownie owinęłam nogi wokół jego pasa. Spojrzałam na niego, jego włosy były mokre i ociekające wodą, a małe krople spływały wzdłuż jego policzka, ale to co najbardziej mi się podobało, to jego włosy. Przylegały do jego czoła, przez co bardzo chciałam przejechać przez nie rękoma i tak zrobiłam. Zamruczał cicho, a ja delikatnie podrapałam go w czubek głowy,
     - O co chcesz mnie zapytać? – przemówiłam, owijając ręce wokół jego szyi. Zaczął szybciej oddychać, na co przekrzywiłam głowę trochę zdezorientowana jego reakcją. Oblizał wargę kilka razy, zanim otworzył usta, ale nic nie powiedział. Co starał się mi powiedzieć? Małe warknięcie wydostało się z jego ust, a ja nie mogłam nic wskórać, ale poczuć motylki w brzuchu na to, jak słodko się zachowywał.
     - Oh co do cholery. Chcę, żebyś była moja, Chandler. Chcę, żebyś była moją dziewczyną. Proszę, bądź moją? – zostałam zbita z tropu przez jego nagłe wyznanie, ale przerażenie minęło i zostało zastąpione szokiem. Czy facet, który powiedział mi, że nie bawi się w związki, właśnie zapytał mnie, czy będę jego dziewczyną?
     - Ale powiedziałeś-
     - Wiem, co powiedziałem i kurewsko tego żałuję. Chcę, żebyś była moją, nie ma żadnej innej dziewczyny, z którą wolałbym być, niż ty. Kiedy jestem z tobą, czuję się spełniony, a kiedy nie jestem, czuję, jakby był olbrzymi kawałek mnie, za którym tęsknię. – wyznał.
     Rozejrzałam się wokół i zapatrzyłam się w scenerię. Byliśmy pod wodospadem, ja byłam owinięta wokół niego, a nasze ciała były blisko siebie. Żyłam marzeniem każdej dziewczyny. On mnie właśnie zapytał, czy zostanę jego dziewczyną w najbardziej romantyczny sposób, jaki Justin Bieber mógł wymyślić, ale uwielbiałam to. Spojrzałam na jego wyczekujące oczy. Wiem, że dopiero co wydostałam się ze związku, ale pragnęłam tej chwili tak długo i nigdy nie wyobrażałam jej sobie tak pięknej.
     - Tak, Justin. Od dzisiaj jestem cała twoja, a ty cały mój. – powiedziałam, naciskając na słowo ‘mój’ w zaborczym tonie, nawiązując do jadowitej żmii, jak Dale ją nazwał.
     - Jestem cały twój kochanie. – wymamrotał w moje usta, zanim ujął je w pocałunku. To był nasz pierwszy pocałunek, jako para i nie mogłabym prosić o bardziej idealny pierwszy pocałunek. Był taki słodki, kiedy chwycił moją dolną wargę w usta i zaczął ją ssać. Moje ręce chwyciły garść jego drogocennych włosów, kiedy pogłębiłam pocałunek. Myślałam, że pójdzie dalej i doprowadzi nas do czegoś seksualnego, ale zaskoczył mnie, odrywając się ode mnie i chwytając mnie za dłoń, poprowadził mnie przez spływającą falami wodę z kamyczkami, które uderzały w nas z pełną siłą. Zapiszczałam, chichocząc na nieznaną siłę.
     - Kochanie?
     - Co? – zapytałam, obracając się do niego, ale kiedy to zrobiłam, poczułam falę wody chlapniętą w moją twarz, na co zamknęłam oczy. Woda oślepiła mnie na chwilę, dopóki nie przejechałam dłońmi wzdłuż twarzy i wytarłam wodę z moich oczu.
     - Justin! – zawarczałam, próbując ochlapać go wodą w twarz, ale w przeciwieństwie do niego, musiałam użyć obu dłoni, by ochlapać go chociaż z połową jego siły. Śmialiśmy się z Justinem, kiedy toczyliśmy małą wojnę w chlapanie siebie nawzajem. Kiedy stałam się zmęczona, wyraźnie jasne było, kto był wygranym w tej grze.
     - To jest nie fair! Jesteś ode mnie silniejszy – zaskomlałam w jego klatkę piersiową.
     - To jest dobra rzecz, kochanie. W ten sposób mogę Cię ochraniać. – nie mogłam się powstrzymać. On był zbyt słodki, a moje serce po prostu kołatało. Owinęłam się wokół niego raz jeszcze, trzymając mocno rękoma jego szyję i dałam mu krótki i delikatny pocałunek w usta. Wyglądało, że to było dla niego nie wystarczające, ponieważ wykrzywił usta, prosząc o więcej. Chichocząc, schyliłam się i musnęłam jego usta raz jeszcze. Poprosił o więcej, więc zaczęłam raz za razem muskać jego usta, ale kiedy to robiłam, on próbował przytrzymać moje usta w swoich, by pogłębić małe pocałunki.
     Po raz pierwszy w życiu, czułam się w pełni szczęśliwa. To wszystko wydawało się być snem. Snem, z którego nigdy nie chciałam być obudzona. Justin wyznał mi swoją miłość, a ja w zamian wyznałam mu swoją miłość do niego. Zapytał mnie, czy zostanę jego dziewczyną pod wodospadem, kiedy małe krople wody spotykały się z naszą skórą. Pływaliśmy razem, jakbyśmy tańczyli, nasze ciała dotykały się, trzymaliśmy się za ręce. Byłam w raju i nie chciałam go opuszczać.
     - Robisz się zmęczona? – zapytał mnie Justin. Spojrzałam na niego, skinając głową. Zaczął zabierać nas na brzeg, wychodząc z morza i biegnąc w kierunku, w którym zniknął Dale, a następnie wrócił kilka minut później z dwoma ręcznikami w ręce, a w drugiej z koszykiem.
     - Proszę, nie chcę, aby się przeziębiła. – powiedział, podając mi jeden z ręczników. Wzięłam go z przyjemnością, ponieważ drżałam od zimnego powietrza, ale cienki ręcznik nie był wystarczający do ogrzania mojego ciała. Justin usiadł na ziemi z otwartymi ramionami dla mnie. – Żar ciała. – uśmiechnął się. Klęknęłam na podłodze, układając się wygodnie na jego klatce piersiowej, westchnęłam, gdy poczułam promieniujące od niego ciepło.
     - Torba z naszymi ubraniami był zbyt wielka, aby zmieściła się w moich dłoniach, a że jestem zbyt leniwy, aby się po nią wrócić, więc jesteśmy skazani na ogrzewanie się nawzajem. – zaśmiałam się z niego, kiedy chwycił swój ręcznik i owinął go wokół naszych ciał. Zamruczałam pod nosem z satysfakcji.
     - W sumie to naprawdę nie mam nic przeciwko. – wymamrotałam w jego klatkę piersiową, sunąc dłońmi wzdłuż jego brzucha, tworząc tarcie, dzięki któremu mogło mu być cieplej. To było wygrana, wygrana sytuacja. Ogrzewałam go, przez co miałam wymówkę, aby go dotknąć. Westchnęłam, wtulając się bardziej w niego. – Dziękuję Ci. – zdecydowałam się wyszeptać.
     - Nie ma za co, kochanie. – uśmiechnęłam się na pseudonim, który powrócił, ale tym razem miał on większe znaczenie, ponieważ byliśmy oficjalnie razem.
     - Nikt w życiu nie zrobił czegoś takiego, jak to Justin. Naprawdę mnie zaskoczyłeś i wiem, jak ryzykowne i trudne było otwarcie się na mnie i jestem Ci za to bardzo wdzięczna. – powiedziałam szczerze. On na to się zamyślił, wydychając falę powietrza, zanim utworzył usta.
     - Będąc z Tobą szczery, to nie było takie trudne. Poczułem się dobrze, wiedząc, że wydusiłem to z siebie. Zakochałem się i nic nie zmieni uczucia wewnątrz mnie. – wyszeptał mi we włosy. Uśmiechnęłam się, czerpiąc przyjemność z każdego razu, kiedy mi mówi, że mnie kocha.
     - Kiedy dostałam numer mojego pokoju, każdy mówił mi, że sprawiasz tylko kłopoty i jesteś chłopakiem, który uczyni moje życie masakrą. – potrząsnął głową, śmiejąc się delikatnie.
     - Pamiętam, jak myślałem, że Chace był dziwnym dzieciakiem. Mam na myśli to, że zawsze mnie obczajał. Gdybym wiedział, że wewnątrz niego jest seksowna dziewczyna, też bym go obczajał. – zażartował. Potrząsnęłam głową, czując że zaczynam się rumienić. Nigdy nie zawiódł w zawstydzaniu mnie.
     - Przez to całe pływanie jestem tak bardzo głodna. – zajęczałam, zmieniając temat. Justin zdjął ze mnie swoją rękę i usiadł, opierając się na łokciu, tak że mógł mocno chwycić koszyk.
     - Mały ptaszek powiedział mi, że uwielbiasz Sneakersy. – powiedział, otwierając koszyk, by wyciągnąć z niego baton Snickers. Otworzyłam szeroko oczy, oblizując wargi, chcąc nic więcej, tylko zjeść tą czekoladę. Obserwowałam, jak dzielił ją na pół i podał mi jedną połowę. Przyłożyłam czekoladę do ust, biorąc jednego kęsa i rozkoszując się słodkim smakiem pozostałym w moich ustach. Zajęczałam, uwielbiając smak, który czułam w buzi.
     - Moja połowa jest całkiem dobra, - zaczął Justin. – zobaczmy, jak smakuje twoja. – szarpnęłam gwałtownie batonik z dala od niego, posyłając mu zabawnie nieprzyzwoite spojrzenie, które mówiło ‘trzymaj się z dala od mojego batonika’, na co się zaśmiał.
     - Tak miałem to na myśli. – wyszeptał, chwytając ustami moja wargę, włożył język do mojej buzi i próbował czekolady z moich ust. Obydwoje zajęczeliśmy z przyjemności na kontakt fizyczny, który otrzymywaliśmy od siebie nawzajem. Zbyt wcześnie, odsunął się ode mnie z cwaniackim uśmiechem na twarzy.
     - Twoja połowa zdecydowanie lepiej smakuje od mojej. – schylił się, aby musnąć moje usta.
     - Jesteś pewny? Ponieważ twoja połowa była też całkiem niezła. – obydwoje zaśmialiśmy się i położyliśmy na podłodze, dokańczając naszą czekoladę.
     Nie wydaje mi się, że śmiałam się, chichotałam, czy nawet rumieniłam się tak bardzo, zanim spotkałam Justina. Oczywiście, byłam w jakimś stopniu szczęśliwa, ale on obudził mnie do życia. Czuję się całkowicie obudzona i zdolna do robienia czegokolwiek, kiedy jestem przy nim.
     Teraz jesteśmy parą, ale co z jego tatą i Veronicą? To było oczywiste, że nie wszystko będzie, jak na idealnym obrazku przez cały czas. Kiedy zbliżymy się do końca roku szkolnego, droga stanie się wyboista i nie jestem pewna, czy jestem na to gotowa. Spojrzałam na Justina, który miał zamknięte oczy i spokojny wyraz twarzy. Uśmiechnęłam się delikatnie, decydując się czerpać przyjemność z tej chwili i poradzić sobie z przyszłością, kiedy nadejdzie. Ale teraz, byłam jego, a on był mój.
     - Pięknie śpiewasz. – przemówiłam, chcąc zacząć z nim rozmowę. Natura nie jest jedyną rzeczą, do której mam słabość. Piosenkarze są moją słabością. Muzyka zawsze była czymś, co kochałam, a kiedy Justin zaśpiewał mi, natychmiast rozpoznałam piosenkę The Backstreet Boys. Znałam tą piosenkę zbyt dobrze, ale moim zdaniem, Justin zaśpiewał ją lepiej.
     - Powinieneś zaśpiewać coś innego później. Na przykład, zanim pójdziemy spać. – poczułam, że się uśmiecha w moje włosy, zacieśniając uścisk wokół mnie.
     - Wszystko dla ciebie, aniele. – anioł. Spodobało mi się. Cicho życzyłam sobie, aby odtąd mnie tak nazywał, ale nie narzekałabym, gdyby po prostu nazywał mnie na przemian kochaniem i aniołem.
     - Więc, naprawdę zostaniemy tutaj cały dzień i noc? – zapytałam, nawet mimo, że wyraźnie ogłosił, że spędzimy tutaj cały weekend. Zaśmiał się słodko, zanim podniósł się, opierając się na łokciach.
     - Czy jest jakieś inne miejsce, w którym musisz być? – zapytał, drocząc się ze mną.
     - Nie ma żadnego innego miejsca, w którym wolałabym bardziej być, niż tutaj z Tobą. – wyglądało na to, że moja odpowiedź go zadowoliła, ponieważ nie walczył z szerokim uśmiechem, który zawładnął rysami jego twarzy. Bez ostrzeżenia, schylił się i zaczął składać delikatne, figlarne pocałunki na całej mojej twarzy. Zachichotałam, czując jego usta, ocierające się wszędzie o moja skórę. Przesunął się niżej, na moją szyje, muskając ją w każdym roku i kącie, w którym mógł. Doszło do tego stopnia, że miałam wrażenie, jakby mnie łaskotał i musiałam krzyknąć, aby przestał, ale i tak mnie nie posłuchał.
     - Justin, to łaskocze! – zaśmiałam się. Z jednym ostatnim oczekującym pocałunkiem w usta, odsunął się, obydwoje byliśmy pozbawieni tchu. – Chcesz coś wiedzieć, kochanie? – zapytałam, cicho fangirlując na fakt, że mogłam go tak nazwać, bez martwienia się o cokolwiek.
     - Co to jest, aniele? – przegryzłam wargę z dwóch powodów. Przez uwielbienie nowego pseudonimu, który wymyślił i aby powstrzymać się od śmiechu, na to, co miałam zaraz powiedzieć.
     - Jestem graczem, zupełnie jak ty. – wyglądał na zbitego z tropu, ponieważ gwałtowanie odchylił głowę do tyłu, a jego rysy twarzy pokazywały zmieszanie.
     - Przepraszam? – zapytał. Uśmiechnęłam się delikatnie cwaniacko, ciesząc się jego reakcją.
     - Umawiam się z Tobą i z Lindą równocześnie. – odpowiedziałam, poruszając zabawnie brwiami. Odchylił głowę do tyłu, śmiejąc się głośno, a ja tylko zachichotałam cicho i podziwiałam jego urodę. Ten chłopak był idealny, nawet jeśli nie starał się być.
     - Cóż, czyż nie jesteś złą dziewczyną. – droczył się, owijając ręce wokół mnie i przyciągając mnie do siebie tak, że siedziałam na nim okrakiem.
     - Bardzo złą, więc nie zadzieraj ze mną, albo Cię ukażę. – zamruczałam, ale on zamiast się zaśmiać, zajęczał.
     - Chciałbym zobaczyć, jak to się dzieje któregoś dnia. – mrugnął do mnie okiem i nagle zrozumiałam, czemu zajęczał. Zasapałam, uderzając go delikatnie dłonią w klatkę piersiową, ale wystarczająco mocno, aby poczuł mały ból. Uniósł brwi, a cwaniacki uśmiech wtargnął w kącik jego ust.
     - Już zaczynamy, kochanie? – uniosłam dłonie do mojej zaczerwienionej twarzy, nie będąc w stanie powstrzymać się przed chichotem, który wywoływały jego seksualne komentarze
     - O mój boże, Justin. Jesteś niemożliwy. – potrząsnęłam głową, zaciskając usta w cienką linię, aby powstrzymać się od uśmiechania.
     - Hej, to ty pierwsza to zaczęłaś! – obronił siebie.
     - Ale nie miałam tego tak na myśli! To to pierwszy źle to odebrałeś! – kłóciłam się. Zaśmiał się cicho do siebie, skinając sarkastycznie głową, jakby się ze mną zgadzał.
     - Masz całkowitą rację, kochanie. To wszystko przeze mnie. – powiedział, opierając dłoń na moich biodrach. Pozostaliśmy przez chwilę w ciszy, aż pewna myśl przebiegła mi przez myśli.
     - Justin?
     - Yeah? – myślami powędrowałam wstecz do piątku i tego, co powiedziała Kathy.
     - Gdzie była Veronica cały wczorajszy dzień? – jego twarz z ciekawości zmieniła się w dezorientację, dając mi odpowiedź, o którą w sekrecie prosiłam. Nie byli wczoraj razem.
     - Co masz na myśli? – zapytał, podnosząc się z ziemi, aby usiąść i być ze mną twarzą w twarz
     - Nie byliście obydwoje na żadnych z zajęć, więc ludzie automatycznie pomyśleli, że byliście razem. – wyszeptałam delikatnie, ale wiedziałam, że mnie usłyszał. Zacieśnił uścisk na moich biodrach, przyciągając mnie bliżej do siebie.
     - Byłem tutaj przez cały czas aniele. Planowałem to wszystko- – Skinęłam, chcąc, aby wiedział, że o nic go nie obwiniałam.
     - Wiem to. Wierzę Ci, ale nie zastanawiałeś się, gdzie była? Czemu zniknęła tego samego dnia, co ty? – Justin zastanowił się chwilę, zanim wzruszył ramionami.
     - Nie wiem, kochanie. Naprawdę nie wiem. – wypuściłam drżąco powietrze, potrząsając głową w dyskomforcie.
     - Po prostu mam bardzo złe przeczucie co do tego, skoro już wiem, że nie byliście razem. To jest po prosu, tak jakby coś w środku mnie mówiło, że ona planuje coś złego. – Justin zachichotał bez humoru.
     - Aniołku, Veronica zawsze planuje coś nieuczciwego. Nie martw się o nią. Ona jest po prostu- jak Dale ją nazwał- jadowitą żmiją. – zażartował, zarabiając ode mnie delikatny uśmiech.


     - Ale trucizna Cię zabije. – wymamrotałam pod nosem, nie wystarczająco głośno, by mnie usłyszał, nawet jeśli byliśmy tak blisko siebie.
_________________________
     No nareszcie! Chandler razem z Justin'em. Ale co dalej z Chandler i jej ojcem? Jeszcze tyle wątków nierozwikłanych ;)
     Dzisiaj trochę później, ale bez przesady (nawiązuję do wręcz bombardowania nas pytaniami dotyczącymi rozdziału na asku), jest dopiero po 22. Natalia zmieniała internet i nie miała od 18 do 21 internetu, a wcześniej internet jej się cały czas wyłączał, więc i tak jestem serio zdziwiona, że poradziła sobie szybko z rozdziałem. Natomiast ja, pracując na złomku mojej mamy aka komputerze stacjonarnym, który będzie miał już z 10 lat i zacina się jak cholera, tłumaczyłam rozdział. Przetłumaczyłam calutki, wkleiłam do roboczych na bloggerze i calutki się skasował. Normalnie byłam tak cholernie szczęśliwa z tego powodu ((((: ale to przewidziałam i zrobiłam sobie zdjęcia na aparacie tego rozdziału, który później półtorej godziny przepisywałam. Tak, masakrycznie długi jest ten rozdział. Nie chciałam zapisywać rozdziału wcześniej na komputerze, ponieważ to nie jest mój komputer, a moja rodzina jest dosyć wścibska i tak sobie coś takiego zafundowałam. Byłam strasznie wściekła i strasznie palce mnie bolały od tej klawiatury. Ughhh, ale jakoś dość w miarę szybko sobie poradziłam. Mam nadzieję, że to czekanie wynagrodził wam rozdział i to, o czym jest. Bo serio, w niektórych momentach Justin był tak słodki, że aż miałam ochotę się poryczeć, że nigdzie nie ma tak idealnego faceta :'( Następny dodaje Natalia, do napisania :)