Linda, piszę do Ciebie, ponieważ muszę Cię poinformować o śmierci Twojej matki. Bardzo dobrze wiemy, że nie przepadamy za sobą nawzajem, więc w związku z odejściem Twojej matki, nie widzę żadnej potrzeby kontaktowania się z tobą, tak czy inaczej. Ten list to moje ostatnie słowa do Ciebie. Wpłaciłem dokładną kwotę pieniędzy, którą odziedziczyłaś po niej, na twoje konto bankowe. Pogrzeb odbędzie się w następnym tygodniu. Radzę Ci na niego nie przychodzić, jedyną rzecz, którą możesz sprawdzić to obraza mojego nazwiska.
Jesteś teraz dorosłą kobietą, od teraz możesz się sama sobą zająć.
Pozdrawiam,
David
- Czy on.. Czy on jest Twoim tatą? – uklękłam na przeciwko niej, objęłam jej ręce w moje własne, obawiając się jej odpowiedzi. Pokręciła głową.
- Jest moim ojczymem. – szepnęła. Nawet jeśli to za bardzo nie pomogło, to zaczęło tworzyć trochę większy sens. Nie wierzę, że ojciec mógłby w ten sposób wyprzeć się własnej córki. To po prostu nie było w porządku w żaden sposób.
- Przykro mi z powodu Twojej mamy. – powolnie odetchnęłam, bałam się zranić ją wspominając o tym. Tak, jak myślałam, wybuchła kolejnym atakiem płaczu, a każda kropla łez spływająca na podłogę, reprezentowała ból jaki z siebie uwalniała.
- Przepraszam, proszę uspokój się. – przyciągnęłam ją do swojej piersi, teraz jej łzy barwiły moją koszulkę, zamiast spadać na podłogę. Próbowała wszystkiego, co w jej mocy, żeby się uspokoić, odsunęła się ode mnie i wytarła łzy ze swojego policzka. Pomimo że była blada, jej oczy były spuchnięte, a na jej nosie widniał lekki odcień czerwieni, to wciąż udawało jej się wyglądać pięknie.
- On jest powodem, dlaczego ogóle przyjęto mnie do tej szkoły. Przez niego musiałam przeżyć to wszystko, przez co przeszłam. Oczywiście moja mama była przeciwko temu pomysłowi, ale on od początku ich małżeństwa próbował pozbyć się mnie z jego życia i teraz wreszcie się mu udało. – jej głos wyraźnie się łamał i cierpiał, mimo to skończyła silnie i z nienawiścią – Przez niego jestem tak popierdolona. – brakło mi słów. Nie wiedziałam co jej powiedzieć, jak ją pocieszyć. Nie doświadczyłam nawet połowy rzeczy, przez które ona przeszła.
- Wszystko będzie dobrze. – potarłam rękoma o jej ramiona, z całych sił próbując ją pocieszyć i sprawdzić, by poczuła, że jestem tu dla niej.
- Co mam zrobić w czasie święta dziękczynienia? Bożego narodzenia? Moja mama zmarła i nawet jeśli tego zbyt często nie okazywałam, to kochałam ją. Tak bardzo ją kochałam i ona nie mogła odejść! Była jedyną osobą, którą miałam! - jej ręka zaczęła się trząść, a jej płacz bólu stawał się coraz głośniejszy i głośniejszy z każdą minutą. Moje własne serce zacisnęło się w mojej klatce piersiowej, odczuwając ból, przez który przechodziła.
- Masz mnie Linda. Moi rodzice mogliby Cię prawdopodobnie znienawidzić, ale możesz pojechać ze mną do domu. Możemy spędzić te dni razem, wiesz, że zawsze chciałam mieć siostrę. – byłam zdesperowana. Byłam zdesperowana i nie wiedziałam nawet, co mówiłam. Po prostu chciałam zatrzymać jej ból, sprawdzić by przestała płakać i sprawić, żeby poczuła, że wszystko będzie dobrze. Chciałam, żeby się uśmiechnęła i powróciła do bycia tą wredną suką, której nic nie obchodziło. Tej, która zmieniała się czasem w totalnego dziwaka w niektórych sprawach. Pragnęłam, żeby się uspokoiła. Przyglądałam się jej przez minutę, mały chichot opuścił jej usta.
- Nie jestem zaskoczona tym, że Twoi rodzice mogliby mnie znienawidzić. – jeszcze raz zachichotała, wielokrotnie pociągając nosem, kiedy wycierała łzy. Zaczęła się śmiać. Wzięła coś, co powiedziałam na poważnie, za zabawne. Moi rodzice znienawidziliby ją, wykrzykując jak nieodpowiednio i źle wychowana jest.
- Nie jesteś sama. Wiem, że byłam dla Ciebie surowa, ale kocham Cię suko! – przestała płakać. Nie powinnam być zaskoczona, że właśnie tym sprawiłam, że się uspokoiła. Jej ręce znajdowały się na jej twarzy, ocierając wszystkie pozostałe łzy, podczas gdy wciąż niekontrolowanie pociągała nosem. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, a kiedy je otworzyła wydawała się być zupełnie nową osobą. Tak jakby wcale nie cierpiała kilka sekund temu.
- Więc, co to za "bardzo ważna" rzecz, którą chciałaś mi powiedzieć? – uśmiechnęła się do mnie, jakbym nie była z nią kilka sekund temu, myślałam, że nie było w tym nic złego. Po pierwsze, nie mogłam zdecydować, czy powinnam powiedzieć jej o tym, a kiedy odpowiedziałam sobie na to pytanie, zaczęłam debatować, jak mam jej to powiedzieć. Oczywiście nie wymyśliłam nic, więc zdecydowałam się zacytować Justin'a.
- Miałam swój pierwszy orgazm. – rozszerzyły się jej oczy, a jej szczęka opadła. To było nic, czego do tej pory nie oczekiwałam. Jej oczy zwęziły się, następnie mnie lustrując. Z jakiś powodów miała problemy z uwierzeniem w moje słowa.
- Pozwól, że zgadnę, Bieber miał z tym coś wspólnego? – emocje w jej oczach zmieniały się. Z emocjonalności przeszła w tryb pełnego wyśmiewania. Uniosła swoją prawą brew, a jej usta ułożyły się w pewnego rodzaju uśmieszek. Potrząsnęłam głową, odpowiadając na jej pytanie, co było bardziej niż oczywiste. Nie pozwoliłabym żadnemu innemu chłopakowi dotykać mnie w taki sposób, jak Justin.
- Pieprzył Cię? – wywróciłam oczami. Nie powinno mnie zaskoczyć, to, że spytała.
- Nie, ale on uh.. w pewnym sensie uh... – podniosłam palce do góry, w nadziei, że załapie i zrozumie, co próbuję powiedzieć. Dostrzegłam w jej oczach, że rozumie, co chciałam powiedzieć.
- Zrobił Ci palcówkę? – zasłoniłam twarz dłońmi, kiedy wielki uśmiech wkradł się na moje usta. Nie mogłam nic z tym zrobić. Efekt jaki na mnie wywierał był ogromny, jego obecność nie była konieczna, żeby wywołać u mnie głupi uśmiech. Linda zaczęła się niekontrolowanie śmiać.
- Spośród wszystkich ludzi, nigdy nie spodziewałabym się czegoś takiego po osobie takiej, iak ty. – pokręciłam głową, z powodu braku słów. Byłam tą grzeczną dziewczynką z surowymi rodzicami i tymi wszystkimi zasadami. Miałam tu przyjechać, aby zdobyć stypendium, a nie przeżywać jedną z najbardziej szalonych przygód na tym świecie. – Czy odwdzięczyłaś się za przysługę? – kolejny raz pokręciłam głową.
- Nie, ale miałam to zrobić, gdyby nie Trey, zrobiłabym to. – milion myśli przebiegało przez jej myśli, ale w końcu po prostu parsknęła śmiechem. Cóż, jestem wdzięczna że poczuła się lepiej.
- Oczywiście to musiał być Trey. Ten idiota jest przeklęty na bycie cockblockerem! – nie mogłam nic z tym zrobić, ale czułam się niekomfortowo, kiedy mówiła te wszystkie nieodpowiednie rzeczy. Nie byłam do nich przyzwyczajona, jeśli w ogóle kiedyś będę.
- To nie ma znaczenia, nie wiem nawet, jak to robić. Przysięgam, czuję się, jak cholerny, zagubiony szczeniaczek. – teraz myślę, że to nawet lepiej, że wtargnął wtedy do pokoju. Czułabym się tak zakłopotana, jeśli zrobiłabym coś źle.
- Po prostu obejrzyj porno, nauczy Cię w jeden dzień. – zerknęłam na nią obojętnie. Była nienormalna, jeśli myślała, że kiedykolwiek obejrzałabym porno. To obrzydliwe i to grzech!
- Nigdy w życiu tego nie obejrzę. – Linda uniosła swój palec i wskazała nim na mnie. Spojrzałam na nią, moja twarz nie ukazywała nic, tylko usprawiedliwienie moich słów.
- Nigdy nie mów nigdy, suko. Mogę przysiąc na moje życie, że mówiłaś, że nie będziesz miała żadnego seksualnego kontaktu z chłopakiem i popatrz na siebie teraz. – otworzyłam usta, aby zaprotestować, ale zamknęłam je, zdając sobie sprawę, że miała rację. Powiedziałam, że nigdy się nie upije, ale zrobiłam to. Powiedziałam, że nigdy nie będę na haju, ale też to zrobiłam. Powiedziałam, że nigdy nie pozwolę, aby chłopak mnie dotknął, ale pozwoliłam na to.
- Po prostu wejdź na kategorię obciągania i obejrzyj to. – poruszyła brwiami. Pokręciłam głową. Ta dziewczyna mówiła mi to na poważnie, ale czy ja naprawdę myślałam o zrobieniu tego? Mój mózg był przeciwko temu, ale moje ciało zareagowało zupełnie odwrotnie.
- Skoro już o nim mówimy, to gdzie on jest? – wzruszyłam ramionami.
- Spławia Veronice. – Linda wydęła swoje wargi. Bez mówienia czegokolwiek, doskonale wiedziałam, o czym myślała. Odwróciłam wzrok na swoje paznokcie, próbując wszystkiego, aby pokazać, że to nie ma dla żadnego znaczenia.
- Lepiej do tego przywyknij. – szepnęła wolno, aż musiałam wytężyć moje ucho, żeby usłyszeć, co powiedziała. Uniosłam pytająco brew, dając jej znać, żeby kontynuowała i powiedziała, co miała na myśli. Nie odzywała się, a jej wzrok opadł na jej palce splątane z drugą ręką. Wydawała się być głęboko zamyślona, kiedy znikąd szarpnęła głową w górę.
- Powiedz mi, że nie czujesz i nie będziesz nic do niego czuć. – to pytanie wybiło mnie z rytmu. Czemu to w ogóle ma jakieś znaczenie.
- Czemu pytasz? – przygryzła dolną wargę. Sprawiała wrażenie, jakby o czymś wiedziała, a ja nie. Wzruszyła ramionami.
- Wiesz, faceci będą zawsze facetami. – pokręciłam głową. Justin był ze mną niecałe pół godziny temu. Nie mógłby mnie po prostu rzucić i zostać z Veronicą.
- Justin nienawidzi Veronici. – stwierdziłam, nie wiem czemu, ale czułam, że muszę obronić go, siebie, nas. Widziałam sposób, w jaki na nią patrzył, nie mógł znieść przebywania wokół niej i nigdy nie uśmiechał się, kiedy z nią był, ale kiedy jest ze mną, stale się uśmiecha i śmieje.
- Próbuję Ci tylko powiedzieć, że nigdy nie będziesz w stanie się jej pozbyć, nawet jeśli Justin będzie tego chciał. – nie wiedziałam nawet, kto był tutaj tą zdepresowaną, ona, czy ja. Milczałyśmy, a żadna z nas nie odważyła się powiedzieć słowa. Wiedziałam, że jej myśli wróciły do listu i jej matki, ale nie mogłam skupić się na niej, kiedy te wszystkie pytania siedziały w mojej głowie. Próbowałam ze wszystkich sił je zignorować i skoncentrować mój wzrok na Lindzie.
- Powiem Justin'owi, że zostanę z Tobą na noc. – pokiwała głową, kiedy wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. Zanim całkowicie je zamknęłam, obróciłam się i posłałam jej delikatny uśmiech, który odwzajemniła. Przeszłam przez hol, nie zadając sobie nawet trudu, aby się ukryć, słowa Lindy nie opuściły mojego umysłu. Co właściwie miała na myśli mówiąc, że nigdy nie pozbędziemy się Veronici? Podeszłam do drzwi mojego pokoju i weszłam do środka, znajdując tam ciało rozwalone na moim łóżku.
- Trey? – spojrzał w górę, z nad jednej z moich książek, którą miał w ręku i słodko się do mnie uśmiechnął.
- Hej piękna. – zamrugałam gwałtownie, rozglądając się po pokoju, a moje oczy skwapliwie szukały Justin'a. Drzwi od łazienki były otwarte i puste. Nie było go tam.
- Jest z Veronicą. Ta dziewczyna może być wrzodem na dupie. Jeśli nie byłaby dobra w łóżku, zakładam, że Justin nawet by na nią nie spojrzał. – urwał, patrząc na książkę, a potem z powrotem na mnie. – Ale czekaj... oczywiście nawet jeśli byłaby zła w łóżku, nie mógłby jej ignorować. – powrócił do książki, udając jakby ją czytał. Spojrzałam na okładkę, "Great Expectations" moja ulubiona książka.
- Co masz na myśli, przez to, że nie miałby wyboru? - jego wzrok znowu wrócił do mnie, udając westchnięcie, przeniósł swoją dłoń wyżej, pokrywając nią jego okrągły kształt warg.
- Masz na myśli to, że Ci nie powiedział? – wywróciłam oczami na fakt, jak wielkim idiotą był, mimo to nie mogłam się oprzeć uczuciu ciekawości odnośnie tego, o czym mówił. O czym Justin mi nie powiedział? Pokręciłam głową, zamykając drzwi za sobą i podeszłam bliżej Trey’a. Potrząsnął on swoją głową w dezaprobacie.
- To bardzo w stylu Justin’a, robi dziewczynom nadzieje, mówiąc jak są perfekcyjne, piękne, a kiedy może już pieprzyć, to rzuca je. Możesz w to uwierzyć? – zmarszczyłam brwi, robiąc wszystko, co w mojej mocy, by ukryć, jak bardzo zadziałały na mnie jego słowa.
- O czym mi nie powiedział? – wybełkotałam. To jest dokładnie to, o czym rozmawiałam z Lindą i fakt, że nie wiedziałam czegoś, co Ci dwoje wiedzieli, podnosił mi ciśnienie. Czy naprawdę chciałam wiedzieć? Tak, chciałam, ale również bałam się odpowiedzi. Byłam tak przestraszona, że jego odpowiedź, może sprawić, że zacznę wątpić w Justin’a.
- Nie zapytałaś się sama siebie, czemu utknął w tym malutkim pokoju, kiedy mógł mieć podobny jak nasz? Jestem pewny, że byłaś w pokoju Lindy. Jest dziesięć razy większy, niż ta mała gówniana dziura. – skinęłam głową, rozumiejąc, o czym mówił. Justin był bogaty – oceniając po jego samochodzie – czemu miałby mieć mały pokój, kiedy mógł mieć tak duży, jak Veronic’i i Lindy razem wzięty.
- Czy mówiłem Ci kiedykolwiek, w jak dobrej przyjaźni rodzina Justin’a jest z rodziną Veronic’i? Mam na myśli to, że dlaczego mieliby nie być? Ich ojcowie pracują razem. – zawarczałam w frustracji… Co dokładnie próbował mi powiedzieć?
- Cokolwiek, co próbujesz powiedzieć, wykrztuś to z siebie. – wstał i podszedł do mnie, opierając swoje ręce na moich ramionach, a jego oczy nie pokazywały nic innego, oprócz smutku.
- Justin nigdy nie weźmie Ciebie, ani żadnej innej dziewczyny na poważnie, ponieważ jest przywiązany do Veronic’i. Nawet jeśli bardzo by chciał, to nigdy jej nie opuści. – potrząsnęłam głową, szydząc z niego. Znałam Trey’a, wiedziałam, kim naprawdę był. Wiem, że stara się mnie zdenerwować, albo nastawić mnie przeciwko Justin’owi, ale to nie zadziała.
- Radzę Ci wziąć się za życie. – wymamrotałam opryskliwie, pokonując drogę do drzwi. Chciałam, potrzebowałam uciec od niego. Jego obecność obrzydzała mnie w tym momencie.
- Rodzice Justin’a nie są w zbyt dobrym miejscu teraz, jeśli chodzi o interesy biznesowe, kiedy rodzice Vero mają to wszystko. – zatrzymałam się, nie mając odwagi odwrócić się, by stanąć z nim twarzą w twarz. – Zastanów się nad tym. Zaraz stracisz wszystko, ale córka jednego z najbogatszych facetów ma obsesję na punkcie Twojego syna, najmądrzejszą rzeczą jest zaaranżować związek małżeński. – co? O czym on mówił? Odwróciłam się i zmarszczyłam brwi, a wyraz mojej twarzy pokazywał nic innego poza dezorientacją.
- Co dokładnie próbujesz mi powiedzieć, Trey? – mój głos był słaby, nie wystarczająco silny dla niego, by go usłyszał. Nie kpił, nawet nie uśmiechał się głupio. Był poważny, a jego oczy pokazywały nic innego, niż współczucie.
- Próbuję ochronić Cię przed Justin’em. Może to zabrzmieć szorstko, ale mam zamiar Ci to wszystko uświadomić mała, jesteś dla niego nic nie znaczącą pogryzioną zabawką. Kiedy dostanie to, czego chce, rzuci Cię, nawet nie patrząc się na Ciebie. – rozważałam nowe informacje w myślach. Chciałam wydrzeć się na niego, że to wszystko było kłamstwem, ale żadna z rzeczy, które powiedział, nie brzmiała jak kłamstwo. Czemu Justin nie ma takiego samego pokoju jak bogate dzieciaki, to jak nigdy naprawdę zupełnie nie pozbywa się Veronic’i, jak zawsze ją uszczęśliwia, dając jej, co chce i to co dzisiaj od niego chciała, to to, aby ją odwiedził… w jej pokoju. Nawet się nie zorientowałam, a łza spłynęła po moim policzku. Trey zacisnął usta, podchodząc, by ją zetrzeć.
- Nie płacz. Przynajmniej znasz prawdę. Zasługujesz na to, by wiedzieć. – uśmiechnął się do mnie słodko, a palcami odgarnął mi włosy z twarzy, kiedy schylał się, by złożyć pocałunek na moim czole. Odsunęłam się, przegryzając wewnętrzną stronę wargi i wpatrywałam się w niego niezręcznie.
- Dzięki, tak sądzę. – powiedziałam. Odwróciłam się bez ostrzeżenia i pokonałam drogę do pokoju Lindy raz jeszcze. Kiedy szłam, miałam wrażenie, jakbym robiła tak przez lata. Moje nogi wydawały się ciężkie, twarz zdrętwiała, a serce jakby zostało zasztyletowane nożem. Słowa Trey’a wędrowały po mojej głowie, sprawiając że ból był nie do zniesienia. Szłam przez korytarze, czasem opierałam się o ściany, by się podeprzeć, kiedy czułam zagrożenie, że mogę przewrócić się na podłogę.
- Chandler? Co się stało? – spojrzałam przed siebie, znajdując się właśnie w pokoju Lindy. Była tylko jedna osoba, która mogła uporządkować ten cały bałagan dla mnie i ta osoba stała właśnie przede mną.
- Czy to prawda, że Justin i Veronica muszą wziąć ślub? – Linda zamrugała gwałtownie, oblizała wzdłuż wargę i błąkała wszędzie oczami, zanim nie spojrzała na mnie.
- Jak się dowiedziałaś...
- To nie ma znaczenia, po prostu mi powiedz. Czy to prawda? – nalegałam, nie dbając o to, że byłam niegrzeczna.
- To rodzinny biznes. Veronica ma obsesję na punkcie Justin’a od podstawówki. Ich rodzice myśleli, że gdy dorosną, to będą idealni dla siebie. – prychnęła, wyraźnie nabijając się z sytuacji, w której byliśmy. – Justin, oczywiście, nie chce być przez nią ograniczony, ale ze względu na rodziców zgodził się, dając Veronice co chce. Veronica mówi wszystkim swobodnie, że Justin należy do niej, ale to dlatego, bo technicznie tak jest. Ale nawet gdy wyszło na jaw, że się pobiorą, co stało się dosłownie, kiedy byliśmy pierwszorocznymi, Justin nie przejął się. Dawał Veronice co chciała, by była szczęśliwa, ale w tym samym czasie latał za innymi dziewczynami. Dziewczynami, które później rzucał. – dokończyła sucho. Skinęłam głową.
- AKA mnie. Głupią, niewinną Chandler. – nie poruszyła się, by się zgodzić, ale nie musiała. To była prawda. Byłam idiotką, za to, że kiedykolwiek wierzyłam, że czuł coś do mnie. Wiedział od początku, że był narzucony Veronice, mimo to położył ręce na mnie. Sprawił, że się zakochałam, sprawił że cholernie się w nim zakochałam, dając mi obietnicę, że złapie mnie, tylko po to by pozwolić mi ulec zagładzie.
- Naprawdę nigdy nie rozumiałam, jak mogła po prostu stać widząc go, gdy pieprzył inne dziewczyny. Mam na myśli to, że jestem pewna, że ona też to robiła, ale przysięgam, ona ma zbyt wielką obsesję na punkcie Justin’a. – potrząsnęła głową, a jej wzrok zawędrował na mnie. Byłam zbyt bardzo pochłonięta własnymi myślami, by nawet zwrócić na to uwagę. Justin był kurwą. Wiedziałam to od początku, mimo to nigdy o to nie dbałam. By zapytać siebie z jak wieloma dziewczynami był, jak wielu dziewczynom mówił te same rzeczy, co mi. Nie byłam inna od reszty. Chciał jednej rzeczy i to była jedna rzecz, którą zabierał od każdej innej dziewczyny. Widział mnie, jakbym była zabawką.
- Hej, nie mówię, żebyś się z nim nie pieprzyła, jedyne co Ci mówię, to żebyś nie czuła do niego nic silnego. To nie skończyłoby się dla Ciebie dobrze. – musiałam oprzytomnieć i uświadomić sobie, że Linda dała mi mowę o Bóg wie czym, ale usłyszałam tylko jej ostatnie słowa.
- Jestem zmęczona. – wymamrotałam, podchodząc do łóżka Sydney i wchodząc na nie. Chwyciłam kołdrę w ręce, naciągając ją do siebie do policzka. Pozostałam w ciszy, nic nie chodziło mi po głowie. Ktoś zapukał w drzwi, sprawiając że Linda i ja wzdrygnęłyśmy się na nagły dźwięk. Otworzyła drzwi, zdradzając jednego ze zgubionych pupilków Veronici.
- Linda, masz coś przeciwko, jeśli zostanę tutaj dziś wieczór? Przyszedł Justin i możesz sobie wyobrazić, przez co bym przeszła, gdybym tam została. – Linda odwróciła się, by spojrzeć na mnie, panika wypisana wzdłuż jej twarzy. Otworzyła szeroko oczy i wyszeptała małe przepraszam, zanim odwróciła się z powrotem do dziewczyny. Oceniając po jej słowach, ona musi być współlokatorką Veronici. Wzruszyłam ramionami, przybierając przeciwny kierunek od nich. Byłam tutaj, by sprawić, aby Linda poczuła się lepiej, ale kiedy to ja była tą, która topiła się we własnych problemach i bólu. Oczywiście strata matki jest o wiele większym bólem, niż bycie okłamanym i bawionym się przez osobę, która stała się niesamowicie ważna dla Ciebie. Wzięłam głęboki oddech. Byłam tu dla Lidy, potrzebowała mnie jako przyjaciółki, ramiona, na którym mogła się wypłakać, nie aby użyczać ramienia, aby ktoś płakał. Wstałam, dziewczyna posłała mi wielki uśmiech, machając ręką do mnie.
- Cześć, jestem Kathy. – wyciągnęła rękę, by się powitać. Oczywiście, ja będąc miłą suką, chwyciłam ją i potrząsnęłam.
- Chandler. – Kathy uniosła zaskoczona brwi moją tożsamością.
- Tą, która jest siostrą Chace’a Greyson’a? – na jej twarz wkradł się uśmieszek, zaczęła iść wokół mnie idąc noga za nogą, kołysała biodrem, a jej oczy były utkwione na mnie, jakby była kotką, gotową poszarpać zabawkę przed nią. Podeszła mnie od tyłu i zanim wiedziałam, chwyciła mój tyłek, sprawiając że krzyknęłam w szoku na niespodziewany kontakt. Wydała z siebie jakiś dźwięk, który przypominał aprobatę. Obeszła mnie wokół raz jeszcze tym razem zatrzymują się przede mną. Nawet nie próbowała ukryć faktu, że gapiła się na moje piersi. A ja po prostu stałam tam niezręcznie, błagając ją, aby skończyła cokolwiek, co robiła. Spojrzałam na Lindę, by zauważyć że chichotała.
- Dziewczyno, jesteś jednym cholernym kochaniem. Veronica ma pewne jak cholera, że konkurencja wchodzi jej w drogę.
Nie wiedziałam, czy powinnam przyjąć to jako komplement, czy czuć się napadnięta przez jej ręce, mimo to rzecz, której nie mogłam nie zauważyć, były jej słowa. Ja? Konkurencją Veronici? Potrząsnęłam głową. Nawet jeśli byłam jakąś konkurencją, to Justin jest właśnie z nią w tym momencie.
- Zostaw biedną dziewczynę w spokoju Kathy. – powiedziała Linda, gdy zamykała drzwi. Obie uścisnęły się, chichocząc do siebie, kiedy uścisk był mocniejszy i mocniejszy. Nie mogłam zrozumieć, jak łatwo Linda mogła ukrywać swoje emocje. Jeszcze parę minut temu, siedziała na podłodze, płacząc przez śmierć swojej matki. Kiedy skończyły się przytulać, Kathy odwróciła się do mnie z uśmiechem na twarzy.
- Więc, gdzie jest Twój brat? – rozejrzała się po pokoju, jakby Chace miał się pojawić nagle znikąd.
- Pewnie w swoim pokoju. – odpowiedziałam sucho. Nie czułam się komfortowo. Przyszłam tu by pobyć z Lindą, a teraz ta dziewczyna zwala mi się na głowę, nie wspominając już o tym, że przypomniała w mojej obecności fakt, że Justin jest z Veronicą.
- Dam wam dwóm trochę prywatności i pójdę do mojego brata… - stwierdziłam niezręcznie, wybiegając z pokoju bez najmniejszego spojrzenia. Moje nogi stały się słabe, kolana się uginały tak bardzo, że musiałam oprzeć się o drzwi dla wsparcia. Cztery słowa przeszły mi w myślach. Cztery słowa, które wkręcały się mi do mózgu, odkąd postawiłam stopę w tym miejscu. Chcę wrócić do domu. Chcę wrócić do domu. To wszystko, co chcę zrobić w tej chwili. Pójść do domu i zapomnieć o wszystkim i wszystkich, których kiedykolwiek spotkałam. Lindzie, Veronice, Trey’u, Marco, Kathy… Justin’ie. Chcę wymazać ich wszystkich z pamięci, serca i zapomnieć o tym, że coś się kiedyś wydarzyło.
Rozejrzałam się po pokoju. Był pusty, zupełnie jak moje serce w tym momencie. Powinnam zacząć się pakować? A może powinnam uciec? Zostawić wszystko, co zrobiłam tu i zapomnieć? “Przestań uciekać..” “Do kurwy nędzy, Chandler, przestań uciekać!” to jest to, co zawsze robię. Uciekam. Uciekam od problemów, uciekam od rzeczy, które mnie ranią. W końcu zdecydowałam się po prostu położyć na łóżku i zapomnieć o wszystkim i wszystkich. Chciałabym być taka, jak Linda. Chciałabym, żeby nic mnie nie obchodziło. Chciałabym potrafić ukryć swoje emocje. Chciałabym, żebym po prostu nie dbała o nic. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zasnęłam, ciesząc się chwilą odpoczynku od wszystkiego i wszystkich. Co za idealny dzień, skończył się w najgorszy możliwy sposób.
On był tam, w moich snach, mówiąc, że mnie kocha, mówiąc, że to wszystko było kłamstwem.
- Obudź się, piękna. – ktoś zachichotał. Mój policzek stał się mokry, gdy poczułam, że para ust go pieści.
- Kochanie, obudź się. – znowu następny pocałunek na mojej linii szczęki. Czy ja śnię? Zamrugałam parę razy powiekami. Rozejrzałam się wokół, starając się zorientować, gdzie byłam, ale coś przeszkadzało mi lub powinnam może powiedzieć ktoś? Justin leżał obok mnie, a jego oczy natychmiast nawiązały kontakt z moimi.
- Hej piękna. – po raz pierwszy, od kiedy go spotkałam, moje serce nie biło szybciej, a oczy nie rozjaśniały się w rozkoszy. Wkurzyło mnie to, że po prostu tu leżał, uśmiechając się, jakby wszystko było idealne, kiedy pewnie właśnie niedawno wrócił od Veronici.
- Nie…dotykaj mnie.
_________________________
Uhhh, Justin! Czemu musisz ranić Chandler? :( Jak myślicie, czy Justin zerwie umowę z rodzicami dla Chandler? A jak zachowa się Veronica w tej całej sytuacji? Czy Chandler uda się unikać Justin'a jak do tej pory? :)
TAK WIELKIE DZIĘKI, ŻE KOMENTUJECIE
Naprawdę wkurzyliście mnie i Natalię ilością komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Słuchajcie, my nie tłumaczymy tego dla siebie, tylko przede wszystkim dla WAS. Więc moglibyście łaskawie napisać komentarz. Nie proszę o wypracowanie na A4, ale zdanie, słowo czy nawet kropka! Wiecie, jak chcecie to my możemy robić, tak jak wy. Tylko, że my zamiast komentarzy, będziemy dodawać rozdział, kiedy tylko nam się podoba. Może co miesiąc, może co dwa. Ciekawa jestem, czy was to będzie satysfakcjonować. Czasem mam wrażenie, że nasz system prowadzenia bloga jest zły. My z Natalią wypruwamy z siebie wszystko żeby zdążyć z terminem (Natalia dodawała ostatnio rozdział o 2 w nocy), a wy ledwo co komentujecie. Nie wiem, czy mamy zrobić jakiś limit komentarzy (naprawdę nie chcemy czegoś takiego wprowadzać, ale zmuszacie nas do podjęcia takiego kroku). Po prostu zastanówcie się, zobaczymy ile tym razem będzie komentarzy i wtedy podejmiemy jakieś kroki.Było dzisiaj trochę 'ostro', no ale :) Mam nadzieję, że nowy szablon wam się podoba. Sama robiłam :D Jakby coś przeszkadzało, albo było nie tak, to dajcie znać, to poprawię ;) No to chyba na tyle. Następny należy do Natalii :-).
Usunięci z listy informowanych: